13

270 21 0
                                    

Chciałam równocześnie nakrzyczeć ją w twarz, uciekać i płakać. Co ona niby wiedziała o piłce? Nawet jeśli, to wygranie meczu nie zagwarantuje jej bycie lepszą czy najlepszą. Miałam tego dość. Nie mogłam jej dłużej znieść. Puściłam rękę Laurensa. 

-Sorki, Laurens - popatrzyłam smutno - nie mam ochoty tu dłużej siedzieć.

Wstałam z ławki i zaczęłam iść w stronę budynku szkoły.

-Akkie, stój! - zawołali Elise z Laurensem.

Gdy byli już przy mnie, znów się zaczęło. Głowa bolała coraz mocniej, słyszałam szum i prawie upadłam, gdy ktoś mnie złapał. Miałam jeszcze przytomność.

To był Laurens. Wyglądał na bardzo przestraszonego i współczującego.

Od razu wokół mnie zbierała się grupa ludzi. Nie zauważyłam Laurensa i mamy. Wszyscy naraz pytali się czy wszystko w porządku, czy pomóc, czy coś boli, itp. Byłam strasznie wkurzona, że miałam ledwo sił, aby krzyknąć, żeby mnie zostawili. W tej chwili zauważyłam Evę. Śmiejącą się. Tego było za dużo. Absolutnie nie przejmowałam się moim stanem i zrobiłam to, co uważałam za słuszne.

-O co ci chodzi? - podeszłam do niej, przepychając się przez tłum - Co ty do mnie masz?

Popatrzyła się na mnie pytająco. 

-Nie mam pojęcia o co ci chodzi, Akkie - zapytała dziwnym tonem - Ja tylko chciałam raz zagrać na zwykłym meczu. Nie mogę?

Aj, rób już co chcesz - krzyknęłam do niej - Mam to wszystko gdzieś. Udowodnij, że jesteś najlepsza i wygraj. Nie obchodzi mnie to.

I odeszłam do szkoły z godnością. Gdyby miała teraz zagrać na mojej pozycji, nie miałam najmniejszej ochoty na to patrzeć. Czułam się fatalnie. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie taką widział. Chciałam tylko płakać.

Siedziałam w kabinie i właśnie to robiłam. Dodatkowo myślałam; co takiego się tam wydarzyło? Czy dobrze zrobiłam? Co, jeśli ominie mnie niespodzianka Joep'a? Co pomyśli mama? W mojej głowie kłębiło się tyle pytań, a odpowiedzi... No właśnie. Nie było żadnej. Popatrzyłam na zegarek na ręce. 15.30. Rozpoczął się mecz. Ciekawość skłoniła mnie, bym wstała, otarła łzy i podeszła do okna. W końcu tyle się naczekałam na ten mecz. Mówi się trudno, tak jak mówiła Elise: W swoim życiu zagram jeszcze milion meczy. Dużo lepszych, niż będzie ten. I na pewno to ja będę najlepszą piłkarką. Eva może tylko pomarzyć. Nie mogę się poddawać z takiej głupoty. 

Usiadłam na parapecie i spojrzałam za okno. Pustki. Gdzie się wszyscy podziali? Zeszłam schodami na dół. Nikogo nie było. Co jest? Zaczęłam iść w stronę parku. W tym momencie ktoś zasłonił mi oczy.

-Zgadnij, kto to? - zapytał się znajomy głos.

-Joep!!! - odsunęłam jego ręce - Co się tu stało? Albo dlaczego właśnie NIC się nie stało? Gdzie wszyscy? Co z meczem?

Joep stał spokojny, a właściwie, w jego wyrazie twarzy można było dostrzec nutkę radości. Taką malutką, ale jednak. Zrozumiałam, że nie lubię być w niewiedzy przez tak długi czas. Jeśli zaraz mi wszystkiego nie wyśpiewa, może zapomnieć o pocałunkach i zmywam się stąd.

-Halo! - powiedziałam lekko zezłoszczona - Zadaję Ci pytania! Raczysz mi odpowiedzieć na jakiekolwiek?

-Może tak, może nie - w końcu usłyszałam jego głos - ale to w odpowiednim czasie.

-Kiedy właśnie teraz jest odpowiedni czas! - założyłam ręce ze złości - No mów!

W końcu z jedynie nutki radości przeszedł do głośnego śmiechu na cały głos. Co mu jest?

Nieświadomie, kąciki moich ust też zaczęły się unosić, ale nie chciałam mu niczego ułatwiać. Wywróciłam oczami i po prostu poszłam dalej. Nie było mi niestety dane.

-Heeeej - chwycił mnie za ręce - Przepraszam, ale jesteś taka urocza, jak się złościsz. I spokojnie, wszystko po kolei.

-No właśnie, wszystko po kolei. Najpierw gdzie są wszyscy? A, i jeśli nie odpowiesz na pytania, po prostu stąd ucieknę i nie wrócę. 

Uśmiechnął się. Też bym sobie nie uwierzyła.

-No dobra, już dobra. Powiem tak: Wszystko to, jest częścią niespodzianki.

No to mnie zszokował.

-Że co? - spytałam zaskoczona - Czyli, że niczego się nie dowiem?

-Dowiesz, ale nie teraz. Wszystko w swoim czasie.

Nie rozumiałam.

-Czyli nie będzie dziś meczu?

-Nie.

-I wszyscy poszli do domów?

-Tak.

Dziwne.

-Czy w ogolę odbędzie się ten mecz?

-Tego już ci nie powiem.

Wyraźnie posmutniałam. Co jeśli wszyscy odeszli, bo nie było mnie? I co w ogóle to wszystko miało wspólnego z niespodzianką? Mój stan zauważył Joep.

-Oooo, nie, proszę - przytulił mnie - już lepiej jakbyś była zła. 

Spróbowałam udać złą minę. Chyba nie wyszło. Joep uśmiechnął się lekko i mnie pocałował. No w końcu. Ciągle byłam trochę smutna.

-Przecież teraz miało być wszystko dobrze - szepnęłam - nic nie rozumiem.

-Jeszcze zobaczysz, że będzie. Obiecuję. 

____________________________________________________________

No witam! Wybaczcie, że ciągle nie ma drugiej książki, ale nie mam ani dobrego pomysłu, ani tytułu, ani bohaterów, ale spokojnie. Do końca tygodnia na 100% pojawi się tu 1 rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Pozdrawiam!  :****






Gdyby jednak...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz