Za oknem szalał śnieg, padał już od kilku dni skutecznie odcinając mi możliwość wyjścia z domu. Nie żebym jakoś bardzo chciał wychodzić z domu, bo była to ostatnia czynność jakiej chciałem.
Jedyne, czego chciałem i potrzebowałem to ciebie, bo bez ciebie nie ma mnie.
Ciebie już nie było a ja siedziałem przy oknie na półpiętrze, tam, gdzie zawsze przytulaliśmy się i patrzyliśmy w gwiazdy. Siedziałem owinięty kocem, najszczelniej jak się dało. Nie wiedziałem która godzina, oraz który dzień siedziałem w tej samej pozycji. Playlista, która stworzyłeś dla mnie, pełna twoich ulubionych utworów, przewijała się już setny raz, a ja setny raz myślałem o tobie. Wiem, ze nie chciałeś, żebym tak skończył, ale przecież sam stwierdziłeś, że to nic takiego bo nad tym nie panuje.
Właśnie po tej myśli podnoszę się lekko z dywanu, rozprostowując zdrętwiałe kończyny. Skrawkiem twojej, czarnej koszulki wycieram pojedyncze, zaschnięte łzy z twarzy po czym kieruje się na górne piętro, do sypialni. Duże łóżko przykryte kołdrą w nieładzie, nie pościeliłem go po tym jak z niego ostatni raz wyszedłeś. Nie miałem siły, a może był to zwykły sentyment.
Przeszedłem przez pokój, zatrzymując się przy lustrze. Włosy sięgały już ramion, przetłuszczone i sterczące na wszystkie możliwe strony, błagały o zadbanie. Tak jak ja błagałem ciebie o zadbanie o mnie.
Następną rzeczą, na która zwróciłem uwagę były tatuaże. Doskonale pamietam jak razem poszliśmy do studia, aby zrobić mój pierwszy. Wtedy jeszcze byliśmy przyjaciółmi, przynajmniej tak wtedy cię traktowałem. Zacząłem zauważać cię pod innym względem jakieś pół toku później, kiedy robiłem kolejny tatuaż w twoim towarzystwie. Pamietam, jak trzymałeś mnie za rękę. Tatuowanie szyi było moim marzeniem, jednak było także cholernie bolesne.
Podczas kolejnego tatuowania zauważyłeś moje blizny na rękach, nie byłeś zły. Przytuliłeś mnie i powiedziałeś, ze wszystko będzie dobrze oraz, że będziesz przy mnie. Wiec czemu teraz już cię nie ma?Spojrzałem na bluzę, która miałem na sobie. Tamtego dnia upiliśmy się i wylądowaliśmy u ciebie w łóżku. Rozerwałeś moja koszule, wiec w zamian zabrałem ci twoja bluzę. Potem zrobiłeś nam śniadanie i spędziliśmy dzień pod kocem, przeglądając tumblr i śmiejąc się z rzucanych co jakiś czas żartów.
W tym momencie nie powstrzymywałem się przed płaczem. Łzy obficie moczyły twoja bluzę. Uniosłem wzrok na szafkę nad lustrem i wspiąłem się na palce, aby sięgnąć po mała szkatułkę na niej stojącą.
Otwarłem ją kluczykiem z mojej szyi i zajrzałem do środka. Nie wiedziałeś o jej istnieniu.
Trzęsącymi się rękoma wziąłem przedmiot z jej dna i zdesperowany pobiegłem do łazienki, gubiąc po drodze koc. Nie dbałem o zamknięcie drzwi, i tak nikogo tutaj nie ma, a drogi są nie przejezdne, nie ma mowy o gościach.
Byłem bardzo zdesperowany, pierwsze cięcia przypadły na ramiona, jednak po chwili postanowiłem się nie ograniczać. Przeszedłem z frustracją na nadgarstki, coraz mocniej przyciskając żyletkę do skóry. Próbowałem się opanować, jednak moja podświadomość cały czas szeptała do mnie, ze moją winą jest jego odejście.Brak miejsca na dalsze cięcia. Nie wiedziałem teraz, która z emocji przeważa nad moim ciałem. Wyraźnie zdenerwowany, a może jednak zrozpaczony, rzuciłem żyletką w drugi koniec pomieszczenia. Biały dywan otrzymał pierwsze krople krwi.
Powinienem zadzwonić. Josh przyjechał by i mi pomógł.
Zaśmiałem się na tą myśl. Pewnie jest zajęty piciem gorącej czekolady z faktyczną wybranką jego serca i celebrowaniem z nią świąt.
Na powrót się rozpłakałem, ledwo kontaktując z rzeczywistością owinąłem nadgarstek cienkim bandażem z apteczki. To nic nie da, cięcia są za długie i za głębokie. Powinienem zaszyć to lub cokolwiek.
Jednak podświadomie nie chciałem nic z tym robić. Po prostu położyć się.
I zasnąć, mając nadzieje już nigdy się nie obudzić.—
takie to troszeczkę o niczym, ale mam taki mood i potrzebuje przerwy od mojego pełnowymiarowego fanfika, który za niedługo chyba się pojawi ((: