26.

738 21 1
                                    

Radwan wrócił do domu. Spędzili miły wieczór, rozmawiając o swoich problemach. W sypialni stały jeszcze dwa kartony, w których leżały spakowane rzeczy Adama. Była 22:08. Zmęczona Consalida udała się do łazienki. Umyła się i ubrała w pidżamę. Kiedy wyszła, Krzysztof był w trakcie przygotowywania kolacji. Wiki bez dłuższego zastanowienia rozłożyła łóżko w salonie i pościeliła, nakładając nową pościel w Spider-Man. Ulubioną Krajewskiego... Usiadła wygodnie, przechodząc do pozycji leżącej.
- Ale co Ty robisz? - spytał Radwan, niepewnie spoglądając na kobietę.
- Kładę się spać.
- No chyba zwariowałaś, że będziesz spać na kanapie. Ty idź do siebie. - nakazał.
- Ale to było... - zaczęła, jednak nie dane było jej dokończyć.
- Właśnie. Było moje mieszkanie. - przerwał. - Teraz na leży do Ciebie. - oznajmił.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się. - Dobranoc.
- Śpij dobrze.
Weszła do swojego pokoju i położyła się wygodnie na łóżku. Zamknęła oczy i momentalne zasnęła.
---
Rano obudził ją hałas zza okna. Leniwie przeciągnęła ręce i przeszła do półsiedzącej pozycji. Przetarła oczy i spojrzała za szybę. Na dworze było... niebezpiecznie. Gałęzie wyginały się na wszystkie strony pod wpływem wiatru. Wstała z miejsca i ubrała luźne jeansy i czarną bluzkę. Włosy zostawiła rozpuszczone. Wyszła z pokoju. Na stoliku w kuchni stał talerz z dwiema kanapkami, a obok leżała karteczka.
Smacznego. Zaczynam dyżur o 7:00. Miłego dnia.
Zaśmiała się głośno i spojrzała na zegarek. 9:30. O 10:00 powinna być na miejscu. Zjadła śniadanie, przygotowane przez współlokatora, chwyciła torbę, ubrała buty i wyszła z domu. Drzwi zamknęła na klucz. Po kilku minutach była w pracy. Póki co, nie miała zbyt napiętego planu, więc, korzystając z tej okazji wykręciła numer Adama. Ten zaś, w tym momencie kłócił się z Oliwią, o to, że wybrała nianię dla Józia za jego plecami. Zadzwonił telefon. Spojrzał na niego, przetarł oczy, a serce zaczęło bić mocniej. Blondynka zerknęła na wyświetlacz. Zobaczyła jej imię.
- Muszę iść. - oznajmił oschle i wyszedł z mieszkania.
- Tak?
- Cześć. Nie przeszkadzam?
- Nie. Jasne, że nie przeszkadzasz. - odparł, schodząc po schodach.
- Kiedy zabierzesz resztę swoich gratów? Zawalają mi sypialnie.
- A do czego jest Ci potrzebna sypialnia? - spytał, nie wytrzymując dystansu między nimi.
- Wiesz co? Masz zabrać te rzeczy i tyle.
Rozłączyła się. Szła korytarzem. Kroku dotrzymywał jej Radwan.
- Jakiś problem?
- Najwyraźniej Krajewski myśli, że mam kochanka.
- No to spokojnie, kochanek zatrzyma dystans.
Zaśmieli się i ruszyli w przeciwne strony. Minęło kilka godzin. Jutro czekała ich wspólna, bardzo trudna operacja. Wpadli na siebie w czasie przerwy.
- Myślisz, że Falkowicz załatwi ten laser? - zaczął.
- Nie wiem. - odpowiedziała, nie patrząc na niego.
- A może przejdziemy na "Pan" i "Pani"? Bo chyba chłodniej między nami być nie może, Pani doktor. - oznajmił zdenerwowany.
- O co Ci chodzi?! - spojrzała w jego kierunku.
- Nagle mam zabrać rzeczy? Dlaczego? - dopytywał.
- Bo JUŻ TAM NIE MIESZKASZ. - stwierdziła powoli, akcentując każde słowo.
- A kto? - był coraz bardziej rozdrażniony.
Kobieta zaśmiała się kpiąco i opuściła pomieszczenie.
-

Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz