Biały kotek na śniegu

268 7 2
                                    

NARRATOR: Scorpius Malfoy

.

.

.


Zima, zima, zima, pada, pada mąka!
Biały kotek kocha czary,
bajzel robi nie do wiary!
Kap, kap, kap,
puff, puff, puff...
bęc! Ojć! Znów...



---oOo---



Zima, zima, zima, pada, pada śnieg!
Wszędzie biało, wszędzie śnieży,
zimny śnieżek wkoło leży.
Dzyń, dzyń, dzyń,
dzyń, dzyń, dzyń,
dzyń,
dzyń,
dzyń!

Twoje ręce, ostatnio, często są zimne.

Za każdym razem gdy to zauważam, zastanawiam się, jak mógłbym je rozgrzać...

Hmm. Mam... jakąś kuriozalną obsesję na punkcie rozgrzewania twojego ciała.

Powinieneś się cieszyć. Nie każdego los łaskawy darzy takim zaszczytem...

Oh; może... może ty już wiesz. Prawdopodobnie tak. To przecież oczywiste. Dla kogo by nie było? Pożyłby z nami – ze mną, ale z tobą też, to kluczowe, rzecz jasna – z dobę, iii... cóż, tak, i by było wiadomo.

Co się dzieje.

U nas.

We mnie. Zwłaszcza.

Khemzmieniamytemat.

To ja dziś... chciałem zrobić babeczki. Te twoje. Znaczy, mugolskie. W kuchni. Sam.

Ja. W kuchni. Sam.

Każdy mądry – a nawet taki mniej mądry; a może i nawet każdy głupi, nie wiem, w tym kontekście znam tylko ciebie – natychmiast by mnie wygonił. I zbeształ – żebym sobie porządnie, tak raz a dobrze, po wieki/na wieki do głowy wbił... że ja i kuchnia to mieszanka wybuchowa.

Dosłownie.

Szkoda, dlatego, że... ciebie akurat wtedy w pobliżu nie było, by zbawić mój świat. Nie, byłeś wtedy na zakupach – coś że światełka na choinkę, bo stare już nietenteges. Tymczasem mój świat (po części nasz. W sumie, w większości twój, bo ja z kuchni korzystam tylko gdy... właśnie, gdy ciebie nie ma) stanął sobie na kilka zawałotwórczych chwil grozy w ogniu.

Dzięki ktokolwiekodkryłmagię, że mamy czary – bo w takich momentach to naprawdę ostatnia deska ratunku.

I szczęście, że akurat tym razem nie musiałem niczego się chwytać, lecz mogłem skorzystać z kilku prostych słów (w tym miejscu podziękowania szybują na miotle do odkrywcy zaklęć niewerbalnych). Różdżka bowiem, jak się później okazało, spoczywała sobie w kieszeni moich spodni, w kupce rzeczy do prania.

Huh. Prawdopodobnie powinienem nauczyć się być ździebko ostrożniejszy. Albo lepiej od razu kilka... ździebków... ździebek... (co za różnica, i tak wiadomo, o czym mowa); bo po co narażać się na powielanie starych błędów, jedynie w niższych cenach?

Może i góry złota gdzieś tam mamy, ale obawiam się, mimo wszystko, że nas na tego rodzaju wydatki nie byłoby specjalnie stać.

No szkoda, że przez te wszystkie lata nie rozwinął się we mnie magicznie ukryty talent do gotowania. Lub przynajmniej jako takie zdolności pozwalające w miarę swobodnie i bezpiecznie obracać się wśród garnków, patelni, pieców i różnych podobności.

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz