Rozdział 4

221 36 25
                                    

Minęła chwila, zanim zorientowałam się, kto za mną stoi. Nim zdążyłam odwrócić się i zobaczyć Damona we własnej osobie, poczułam zapach jego męskich perfum. Pachniał miętą i szczerze mówiąc, uwielbiałam ją. Kochałam tę perfumę za zmysłowość i intensywność. Mój niedoszły mąż pryskał się taką samą. Na samą myśl o nim westchnęłam z irytacją. 

Jedyne, co lubiłam w Lucasie to właśnie jego perfumy. Niczym więcej mnie nie zachwycił, jeśli mam być szczera, Cassie.

Ugh. Świetnie. Jak zwykle masz coś do powiedzenia, pomyślałam. 

Mężczyzna podszedł do Helen i pocałował ją na przywitanie. Dopiero w tamtej chwili zerknęłam na niego po raz pierwszy. 

Lekki zarost, szeroka szczęka, wydatne kości policzkowe i pełne usta. Włosy w lekkim nieładzie, rozwiane przez pogodę i brązowe oczy, które po pocałunku zaczęły mnie świdrować. 

Poczułam się niezręcznie po tym, jak zostałam przyłapana na patrzeniu się na ich pocałunek. Wydał się mi bardzo intymny, mimo że w jadalni znajdowali się także jego rodzice, którzy również widzieli to, co ja.  

Nie wiedziała co ze sobą zrobić, zresztą, po raz drugi. Spuściłam wzrok na swój talerz. Nie miałam pojęcia, że takie wrażenie wywrze na mnie Damon Smith. 

Kąciki ust bruneta powędrowały lekko do góry, uśmiechając się prawie niedostrzegalnie. Skierował się w kierunku swojej matki, by przywitać się z nią buziakiem w policzek. 

— W końcu jesteś — odpowiedziała jego rodzicielka, po czym uśmiechnęła się z troską w oczach. — Siadaj. — Wskazała mu miejsce obok siebie. 

— Kochanie, poznaj Cassandrę — wtrąciła się Helen. — To ona przygotuje nasz ślub — dodała, zerkając na mnie. Moja pewność siebie znacznie spadła po zjawieniu się bruneta.

Uniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy Damona. Siedział naprzeciwko mnie i patrzył się na mnie podejrzliwie. Przełknęłam ślinę.

  — Cassandra Ad... — zaczęłam się przedstawiać, ale nie dokończyłam, bo przerwał mi jego głęboki głos.

 — Dlaczego mam powierzyć tak ważne zadanie osobie, której w ogóle nie znam? — Zignorował moją wyciągniętą rękę i utkwił spojrzenie w Helen. — Skąd pewność, że niczego nie zepsuje? Nic o niej nie wiem, może podaje się za kogoś, kim nie jest — mruknął, zerkając na dziewczynę. 

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nikt mnie nigdy nie oskarżył o taką rzecz. A mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie, nie wiadomo dlaczego, nie darzył mnie sympatią. To było widać. 

 — Wypraszam sobie — powiedziałam, patrząc na niego złowrogo. — Jestem tą, za którą się podaję, a ty jesteś bezczelny, bo mnie obrażasz — syknęłam wściekle. 

 — Nie pamiętam, żebyśmy byli na ty — prychnął Damon, poprawiając koszulę, którą miał podwiniętą do łokci.

  Co za gbur!

— Synu, jak ty się zachowujesz? To nasz gość. Bądź kulturalniejszy — upomniał go William. 

Przez tę krótką wymianę zdań całkowicie zapomniałam, że siedziałam w rezydencji państwa Smith i że obok mnie była narzeczona tego tutaj. 

— Nic złego nie zrobiłem. To wasz gość rozmawia ze mną, jakbyśmy byli przyjaciółmi — mruknął, patrząc się obojętnym wzrokiem na swojego ojca. — Ja tylko wyjaśniłem tej pani pewne rzeczy.

— Przecież to także twój gość, Damonie. Ten dom jest twój. My tylko przyjechaliśmy tutaj, bo poprosiła nas o to Helen — odezwała się Lucinda. — Rozumiem, że masz ciężki charakter, ale chcemy ci pomóc przy ślubie. Powinieneś to docenić. — Kobieta spojrzała na mnie przepraszająco.

Zmiana planówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz