01.12.2017
"Nazywam się Shin SooRin. Mam 18 lat i chyba naprawdę nie mam już co robić ze swoim życiem, że wzięłam się za pisanie "pamiętnika" na niedługi czas przed śmiercią. To już 60 dzień kiedy tu jestem. Jest coraz gorzej. Ledwo staję na równe nogi. Leki, które biorę, nic nie dają, a tylko pogarszają mój stan, zarówno psychiczny jak i fizyczny.
Dlaczego nikt mi nie powie, że umrę?
Każdy dzień spędzony tutaj jest taki sam. Lekarze i pielęgniarki wchodzą do mojej sali z wymalowanym na twarzy coraz to smutniejszym uśmiechem, który tylko potwierdza to, że jest ze mną gorzej, ale mimo to próbującym dodać mi w pewien sposób otuchy. Kiedy pytam ich, czy umrę- głuchną. Zmieniają temat i udają, że tego nie usłyszeli. Dlaczego tak bardzo unikają tego tematu mimo iż wiedzą jak jest? Zapewne nie chcą mnie tym bardziej przytłaczać ale... co za różnica kiedy oni i ja doskonale wiemy, że wkrótce mnie już tu nie będzie?
Kiedy dowiedziałam się, że mam białaczkę, moje życie rozsypało się na milion kawałków. Legło w gruzach. Każdy, który otrzymał tę informację, natychmiast się ode mnie odwrócił. Chłopak- zamiast wspierać mnie w tych chwilach, stwierdził, że im szybciej o mnie zapomni, tym lepiej dla niego. Przyjaciele- identyczna sytuacja. Stwierdzili, że lepiej będzie oswoić się z tym, że już mnie nie ma. A rodzice? Boją się. Boją się ze mną rozmawiać. Boją się spojrzeć na umierającą córkę. Boją się zapytać mnie jak się czuję, bo dobrze znają odpowiedź. Oni w przeciwieństwie do lekarzy i pielęgniarek nie głuchną, a kłamią. Bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego co niedługo się wydarzy, a mimo to, mówią, że będzie dobrze. Zupełnie jak do małego dziecka. W każdym razie, nie wychodzi im to. Widzę zaszklone oczy mamy i taty, kiedy mówią, że wszystko się ułoży i, że będę normalnie żyć. Słyszę ich drżenie w głosach. A kiedy pytam ich dlaczego ronią łzy, podczas kiedy mówią, że wszystko będzie w porządku, odpowiadają, że to dlatego bo nie mogą patrzeć na to w jakim jestem stanie. Moi rodzice to tchórze.
Teraz kiedy siedzę tutaj, chora, jest mi wszystko jedno. Dotarło do mnie to, że czeka mnie śmierć. Jestem w pełni świadoma tego, że umrę. Wciąż jednak się z tym nie pogodziłam. Codziennie zadaję sobie pytanie: dlaczego ja? Wszystko było idealne. Miałam kochającego mnie chłopaka, największe i najprawdziwsze grono przyjaciół. Nikomu nigdy nie wchodziłam w drogę, nie żywiłam do nikogo szczególnej urazy. Szanowałam każdego. Nawet mych wrogów. Postępowałam według Bożych Przykazań, a więc co zrobiłam nie tak? Czym sobie na to zasłużyłam?
Miałam wszystko czego chciałam. W jeden dzień to wszystko straciłam.
Dziś, siedząc tu, na szpitalnym łóżku, wiem, że nie ma czegoś takiego jak prawdziwa przyjaźń, czy miłość.
Cały świat to scena, a ludzie na nim to tylko aktorzy. Każdy z nich wchodzi na scenę i znika, a kiedy na niej jest, gra różne role..."
Zamykam czarny notes i odkładam ze słabością na stolik nocny. Godzina 01:20 w nocy. Oczy same mi się zamykają. Idę spać.
______________________________________________________________
Prolog już za nami :). Mam nadzieję, że jak na mój pierwszy raz nie jest źle, bowiem dopiero zaczynam z moją przygodą z pisaniem. Narazie chyba niezbyt ciekawie się zapowiada, lecz obiecuję, że z upływem czasu opowieść będzie coraz lepsza. ^o^
CZYTASZ
Disease ||p.jm
Fanfiction"Zielone drzewa na tle nieba w wiosennym deszczu, gdy niebo podkreśla niewyraźne kształty wiosennych drzew. Czerwone kwiaty usiały ziemię w pościgu za wiatrem, gdy ziemia oblała się czerwienią od pocałunku" Yeah wiem, ze na okladce jest bład. Nie bi...