Inny wymiar

119 3 1
                                    



Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Wiem, że wiele osób to razi (mnie zresztą też), ale nie mam bety. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i przeczytacie. Kto wie, może ktoś nawet zostawi po sobie ślad :)

____________________

Wszyscy byli już zmęczeni wojną, która trwała od ponad dwudziestu lat. Nikt nie spodziewał się, że pokonanie Voldemorta będzie łatwe, ale też nikt nie zakładał, że pokonanie go będzie prawie, że niemożliwe. Powoli wszyscy tracili nadzieję. Ministerstwo Magii było skorumpowane przez Voldemorta, nikt nie był w stanie nikomu zaufać. Społeczeństwo Czarodziejskie popadło w rozpacz. Nawet Hogwart, który zawsze tętnił życiem był cichy i ponury. Było to ostatnie miejsce, w którym można było poczuć się bezpiecznie, ale gdy nie trzeba oglądać się wciąż za ramię w strachu przed klątwą uśmiercającą zyskuje się czas na rozmyślanie. Ludzi nachodzą myśli o utraconych bliskich i o tych, których boją się stracić. Nawet członkowie Zakonu Feniksa tracili nadzieję.

- Albusie to zbyt ryzykowne. Nie wiemy kogo przywołamy. To czarna magia – warknął Moody uderzając pięścią w stół. Wszyscy członkowie Zakonu Feniksa siedzieli w kuchni na Grimmauld Place 12. Trwała zawarta dyskusja, czarodzieje mieli podzielne zdania co do najnowszego pomysłu Dumbledora.

- Wiem, że to ryzykowne drogi przyjacielu, ale to nasza ostatnia nadzieja – powiedział zmęczony Albus. Lata wojny odbiły się na nim, nie tracił nadziei, ale był wyczerpany. Chciał, aby ta wojna się zakończyła, tak jak wszyscy członkowie zakonu.

- Powiedzcie coś, przemówcie starcowi do rozumu, bo całkiem go postradał! – wrzasnął zbulwersowany Moody.

- Myślę, że Moody ma rację. Nie wiemy kogo to zaklęcie przywoła. To czarna magia, zawsze ma swoją cenę. Może się to odbić przeciwko nam – powiedział Syriusz. James spojrzał na przyjaciela i powoli kiwnął głową na potwierdzenie.

- Równie dobrze możemy przywołać kogoś gorszego od Voldemorta. Nie ryzykujmy, znajdziemy inny sposób. Musi być inne wyjście – powiedział James ściskając rękę żony. Lily przygryzła wargę ze spuszczoną głową.

- Nie – szepnęła. Mimo cicho wypowiedzianego słowa usłyszeli ją wszyscy. W pomieszczeniu zapanowała cisza, Lily zawsze była rozsądna, jej zdanie wysoko cenili.

- Lily – powiedział zdezorientowany James patrząc na żonę.

- Nie, James! To już trwa za długo! Ile jeszcze osób musimy stracić, żeby przejrzeć na oczy?! Nie ma innego sposobu! Nasze dzieci wychowały się w atmosferze grozy, nie chcę, żeby to samo spotkało nasze wnuki! – krzyknęła podnosząc głowę i patrząc mężowi w oczy – James straciliśmy naszego syna w tej wojnie. Czas ją zakończyć – szepnęła. Mimo tego, iż upłynęło już dwadzieścia lat od śmierci ich pierworodnego syna to wciąż bolało. Nikt nie wspominał o Harrym przy Lily i Jamesie. Nawet siedemnastoletni Henry i szesnastoletnia Rose nie poruszali tematu swojego brata. Nie znali dokładnych okoliczności jego śmierci. Nie było ich wtedy jeszcze na świecie. Wiedzieli jedynie, że pierwsze dziecko Jamesa i Lily zginęło z rąk samego Voldemorta kiedy ten miał rok. Żadnych szczegółów.

- Dobrze się czujesz Łapo? – zapytał cicho Remus.

- Tak – odchrząknął Syriusz prostując się – Więc... Kiedy przywołujemy tego zbawcę? – zapytał ze swoim firmowym uśmiechem.

XXXXX

- Dobrze, więc to ma być osoba z innego wymiaru, która pokonała już Voldemorta. Pytanie tylko czy jego Voldemort był tak samo potężny jak nasz – powiedział Artur Weasley, gdy Zakon szykował się do rytuału, który miał sprowadzić Wybrańca.

Inny wymiarWhere stories live. Discover now