19. don't mind all my friend, i know they're all crazy

740 45 63
                                    

- Masz jakiś plan? Wizję, konwencje twórczą, cokolwiek?- spytałam, siedząc w skleoowym wózku, podczas gdy Bradley bez celu wędrował po markecie.

- Um, myślałem o płatkach róż, świecach, białym winie i spaghetti, Alice uwielbia włoską kuchnie.- powiedział nieśmiało, a ja przełknęłam ślinę, widząc jak brunet przygryza wargę.

Odwróciłam szybko głowę starając się pozbyć wszystkich myśli odnośnie Simpsona, które w tamtym momencie krążyły w mojej głowie.

- Makaron!- powiedziałam nieco głośniej niż powinnam, przez co kilka osób się na nas spojarzało.- Jeśli chcesz spaghetti, musisz mieć makaron.- dodałam już ciszej, wskazując na dział z makaronami.

Brunet skręcił w alejkę, wrzucając do wózka opakowanie.

- Co teraz?- spytał, a ja nie wiele myśląc wyszukałam w internecie przepis na spaghetti.

- Wołowina, pomidory, czosnek, cebula, śmietanka, oliwa i oregano.- wyrecytowałam.

Gdy skończyliśmy zakupy, udaliśmy się jeszcze do kwiaciarni, by kupić róże i do sklepu z alkoholami, by wybrać najlepsze czerwone wino jakie tylko mieli.

Bradley zaprowadził Jesse do sąsiadki i mogliśmy zaczynać przygotowania do kolacji.

- Bradley, gdzie twoja cudowna narzeczona przeniosła obrusy?!- krzyknęłam zdenerwowana, do znajdującego się w kuchni chłopaka, który próbował uporać się ze smażeniem mięsa.

- W korytarzu na górze, pierwsza szafka od łazienki!- odpowiedział, na co ja westchnęłam.

Znacie to uczucie, gdy żyjecie w swoim własnym błaganie- i potraficie wszytko w nim znaleźć, bo wiecie gdzie co jest - i nagle pojawia się ktoś, kto wpada na genialny pomysł sprzątania tego bałaganu, czego skutkiem jest właśnie to, że już nic nie znajdziecie? Właśnie tak było z domem Bradley'a i Alice. Jeszcze dwa miesiące temu znałam to mieszkanie na własną kieszeń, wiedziałam co gdzie leży i gdzie się znajduje, a teraz? Teraz nie potrafiłam znaleźć głupiego obrusu, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji.

Nakryłam do stołu, ułożyłam na nim świeczki i powędrowałam do kuchni, by pomóc Simpsonowi w gotowaniu.

- Mam już wszytko pokrojone, a mięso chyba się nadaje. Co teraz?- spytał, a ja zerknęłam do telefonu.

- Według przepisu teraz musimy zrobić sos.- stwierdziłam, po czym wyciągnęłam z szafki garnek, nałam do niego wody i wrzuciłm wcześniej obrane pomidory.

W czasie, kiedy ja dodawałam ziół do sosu, Bradley postanowił dać koncert i już po chwili przyciągnął mnie do siebie, śpiewając Can We Dance.

- Pamiętasz jak osiem lat temu gotowaliśmy, śpiewając dokładnie tą samą piosenkę?- zaśmiał się, kiwając nami we wszytkie możliwe strony.

- Twoja mama wyszła z domu, widząc co zrobiliśmy z kuchnią.- powiedziałam, przez co brunet znowu się zaśmiał, podnosząc mnie i kręcąc wokół własnej osi.

- I talk a lot of shit when I'm drinking, baby.
I'm known to go a little too fast.- zaśpiewał, a gdy z jego twarzy nawet na chwilę nie zniknął uśmiech, postanowiłam do niego dołączyć.

- Don't mind all my friends, I know they're all crazy, but that the only…- śpiewaliśmy, do momentu, w którym moja noga uderzyła w kuchenną szafkę, tym samym wylewając gorący sos pomidorowy prosto na moją białą koszlę.

Syknęłam, czując lekkie pieczenie na plecach, a Bradley natychmiast odłożył mnie na ziemię.

- Cholera.- przeklnął i zanim zdążyłam spytał co robi, brunet chwycił za końce mojej koszuli, ściągając ją ze mnie.

- Ty zdziro!- usłyszałam pisk Alice i zacisnęłam wargi, odwracając się w jej stronę.- Wiedziałam, że prędzej czy później wskoczysz mu do łóżka!

- Al, to nie tak.- zaprzeczył Bradley, a ja momentalnie wyrwałam z jego rąk koszulę, zakładając ją z powrotem na siebie.

- Nie tak?! Czy ty siebie słyszysz?! Ta dziwka zrobiłaby wszystko co tylko byś chciał!- powiedziała wściekła, po czym zwróciła się do mnie.- Nie dość ci, że przez ciebie zostajemy w Anglii?!  Ty szmato!

Podczas gdy Alice obrażała mnie na wszystkie możliwe sposoby, jakie znała, ja spojrzałam na Bradley'a. Brunet stał jak wryty, patrząc w podłogę i zaciskając szczękę. Prychnęłam, gdy przez cały ten czas, Bradley nie odezwał się ani słowem.

- Że niby to ja jestem szmatą?! Naprawdę?! I mówi to dziewczyna, która kazała swojemu narzeczonemu sprzedać dom, rzucić pracę, którą kocha i zostawić rodzinę i przyjaciół, przez to, że  była wściekła, że nie może mieć go tylko dla siebie, bo nie oszukujmy się, Alice, zrobiłaś to tylko dlatego!- wydarłam się.- I okey, nawet jeśli jestem zdzirą, to ty jesteś sto razy większą, skarbie!- rzuciłam i wyszłam z domu, po raz ostatni spoglądając na Bradley'a, który stał cicho.

Swoją drogą wydawało mi się to całkiem zabawne. Czasami w życiu zdarzają się sytuację, dzięki którym okazuję się, ile dla kogoś znaczymy. To właśnie była jedna z nich. Podczas gdy jego narzeczona wyzywała mnie od najgorszych, Bradley nie odezwał się ani słowem i szczerze? Miałam o to do niego wielki żal. Wtedy zrozumiałam, że wszytko działało w jedną stronę. Podczas gdy ja broniłabym go bez względu na konsekwencje, on po prostu stał.

- Phoebe!- usłyszałam za moim plecami, jednak się nie odwróciłam, nie miałam takiego zamiaru.- Phoebe, poczekaj!

Przeczesałam dłonią włosy i zaczęłam iść szybciej, skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Szczerze mówiąc znałam tą okolice jak własną kieszeń, dlatego po chwili udało mi się zgubić bruneta. Usiadłam na ziemi, opierając się o zimną ścianę budynku i zamknęłam oczy, z całej siły starając się nie rozpłakać.

Mimo, że zawsze, ale to zawsze staram się być silna, niektóre sytuacje mnie przerastają. Chyba każdy ma taką osobę, która znaczy dla niej najwięcej i chyba każdy został kiedyś przez tą osobę zraniony.

- Przepraszam.- usłyszałam i momentalnie spięłam całe swoje ciało.- Przepraszam, że na to pozwoliłem.- dodał po chwili, łapiąc mnie za rękę.

- Nie odezwałeś się ani słowem.- prychnęłam, zupełnie tracąc kontrolę nad łzami, które zaczęły spływać po mojej twarzy.

- Wiem, naprawdę przepraszam.- wyszeptał, obejmując mnie, a ja mu na to pozwoliłam.- Już nigdy nikt, ani nic, nie stanie pomiędzy nami, dobrze?- spytał, na co ja pokiwałam głową.- Co powiesz na pizzę u Bena, huh? Nie żeby coś, ale trochę zgłodniałem.- zaśmiał się, a ja… No właśnie, po prostu mu wybaczyłam i uwierzyłam, że już nigdy mnie nie skrzywdzi.

🌹🌹🌹🌹
Od tego rozdziału zaczęło się AYF i cóż, chyba nie muszę mówić, że w mojej głowie był  on lepszy.

Jak tam u was? Macie już ferie?

Lots of love,
fallen xx

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz