Rozdział 6 część 2

56 11 32
                                    

          Jak to cudownie, że problemy nigdy nie zostawiają ludzi w spokoju, nigdy nie jest nudno dzięki nim, a tak przynajmniej myślał Peter do czasu, aż stojąc w granatowym mundurze, nie był zmuszony do przeszukiwania kosmicznie dużego magazynu w poszukiwaniu jedenastu małych kluczy.

***

          Bruce dostał najprostsze, a zarazem najprzyjemniejsze zadanie, czyli pilnowanie półnagiego Isifebe.

          Było ono łatwe, gdyż strażnik był nieprzytomny i nic nie robił, a jeżeli się budził, to mężczyzna bez obaw mógł go uderzać w głowę i ponownie zabierać przytomność.

          I chociaż promieniał przez to radością, to bardzo ucieszył go widok wracającego Peter'a.

          -- Nie wierzę, że oni nadal się biją. -- rzucił na powitanie i wyciągnął w ich stronę rękę z małymi kluczami.

          -- A ja nie wierzę, że znalezienie kluczy zajęło ci, aż tyle czasu. -- sarknęła Kath, sprawdzając numery na pierwszym kluczu.

          Bruce'owi jako pierwszemu udało się znaleźć swój klucz, którym szybko uwolnił szyję od niewygodnej obrorzy. Uczucie szczęścia, ulgi i wzruszenia ogarnęło go, gdy po czterech latach w końcu zdjął z siebie rażące prądem ustrojstwo.

          Równie emocjonalnie zareagowali inni w tym nawet Altair, który już przyzwyczaił się do więzienia i nie tęsknił za wolnością.

          -- Dobra, to teraz do wyjścia? -- zapytała Mad.

          -- Jeszcze nie. -- odpowiedział jej Selicjo.

          -- Teraz pewnie po jakieś ubrania? -- zgadywał Bruce, uderzając Isifebe, który nagle gwałtownie się podniósł do pozycji siedzącej i otwierał usta, żeby wołać najprawdopodobniej o pomoc. -- I może po jakąś broń?

          Selicjo przyznał mu rację i bez dalszej zwłoki wszyscy opuścili plac, pozostawiając bijących się więźniów i nieprzytomnych strażników za sobą.

          Bez przeszkód przeszli cały korytarz, aż do drzwi prowadzących do recepcji. Nieco to zdziwiło Bruce'a, bo po takim miejscu spodziewał się czegoś więcej.

          -- Mamy jakiś plan? -- zapytał Tobias. -- Chyba nie wejdziemy sobie tak po prostu w sam środek więziennego personelu.

          -- Nie da się ich jakoś ominąć? -- zapytał spokojnie Bruce, spoglądając z nadzieją na Altair'a.

          Mężczyzna niestety odpowiedział przecząco, więc wszyscy ponownie stojąc razem w jaskrawożółtych oraz granatowym stroju wysilali się, żeby wymyślić rozwiązanie problemu, którego wcześniej nie przewidzieli.

          -- A może by tak... -- zaczęła Marie, ale nie skończyła, bo ktoś za ich plecami zaklął.

          Więźniowie odwrócili się i przez chwilę patrzyli tępo, jak dwóch strażników z kubkami z kawą w ręku, celowali w nich pilotami.

          -- Co wy tu robicie? -- zapytał jeden z nich.

          -- Próbujemy obmyślić plan, jak przedostać się stąd do magazynu, macie jakieś błyskotliwe pomysły? -- zapytał Altair, a nadzieja w jego głosie musiała być sztuczna, bo Bruce wątpił, żeby mężczyzna był, aż tak głupi i naprawdę oczekiwał jakiejś odpowiedzi.

          W każdym razie zdezorientowało to dwóch strażników, dzięki czemu rzucający się na nich Tobias był w stanie jednego z nich powalić i pozbawić przytomności.

Władcy CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz