14.

26 2 0
                                    

Wybiła godzina 19. Było ciemno. Czekam od pięciu minut na ławeczkach od strony południowej. Przełykam ślinę, gdy słyszę kroki, szmery. To x! A co, jak to gwałciciel, albo morderca- gwałciciel?!  Za dużo fan fiction, Rose. Nagle zza krzaków wyjawia się postać. Jest wysoka, wysportowana. To chłopak.

-Mike, to ty?- pytam nieśmiało. Cisza. Nagle ktoś łapie mnie za biodra, zatyka usta, a po chwili odkręca, tak, że widzę tylko jego oczy. Są oliwkowe, piękne. Zaraz, przecież takie oczy miał Au...

Moje myśli przerywa pocałunek, który znajomo mi wygladajace oczy,  osoba mi składa. Poznaje ten styl całowania. Tak pocałował mnie na imprezie...

-Nie jestem Mike. Jestem Austin, Austin Lorens. To ze mną tańczyłaś, całowałaś się i chciałaś iść do pokoju- mówi przerywając milczenie, akcentując ostatnie słowo.

-Nie! Nie chciałam się tobą uprawiać seksu!. To ty się na mnie rzuciłeś na imprezie u Paola!- wykrzyczałam mu w twarz. Ale miał minę. Bezcenną.  Nagle znowu mnie pocalował. Odepchnęłam go. Nagle popatrzył się na mnie gniewnie.

-Słuchaj ździro! Dobrze wiemy, co robiłaś  w starej szkole. I przestań pierdolić, że odeszłaś z niej, bo Cię WYPIEPRZYLI NA ZBITY RYJ- zaczął krzyczeć i mnie szarpać. Jego ręka masowała moje plecy. Co chwilę przesuwał ja na moje piersi, masując je przez stanik, wyłuskiwał je. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Czemu ja?

-Jakoś wtedy nie miałaś problemów, by pójść z każdym, kto pomachał Ci kasą przed oczami do łóżka, pamiętasz? Robiłaś to z każdym, wszędzie, byle mieć hajs- cedził przez zasiśnięte do bólu zęby. Płakałam, szarpałam się, lecz było jeszcze gorzej. Zaczął mnie okładać pięściami. Wyłam, płakałam, lecz on nie litował się nade mną.

-Po co tu przyszedłeś?- wyjąkałam, krzywiąc się z bólu. Spojrzał się z chytrym uśmieszkiem. Przestał mnie bić i szarpać.

-A jak myślisz? Nie pamiętasz jakie zamówienia u Ciebie składałem?- zaśmiał się chamsko.

Wspomnienia wróciły. Austin, Liceum w NY, moja nieudana próba samobójcza.

-2x seks orlany i sado-maso poproszę na wynos. Aha, nie lubię czekać, więc zacznijmy tutaj, resztę dokończymy w hotelu Riviva na Dolce 2\45. Zarezerwowałem nam pokój na caaałą noc.- zachichotał, przeciągają słowo całą noc. Przełknęłam ślinę. 

-Rezerwację mamy na 21. Więc mamy jeszcze 1,5 godziny tutaj.

Słyszę już, jak ten skurwiel rozpina rozporek,a potem słyszę jak otwiera prezerwatywę, gdy nagle Austin przewraca czyjaś ręka. Za nim widzę Mike'a. Boże, mój bohater! Austin leży nieprzytomny z rozjebanym nosem, a Mike wzywa karetkę. Ja mam łzy w oczach, że ten debil, za którego uważałam Mike'a Brook'a, uratował mnie przed gwałtem. Kiedy karetka zabrała nieprzytomnego, ale na szczęście oddychającego Austina do szpitala, my z Mike'm usiedliśmy na ławce. Po 5 minutach chłopach przerwał ciszę, która między nami zastała.

-Wezwać karetkę? Nie wyglądasz dobrze.- powiedział sucho, z udawaną troską w głosie, patrząc na mój siny policzek i limo pod okiem.

-Nie. Rany opatrzę sama w domu, a siniaki zakryję pudrem.

Znów nastała cisza...

-Czyli jednak nie zaprzestałaś tego robić- powiedział sucho. Te słowa mnie zdziwiły, a jednocześnie zabolały. Dziwne..

-Czego?- zapytałam zdziwiona.

-Prostytułować się.- odparł, patrząc mi w oczy. Jego ton był coraz bardziej nerwowy, a w głosie było słychać sarkazm i kpinę. Auć.

-Mike, wiesz, że tego nie robiłam z przyjemnością, tylko z musu. I zaprzestałam to dawno robić, od czasu przeprowadzki do Kaliforni. - odpowiedziałam płacząc. Ledwo co w mojej głowie przeanalizowałam fakt, że ledwo co, nie zostałam zgwałcona, a teraz Mike wyjeżdża mi z takim tekstem. Pfff.

-No właśnie widziałem. 

-Właśnie, co tu ty robiłeś?

-Umówiłem się na spacer z Amy, ale w ostatniej chwili odwołała spotkanie, tłumacząc, że babcia ją odwiedziła. Postanowiłem wrócić tą alejką i zastałem Was. Jeszcze pięć minut, a zastałbym Was pieprzących się. - chichra się  sarkastycznym śmiechem.

-Jeszcze pięć minut, a zastałbyś mnie zgwałconą.- poprawiłam go z sarkazmem. Jego mina- bezcenna.

-Inaczej to wyglądało.- odpowiedział z kpiną w głosie.  Łzy same cisnęły mi się do oczu.

-Mike?.. Jak śmiesz! Ja, ja- rozpłakałam się. Wybiegłam z parku. Biegłam przed siebie. Zwolniłam dopiero, gdy dochodziłam do domu. Otworzyłam drzwi, zapaliłam światło, matki jak mogłam się spodziewać oczywiście nie było. Weszłam schodami na górę i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać w poduszkę, zostawiając na niej ślady od tuszu. Odblokowałam Iphone'a i ujrzałam wiadomość od matki.

Mama ♥: Będę za 2 dni. Pojechałam do New Yerasy w interesach. Buziaki, mama ♥.

No super. Ja o mało co nie zostałam zgwałcona, a ona se wyjechała do New Yearsy. Aha, typowa matka. Troskliwa i nieobecna, w momencie, w której jej serio potrzebuje.

_____________________

Wzięłam prysznic, ubrałam moją różową piżamkę z Shawnem, umyłam zęby i odpłynęłam do krainy Morfeusza...

Boże, co tu się działo! Nie zabijcie mnie, plz xD

Teraz ogłoszenia parafialne:

1. Napiszę jeszcze ok. 5-10 rozdziałów i będzie koniec,

2.Mam pomysł na 3-4 ff, które zrealizuję w wakacje,

3. Dostałam sporo wiadomości na pocztę i próźb o Q&A zamiast rozdziału, więc wyczekujcie go niedługo,

4. Kocham Was.







Zamiana Ról |ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz