- SLITH...GRYFFINDOR!!!
Sparaliżowana podeszłam do stołu mojego domu. Dało się słyszeć różne szepty. Z racji tego, iż byłam ostatnia na liście, zaraz po moim przydziale na stołach zaczęły się pojawiać przeróżne potrawy. Usiadłam obok Remusa. Okazał się on miłym i nieśmiałym molem książkowym. Dowiedziałam się też, że nigdy nie miał przyjaciół...
- Masz mnie! - Powiedziałam i przytuliłam go. Chłopak, nieco zaskaczony, odwzajemnił gest. Rozmawiało mi się z nim naprawdę dobrze. Czułam, że między nami kwitła przyjaźń. Mimo to, że z wierzchu widziałam pogodnego zielonookiego chłopca z drobnymi bliznami na twarzy, w głębi duszy czułam, że to tylko taka maska...
Po skończonej uczcie prefekci zaprowadzili nas do naszego Pokoju Wspólnego i rozdali plany lekcji. Pokój Wspólny naszego domu był duży i przytulny. Kolorami przewodnymi była żółć i czerwień. Stamtąd udaliśmy się do swoich dormitoriów. Mi przypadło dzielić pokój z Lily Evans, Dorcas Meadowes i Agnes Faux. Dziewczyny nie wyraziły jakichkolwiek chęci do nawiązania znajomości, więc ja również się z tym nie trudziłam. Bez zbędnych ceregieli przebrałam się w piżamę i zwyczajnie usnęłam.
Obudziłam się o 7:30. Miałam akurat pół godziny na wyszykowanie się. Wspaniale. Po kilku minutach wyszłam z łazienki ubrana i odświeżona. Wzięłam torbę z książkami i wyszłam.
Na śniadanie zjadłam tylko płatki z mlekiem, bo nie byłam specjalnie głodna. Udałam się na pierwszą lekcję - eliksiry ze Ślizgonami.
Zmierzając w stronę sali natrafiłam na chłopców poznanych dzień wcześniej w pociągu.- Cześć! - Zaczęłam.
- Hej! Co teraz mamy? - Spytał James.
- Eliksiry ze Slytherinem.
- Aha... Ej dawaj siadamy z tyłu!
- No dobra.
Weszliśmy do klasy aby zająć miejsca.
W najdalszym końcu klasy stały dwie wolne ławki. Przypadek? Nie sądzę. Syriusz i James zajęli ostanią jednoznacznie sugerując bym ja z Remusem usiadła przed nimi. Tak też zrobiliśmy. Wtem do klasy wszedł przysadzisty człowiek o pogodnej twarzy.- Dzień dobry! - Krzyknął z zapałem.
- Dzień dobry! - Odpowiedziała klasa.
- Ja jestem Horacy Slughorn i będę was uczył eliksirów... - Tu się wyłączyłam. Rozmyślałam tylko o dwóch rzeczach.
Po pierwsze: Czy uda mi się w domu przeżyć oraz czy wróce na drugi rok cała.
Po drugie: Co się stało Remusowi? Pobił go ktoś?! Nie... To raczej nie są ślady pobicia. To jak... pocięcie? Kto by mu pociął twarz?... To są przecież stare blizny. A może wypadek miał?
Z zamyślenia wyrwał mnie główny powód moich rozmyślań.- Halo, Alice żyjesz?
- Eee... co? Ja?
- Tak do ciebie mówię. - Uśmiechnął się. - Wiesz w ogóle co robimy?
- Nie. Zamyśliłam się. - Powiedziałam z rumieńcem na twarzy.
Zaśmiał się.
- Teraz powinniśmy robić eliksir leczniczy.
Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu profesora manewrującego między stolikami.
- Panie profesorze! - Zawołałam zgłaszając się.
- Tak panno...?
- Moon. Panie profesorze, a do czego jest nam potrzebna wiedza na temat sporządzania eliksiru leczniczego? Przecież mamy pielęgniarkę.
- No więc panno Moon. Ta wiedza na pewno przyda się wam gdyby jakieś zwierzę was zadrapało lub ugryzło. -Na te słowa Remus zmarkotniał. Tylko dlaczego?
Bez zbędnych pytań przystąpiliśmy do sporządzania eliksiru. Szło nam całkiem nieźle, czego nie można było powiedzieć o tych z tyłu.
- Zwiększ ogień!
- Za cienko to pociąłeś!
- Nie za mało tego wlałeś?
Po jakimś czasie profesor podszedł do naszego stolika.
- Wspaniale! Zaraz skończycie! Gryffindor zdobywa 10 punktów!
- Oho! Widać, że facet faworyzuje Gryfonów. - Pomyślałam.
Teraz podszedł do Jamesa i Syriusza. Zacmokał zdegustowany.
- No, chłopaki... jesteście pewni, że tak było w przepisie?
- Tak. - Odpowiedzieli zgodnie.
- Aha... -Profesor odszedł w stronę innej pary.
- O Merlinie! - Krzyknęłam odwracając się. - Ten eliksir miał być srebrny, a nie fioletowy!
- Serio? - Spytali zdziwieni. Cała nasza czwórka zaczęła się śmiać.
- No, dobrze moi drodzy! - Zawołał po jakimś czasie nauczyciel. - Możecie się już zbierać.
Resztę dnia spędziliśmy w takim samym składzie śmiejąc się i żartując.
- Alice... - Zagadnął Black kiedy zmierzaliśmy w stronę Pokoju Wspólnego. - Przyszła byś do nas o 21:00, żeby pograć w butelkę?
- A czy jest w tym jakieś drugie dno? -
Zapytałam podejrzliwie.- Oczywiście, że nie! - Wtrącił się James.
- Na pewno? - Uniosłam do góry brew.
- Ehh... Dobra, masz nas. - Poddał się brązowowłosy. - Chcemy wymyślić jakiś kawał na Smarkerusa.
- No to trzeba było tak od razu! Pa, widzimy się o dwudziestej pierwszej! - Powiedziałam wbiegając po schodach do dormitorium dziewczyn.
***
- Cholera! Jestem spóźniona, a to wszystko przez książki. - Pomyślałam biegnąc do dormitorium chłopaków z książką w dłoni. Wpadłam do ich pokoju jak burza zderzając się z Jamesem. Od razu go przytuliłam na powitanie.
- Cześć! Sory za spóźnienie, ale się trochę zaczytałam...
- Ja was nie rozumiem. Co wy takiego widzicie w tych książkach? - Spytał młody Black spoglądając to na mnie, to na Remusa.
- No wiesz, bo... książki to jest coś wspaniałego. - Zaczęłam.
- Magicznego. - Poprawił mnie Lupin.
- Nadal nie kumam. - Stwierdził z
filozoficzną miną szarooki.- Ekhem. Nadal tu jestem. -Przypomniał o sobie James. - Macie jakieś pomysły, żeby podokuczać Smarkowi?
- Ja chyba mam jeden. - Stwierdził konspiracyjnie Syriusz.
_______________
5 gwiazdek i piszę dalej 😏
CZYTASZ
Hello! I'm Marauder.
FanfictionImpreza. Jedna wielka impreza. Tylko w ten sposób można określić życie pewnej grupy nastolatków. Ich życie nigdy nie wyglądało normalnie, wszystko sprawą tego, że ze wszystkimi z nich jest coś nie tak. Impreza na pół Hogwartu. - Spoko. Wypad do Zak...