Zauważyłam, że jestem niesiona do dużej chatki, przez mężczyznę, który brał udział w wyborach. Był on jednym ze słabszych kandydatów, ale za to był bardzo mądry i rozsądny. Miał wielką szansę na wygraną. W sumie cały czas ją ma. Położył mnie na łóżku i związał, bym nie uciekła.
-Wiesz, że Luna nie wygra- stwierdził brunet.
-Skoro tak, to po co mnie więzisz?- zapytałam, wijąc się na łóżku.
-Chciałem mieć pewność, że wygram, a bez Ciebie ona nie zdąży nikogo sobie znaleźć. Poza tym po wyborach i tak by Ciebie wymieniła na lepszy towar.
-Wypuść mnie, to wrócę do mojej wioski.
-Nie, bo wiem, że i tak tego nie zrobisz.
-A co zamierzasz ze mną zrobić? Nie zamierzasz mnie więzić do końca życia, bo i tak w końcu ktoś się dowie.
-Martwej nikt Cię nie znajdzie- powiedział po czym poczułam ciarki na plecach.
-Proszę nie, zrobię wszystko!- wykrzyknęłam błagając.
-Nic nie potrzebuje. Już dzisiaj będę dowódcą- mówił podchodząc do mnie bliżej, wyciągając coś z kieszeni.
-Stój!-usłyszałam krzyk wychodzący z wejścia do domu.
Zauważyłam Lunę z łukiem, która celowała w głowę bruneta.
-Odsuń się od niej!- wykrzyknęła brązowowłosa.
-Nie musisz tego robić Luna..- powiedział mężczyzna.
-Chciałeś bym straciła szansę w wyborach
-I tak jej nie masz
Zauważyłam łzę lecącą z jej oka. Po czym ona wystrzeliła strzałę, prosto w serce bruneta. Kobieta podbiegła do mnie i pomogła mi się rozplątać.
-Przepraszam- wyjąkałam.
-Zapomnijmy o tym..
-Tyle, że ja nie chcę- powiedziałam patrząc w jej oczy
-Nie rozumiem..
W tym momencie podniosłam się i spojrzałam jej głęboko w oczy. Przybliżyłam swoją twarz do niej i oparłam się jej czołem o mój. Gdy nagle jakaś kobieta o blond włosach weszła do pomieszczenia. Rozpoznawałam jej twarz. Była to partnerka bruneta, który leżał nieżywy na ziemi. Zauważyłam wściekłość na jej twarzy. Odsunęłam się lekko od Luny wyciągając jej sztylet z kieszeni. Blondynka spojrzała się na mnie i zaczęła biegnąc w moją stronę. Była coraz blizej mnie, więc wyjęłam sztylet przede mnie i wbiłam jej go w serce. Poczułam się stasznie. Zabiłam człowieka. Zabiłam kobietę.
-Chodźmy stąd- powiedziała Luna po czym pociągnęła mnie za rękę.
-Wybory jeszcze się nie zaczęły?- zapytałam.
-Właśnie zdradzilaś cel naszej podróży, wielkie dzięki..
-Jesteś jedyną kandydatką. Po co na to iść skoro i tak wiadomo, że zostaniesz dowódcą.
-Trzeba dużo rzeczy sprawdzić.
Po chwili byłyśmy już na miejscu. Ludzi było bardzo dużo, a tylko ja i Luna stanęliśmy z przodu. Ceremonia zaczęła się bez pytań o resztę kandydatów. Podszedł do nas kapłan i kazał wyciągnąć rękę. Naciął wewnętrzną stronę dłoni i sprawdził różnicę krwi.
-Która z was ma zostać dowódcą?-zapytał kapłan.
Luna wystąpiła. Kapłan zmarszczył brwi i spojrzył na nią ze zdziwieniem.
-Przepraszam, ale twoja krew jest jaśniejsza on krwi twojej partnerki- powiedział kapłan.
Luna odwróciła się i spojrzyła się na mnie. Zrobiła kilka kroków do tyłu i pokazała mi oczami, że mam wystąpić. Zrobiłam to co mi kazała. Kapłan spojrzył na mnie kiwając głową. Wziął moją rękę i zamoczył w jakimś naczyniu i pokazał wzrokiem na ścianę, na której było dużo odbić rąk. Podeszłam do niej i odbiłam na niej moją rękę. Tłum zaczął wiwatować i wykrzykiwać moje imię, a ja zastanawiałam się skąd tę imię znają.
CZYTASZ
COMMANDER LEXA || Clexa
ActionLexa jest zwykłym kłusownikiem, lecz kiedy poznaje kobietę o imieniu Luna, to jej życie zaczyna się gwałtownie zmieniać... (Pisałam tą książkę dość dawno, więc jest w niej dużo błędów)