dzieci z ulicy sezamowej /1

59 3 0
                                    


                                                                                             L E S S L I E

Lesslie już nawet nie pamiętała jak było przed. 


A może przed tak naprawdę nie istniało? 

Może to zawsze wyglądało właśnie w ten gówniany sposób, a wmawianie sobie jakiegoś przed było tylko ułudą i próbą oszukania samej siebie. To było bardzo prawdopodobne. 

Lesslie Walsh marzyła tylko o jednym - znieczuleniu się. 

I to nie dlatego, że chciała w końcu coś poczuć. Było całkowicie inaczej. Less chciała przez moment nic nie czuć. Zawisnąć na granicy życia i pozostać tam jak najdłużej się da. Na trochę odlecieć, zasnąć, przestać istnieć choć na krótki moment. 

Kręciło jej się w głowie, ale w sposób, który jej się podobał. Przyjemny. Lawirowała pomiędzy jasnymi a ciemnymi światłami. Różami a błękitami. Prawdą a kłamstwem.

Coś całkowicie nowego: w codziennym życiu poruszała się tylko w obszarze tylko i wyłącznie kłamstwa.

Ktoś szarpnął ją za ręke. Poczuła niemiłe mrowienie roznoszące  się po całym, odrętwiałym już ciele.

Zimno przenikało ją całą, począwszy od lewego policzka, aż do zdartych kabaretek.

- Lesslie idiotko, wstawaj. Nie mamy czasu, Mike zaraz po nas przyjedzie a ja muszę zadbać o to, żebyś nie obrzygała jego nowego merca.

Lesslie doskonale znała ten głos. Lucy. Jej kochana Lucy. Gdyby miała opisać ją jakimś kolorem zdecydowanie był by to żółty. Ciepła żółć jak początek zachodu słońca lub jak gorący piasek nad morzem. 

- Nie możesz leżeć na betonie przez całą noc. 

Z czarnymi włosami schowanymi za kapturem i  w tej czerwonej szmince od maca, którą Less często od niej pożyczała, Lucy wyglądała naprawdę groźnie. Na tyle, że Lesslie Walsh wstała bez chwili zawachania. Oczywiście na tyle, na ile pozwalał jej jej aktualny stan. 

- Jesteś tak strasznie narąbana... Nie ma opcjii, że Mike wpuści cię do auta.

- Pewnie jest naćpany, i tak nic nie zauważy nawet jeśli wejde tam goła. 

Lucy nienawidziłakiedy Lesslie wytykała błędy innym, kiedy sama nie była idealnym przykładem, więcwzrokiem pełnym dezaprobaty spojrzała na swoją towarzyszke.

- To napewno by zauważył.

Noc była chłodna, ale Lesslie tego nie czuła. Była tak zafascynowana feerią barw, która tworzyła się tuż nad nią i w niej, że nie zwracała uwagi na coś tak przyziemnego jak wiatr, czy ubranie wierzchne. Wszystko było tak perfekcyjnie idealne jak jej makijaż, ogród Waltersonów, czy cała ulica sezamowa. Perfekcyjne jak jej matka, jak księżyć, jak Lucas, który był ale już go nie ma. Który był, ale zniknął.

Przez chwilę Lesslie zastanawiała się, czy jej rodzice już śpią. Ale było to tylko chwilowe, tak szybkie, że przypominało bardziej błysk w trakcie burzy niż rzeczywistą myśl.

Myśli. Myśli Walsh były teraz wyjątkowo kolorowe. Myślała o Lucy i o tym jaka jest silna i piękna. Myślała o tym jak bardzo Mike na nią nie zasługuje, Myślała o gwiazdach i o wszystkich otwartych oknach na świecie. I o Bogu. Ostatnio o nim często myślała.

I myślała także o ich ostatnich wakacjach rodzinnych. Lesslie miała trzynaście lat i doskonale pamiętała jakie wrażenie wywarł na niej Amsterdam. 

Sesame StreetWhere stories live. Discover now