2 ''Pierwszy dzień''

251 26 0
                                    

- SLITH...GRYFFINDOR!!!

   Sparaliżowana podeszłam do stołu mojego domu. Dało się słyszeć różne szepty. Z racji tego, iż byłam ostatnia na liście, zaraz po moim przydziale na stołach zaczęły się pojawiać przeróżne potrawy. Usiadłam obok Remusa. Okazał się on miłym i nieśmiałym molem książkowym. Dowiedziałam się też, że nigdy nie miał przyjaciół...

- Masz mnie! - Powiedziałam i przytuliłam go. Chłopak, nieco zaskaczony, odwzajemnił gest. Rozmawiało mi się z nim naprawdę dobrze. Czułam, że między nami kwitła przyjaźń. Mimo to, że z wierzchu widziałam pogodnego zielonookiego chłopca z drobnymi bliznami na twarzy, w głębi duszy czułam, że to tylko taka maska...

   Po skończonej uczcie prefekci zaprowadzili nas do naszego Pokoju Wspólnego i rozdali plany lekcji. Pokój Wspólny naszego domu był duży i przytulny. Kolorami przewodnymi była żółć i czerwień. Stamtąd udaliśmy się do swoich dormitoriów. Mi przypadło dzielić pokój z Lily Evans, Dorcas Meadowes i Agnes Faux. Dziewczyny nie wyraziły jakichkolwiek chęci do nawiązania znajomości, więc ja również się z tym nie trudziłam. Bez zbędnych ceregieli przebrałam się w piżamę i zwyczajnie usnęłam.

   Obudziłam się o 7:30. Miałam akurat pół godziny na wyszykowanie się. Wspaniale. Po kilku minutach wyszłam z łazienki ubrana i odświeżona. Wzięłam torbę z książkami i wyszłam.
Na śniadanie zjadłam tylko płatki z mlekiem, bo nie byłam specjalnie głodna. Udałam się na pierwszą lekcję - eliksiry ze Ślizgonami.
Zmierzając w stronę sali natrafiłam na chłopców poznanych dzień wcześniej w pociągu.

- Cześć! - Zaczęłam.

- Hej! Co teraz mamy? - Spytał James.

- Eliksiry ze Slytherinem.

- Aha... Ej dawaj siadamy z tyłu!

- No dobra.

   Weszliśmy do klasy aby zająć miejsca.
W najdalszym końcu klasy stały dwie wolne ławki. Przypadek? Nie sądzę. Syriusz i James zajęli ostanią jednoznacznie sugerując bym ja z Remusem usiadła przed nimi. Tak też zrobiliśmy. Wtem do klasy wszedł przysadzisty człowiek o pogodnej twarzy.

- Dzień dobry! - Krzyknął z zapałem.

- Dzień dobry! - Odpowiedziała klasa.

- Ja jestem Horacy Slughorn i będę was uczył eliksirów... - Tu się wyłączyłam. Rozmyślałam tylko o dwóch rzeczach.
Po pierwsze: Czy uda mi się w domu przeżyć oraz czy wróce na drugi rok cała.
Po drugie: Co się stało Remusowi? Pobił go ktoś?! Nie... To raczej nie są ślady pobicia. To jak... pocięcie? Kto by mu pociął twarz?... To są przecież stare blizny. A może wypadek miał?
Z zamyślenia wyrwał mnie główny powód moich rozmyślań.

- Halo, Alice żyjesz?

- Eee... co? Ja?

- Tak do ciebie mówię. - Uśmiechnął się. - Wiesz w ogóle co robimy?

- Nie. Zamyśliłam się. - Powiedziałam z rumieńcem na twarzy.

Zaśmiał się.

- Teraz powinniśmy robić eliksir leczniczy.

Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu profesora manewrującego między stolikami.

- Panie profesorze! - Zawołałam zgłaszając się.

- Tak panno...?

- Moon. Panie profesorze, a do czego jest nam potrzebna wiedza na temat sporządzania eliksiru leczniczego? Przecież mamy pielęgniarkę.

- No więc panno Moon. Ta wiedza na pewno przyda się wam gdyby jakieś zwierzę was zadrapało lub ugryzło. -Na te słowa Remus zmarkotniał. Tylko dlaczego?

Bez zbędnych pytań przystąpiliśmy do sporządzania eliksiru. Szło nam całkiem nieźle, czego nie można było powiedzieć o tych z tyłu.

- Zwiększ ogień!

- Za cienko to pociąłeś!

- Nie za mało tego wlałeś?

Po jakimś czasie profesor podszedł do naszego stolika.

- Wspaniale! Zaraz skończycie! Gryffindor zdobywa 10 punktów!

- Oho! Widać, że facet faworyzuje Gryfonów. - Pomyślałam.

Teraz podszedł do Jamesa i Syriusza. Zacmokał zdegustowany.

- No, chłopaki... jesteście pewni, że tak było w przepisie?

- Tak. - Odpowiedzieli zgodnie.

- Aha... -Profesor odszedł w stronę innej pary.

- O Merlinie! - Krzyknęłam odwracając się. - Ten eliksir miał być srebrny, a nie fioletowy!

- Serio? - Spytali zdziwieni. Cała nasza czwórka zaczęła się śmiać.

- No, dobrze moi drodzy! - Zawołał po jakimś czasie nauczyciel. - Możecie się już zbierać.

Resztę dnia spędziliśmy w takim samym składzie śmiejąc się i żartując.

- Alice... - Zagadnął Black kiedy zmierzaliśmy w stronę Pokoju Wspólnego. - Przyszła byś do nas o 21:00, żeby pograć w butelkę?

- A czy jest w tym jakieś drugie dno? -
Zapytałam podejrzliwie.

- Oczywiście, że nie! - Wtrącił się James.

- Na pewno? - Uniosłam do góry brew.

- Ehh... Dobra, masz nas. - Poddał się brązowowłosy. - Chcemy wymyślić jakiś kawał na Smarkerusa.

- No to trzeba było tak od razu! Pa, widzimy się o dwudziestej pierwszej! - Powiedziałam wbiegając po schodach do dormitorium dziewczyn.

***

- Cholera! Jestem spóźniona, a to wszystko przez książki. - Pomyślałam biegnąc do dormitorium chłopaków z książką w dłoni. Wpadłam do ich pokoju jak burza zderzając się z Jamesem. Od razu go przytuliłam na powitanie.

- Cześć! Sory za spóźnienie, ale się trochę zaczytałam...

- Ja was nie rozumiem. Co wy takiego widzicie w tych książkach? - Spytał młody Black spoglądając to na mnie, to na Remusa.

- No wiesz, bo... książki to jest coś wspaniałego. - Zaczęłam.

- Magicznego. - Poprawił mnie Lupin.

- Nadal nie kumam. - Stwierdził z
filozoficzną miną szarooki.

- Ekhem. Nadal tu jestem. -Przypomniał o sobie James. - Macie jakieś pomysły, żeby podokuczać Smarkowi?

- Ja chyba mam jeden. - Stwierdził konspiracyjnie Syriusz.

_______________
5 gwiazdek i piszę dalej 😏

Hello! I'm Marauder.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz