><><Louis><><
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do zagrody z bydłem. Trzeba było zaszczepić młode osobniki i przegrodzić je, aby potem zapędzić na pastwisko. Wydawało się proste, ale wcale takie nie było. Ta praca była ciężka i brudna. O płot opierał się Zayn. Ściągnął skórzane rękawice i przetarł czoło. Przyglądał nam się z szerokim uśmiechem.
- Co się tak cieszysz? - zapytałem.
- Naprawdę miło was oglądać, dzieciaki. - odparł.
Sięgnąłem po rękawice i założyłem je na dłonie. Malik złapał Stylesa za łokieć i coś mu powiedział. Niestety nie słyszałem nic z tego co powiedział. Harry kiwnął głową i spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko. Po chwili podszedł bliżej i wziął swoje rękawice. Zayn wszedł do zagrody, trzymając lasso.
- Co ci powiedział? - zapytałem.
- To co kiedyś. - westchnął.
- Czyli?
- To, że gdy tylko cię skrzywdzę, wykastruje mnie jak byczka. - zaśmiał się. - Naprawdę nie zamierzam sprawdzać prawdziwości jego słów.
- Słuszna decyzja.
Weszliśmy do zagrody i pomogliśmy Malikowi. Ja zarzucałem lasso, Harry przytrzymywał zwierzę, a Zayn szczepił. Praca szła nam bardzo sprawnie. Po dwóch godzinach skończyliśmy. Akurat wybiła pora obiadowa. Wraz z Harrym nie byliśmy głodni. Dopiero co zjedliśmy śniadanie. Zaproponowałem Malikowi, że my damy siana koniom. Ucieszył się i ruszył w kierunku domu. Pozostali pracownicy też tam zmierzali.
- Czemu mu to zaproponowałeś? - jęknął niepocieszony Styles. - Mielibyśmy teraz czas dla siebie, a zamiast tego załatwiłeś nam kolejne zadanie.
- Nie przesadzaj, Hazz. - przewróciłem oczami. - Nie potrwa to długo, chodź, marudo.
Złapałem go za rękę i pociągnąłem w kierunku stajni. W środku było tylko kilka koni. Pozostałe pasły się na pastwiskach lub znajdowały się na zewnątrz. Przeszliśmy do pomieszczenia, gdzie przechowywano siano wraz ze słomą. Harry nie wyglądał na zadowolonego.
- Ty zaczniesz od początku stajni, a ja od drugiego końca. Szybko się z tym uporamy i będziemy mogli zrobić co tylko zechcesz. - zapewniłem.
- Wszystko? - uśmiechnął się szeroko.
- Tak. - zgodziłem się. - Ale w końcu się rusz.
Miałem nadzieję, że Harry nie wymyśli kolejnej konnej wycieczki, chociaż wyprawa nad rzekę byłaby w porządku. Chętnie bym popływał. Ostatnio było bardzo fajnie. Znając zielonookiego zechce on poleżeć na kanapie w domu, gdzie będzie mógł się ze mną po obściskiwać. To nie było takie złe.
Wziąłem nieco siana i ruszyłem do pierwszego boksu. Wrzuciłem je do środka i ponownie skierowałem się do stogu siana. Tę czynność powtórzyłem z sześć razy. Zapamiętałem sobie, aby potem zamieść korytarz, gdyż sporo naprószyliśmy sianem.
- Już skończyłeś? - zapytałem, gdy zauważyłem loczka opierającego się o ścianę.
- Tak, czekałem na ciebie. - powiedział ucieszony.
Podszedł do mnie i szczelnie oplótł ramionami. Zaśmiałem się, gdy zaczął całować moją szyję, po chwili robiąc na niej krwiste malinki. Mruknąłem cichutko i pozwoliłem mu na to. Uwielbiałem, gdy był taki czuły i kochany w stosunku do mnie.
- To co na dziś zaplanowałeś, kowboju? - zapytałem.
- Właśnie to. - odparł.
Nie zdążyłem się zapytać co ma na myśli, kiedy upadł wraz ze mną na stóg siana. Lądowanie było miękkie. Przy upadku spadł mi kapelusz, który stał się teraz mało ważny, gdy Harry złączył nasze wargi razem. Gdy się oderwaliśmy, spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Co tu właściwie robimy? - zapytałem zdziwiony.
- Marzyłem o tym od dawna. - szepnął. - Kochaj się ze mną, Lou.
- Zgłupiałeś. - zawołałem, wybuchając śmiechem. - Teraz? Tutaj?
- Mamy siebie nawzajem, czego nam więcej trzeba? - zapytał, patrząc na mnie niepewnie. - Och... nie mam prezerwatyw ani żadnego nawilżacza.
- Bardziej martwi mnie to, że ktoś mógłby nas tu nakryć. - zauważyłem.
- Nikt tu nie zajrzy. Teraz są na obiedzie, a to potrwa z kilkanaście minut. Następne karmienie zwierząt będzie na wieczór. Nie mają po co tu zaglądać.
- Możemy zrobić to jak ostatnio w cywilizowanych warunkach. - powiedziałem. - Na łóżku w twoim pokoju.
- Możliwe, że byliśmy troszeczkę za głośno i Gemma mnie zabije, jeśli nie damy jej dzisiaj spać i pomyślałem sobie...
- Ona nas słyszała? - poczułem, jak zrobiłem się czerwony na twarzy. - Jak ja jej teraz spojrzę w oczy?
- Nie przejmuj się nią. Ja uwielbiam twój głos. - szepnął i pocałował mnie w kącik ust. - To jak Louis?
- Tak na sianie? - skrzywiłem się.
- Tak. - skinął głową. - Tak na sianie. Obiecałeś przecież, że zrobisz wszystko?
- Myślałem raczej o leniuchowaniu razem na kanapie, niż to.. - westchnąłem.
- Nie chcę, abyś się zmuszał, Lou. Wiem, że nie lubisz robić tego bez gumek...
- W sumie... - zastanowiłem się przez chwilę. - Jeszcze czegoś takiego nie robiłem. - zaśmiałem się. - Może być ciekawie.
- Czyli się zgadzasz? - uśmiechnął się szeroko.
- Robię to tylko dlatego, że tobie ufam, Harry. - powiedziałem po chwili. - Będziesz delikatny, prawda?
- Oczywiście, promyczku. - zapewnił.
- A tylko to siano wejdzie mi do tyłka, to koniec z seksem, Harold. - starałem się brzmieć poważnie, lecz nie udało się i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - Działaj, kowboju.
><><><><><><><><><><><><><
Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!
Myślę, że jeszcze 2-3 rozdziały i skończę Lonely Cowboy ^.^
W Proud until death też zostało mi do napisania tyle samo :)
Dzisiejszy rozdział jest taki sobie, ale za chwilę lecę się podszkolić z HP by napisać ff o naszych magicznych chłopcach - L i H :D
Miłego wieczoru, robaczki! ♥♥♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze!
Do następnego XxX
><><><><><><><><><><><><><
CZYTASZ
Lonely Cowboy ~Larry ❌
Fanfic#7|| Tego dnia padało. Krople spływały po kapeluszach, kiedy szliśmy go pożegnać. Był dobrym człowiekiem. Jego śmierć była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Gdy żegnaliśmy się z nim po raz ostatni, zobaczyłem go. Stał z dala od nas i wpatrywał się w t...