13.

1.7K 57 5
                                    

Po raz pierwszy siedziałem w salonie z chłopakami ( i Samanthą) rozmawiając o czymś, co nie było misją. Dziewczyna była ożywiona i całkowicie pochłonięta przez tematy, jakie występowały.

-Samatha. Pochwal się czymś. My mówimy o tym, co nam się udawało, a ty nic...

-W zasadzie to ja... Od zawsze byłam nudną osobą. -Zaśmiałem się na jej słowa.

-Nie wierzcie jej. Była stuprocentową Rockową dziewczyną. Niech wam żal dupy ściska, że nie widzieliście jej starego zdjęcia. - Momentalnie wszyscy wbili wzrok w jej twarz.

-Taka niewinna istota jak ty...

-Niewinna? -Przerwałem Olafowi.- Ona piwo litrami chleje.

-Casper...-Spojrzała na mnie. Chyba dostrzegłem nutkę złości, ale kompletnie to zignorowałem.

-Nie złość Samanthy. -W progu pokoju pojawił się Boss. -Dziewczyna ostatnio dodaje ci skrzydeł.

Byłem wybity z tropu. Skąd wzięła się w tym człowieku taka duża ilość ciepłości w głosie? Rozejrzałem się po znajomych. Ich twarze również wyrażały zdziwienie, a tekst o dodawaniu skrzydeł.... To już kompletnie coś obcego. Nastała chwila ciszy, którą przerwała dziewczyna.

-Kiedyś grałam na gitarze. -Przyznała.

-Ballady? -Zapytał Olaf. -Czy bardziej hity z radia?

-Elektrycznej... No i w perkusjii byłam także obeznana. -Uśmiechnęła się słodko po czym wstała. -Casper, jedziemy? Chciałam ci pokazać moje nowe miejsce zamieszkania.

Wstałem i oboje wyszliśmy zabierając kurtki i rzucając w stronę towarzyszy krótkie: cześć. To było w zasadzie szybkie i może mało przemyślane, ale po mojej głowie chodziła sprawa z Bossem.

-Polubił Cię. -Powiedziałem odpalając KIA.

-Możliwe. Ty mnie też polubiłeś. Dlaczego więc się dziwisz?- Uniosła jedną brew do góry.

-Uczyłem się niewrażliwości od Szefa. -Łobuzerski uśmieszek zagościł. -A to, że ciebie polubiłem nic nie znaczy. Jesteś jedyną osobą, która jest w jakim kolwiek stopniu ważna.

-A Boss?

-To inna bajka. Jestem mu wierny, ale to jest jak paciorek... Wyuczone.

...
Sam urządziła się dosyć ładnie. Przestrzeni było sporo mimo znajdujących się mebli. Przeważał kolor czarny i biały... Dołownie... Czarne i białe szafki, komody, szuflafy. Biało-Czarne ściany w salonie. Śnieżna kanapa.

-Dwukolorowo tutaj. -Stwierdziłem siadając przy szklanym stoliku.

-Poprzedni właściciel, przyjaciel mojej babci, wierzył, że te kolory są symbolami jednosci. Może to zmienie, ale w zasadzie wystrój jest ładny. Miał delikatny styl. Nic nie zmieniał, gdy odeszła jego żona.

-Rozumiem. -Lekko mnie zatkało. Musiała mieć dobre relacje ze wszystkimi?

-Chcesz coś do picia?

-Kawe. Sypana z jednej łyżeczki. Z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru.

-Znalazłam pracę. -Pochwaliła się wnosząc szklanki po kilku minutach. -Jestem sekretatką.

-To... -Szukałem odpowiedniego słowa. Chciałem jej powiedzieć coś szczerego, ale nie wyklepanego. -Chyba dobrze. Ważne, abyś się nie nudziła tą praca.

-Nie powinnam. -Uśmiechnęła się. -Szef wszystko mi wyjaśnił. Fajny z niego gość.

Poczułem istny ogień we wnątrz ciała. Cały  płonąłem w złości.

-Niech lepiej się trzyma z dala od ciebie.

-Casper... -Położyła dłoń na moim ramieniu. -Co się z tobą dzieje?

-Nie wiem. -Wziąłem wdech na uspokojenie. -Dawno nie ruchałem. Może poziom testosteronu daje mi znać, że czas na wypróżnienie jaj.

-Może tak... Powinieneś spróbować. Nie lubię, gdy jesteś taki nieogarnięty. -Pruszyłem brwiami sugerując, że chcętnie bym z nią się zaspokajał. -Jeszcze czego... -Stwierdziła rozumiejąc mój przekaz. -Możemy iść na imprezę.

-Możemy. -Przyznałem. -Ale miałbyć to taki spokojny dzień. Wiesz... Chciałbym poznać moją przyjaciółkę... -Chciała już coś palnąć, ale ją wyprzedziłem. - Bez żadnych informatorów.

-No ale co ja mam ci mówić... Mam pracę. Dobrą pracę. Chcę w niej wytrwać. Zarabiać hajs na mieszkanie i jedzenie.

-Rozumiem.

-A ty? Nie planujesz? -Pokiwałem przecząco głową. -Nie chcesz zmian?

-Jakich? -Zapytałem lekko zdziwiony.

-No wiesz... Zacząć jak normalny człowiek... Zakochać się, mieć normalną pracę i marzenia.

-Jest dobrze tak, jak jest. -Zmarszczyłem brwi. Dlaczego cały czas widzi we mbie problem? -Mam wszystko co zapragnę.

-Nie masz Roksany. -Powiedziała chcąc mi zdeptać lekko ego, ale widząc jej minę... Pewnie żałowała swoich słów. -Ona jest kobietą, która nigdy nie pójdzie w bok.

-Nie wiem sam, czy napewno chcę ją posiąść. Po prostu jest coś takiego... Dziwnego.

-Nie powinieneś się do niej zbliżać.

-O tym rozmawiałaś z Bossem? -Spuściła wzrok. - Podaj mi powód! -Poniosło mnie. Samantha podskoczyła ze strachu. -Wybacz... Po prostu powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.

-Nie mogę... -Wyszeptała, patrząc na mnie spod powiek. -Obiecałam...

-Dobra, niech ci będzie. -Wstałem zabierając ramoneskę i wyszedłem trzaskając niczemu winnymi drzwiami.

Wsiadłem do samochodu i ze schowka wyciągnąłem czerwone Marlboro. Odpaliłem używkę i patrząc na dym lekko się zawiesiłem. Po sekundzie jednak ogarnąłem się i odpaliłem KIA. Wyłączyłem telefon i przycisnąłem pedał gazu pokonując trasę jeszcze szybciej. Nie kierowałem się nigdzie. Jechałem bez celu naprzód.

------
Następny rozdział planuję dodac szybciej.

Kim Jestem? (+18) {3. Część}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz