-Tak mi przykro.-poczułem jak gładzi mnie po plecach.
-Mamo ja go tak bardzo kocham.-spojrzałem na nią.
-Kiedy umarł?-zapytała.
-On...-głos mi zadrżał.-On umarł ponad dwadzieścia lat temu.-moja mama zrobiła duże oczy.
-Ale to jak...?-pokiwała głową na boki, nie mogąc tego zrozumieć.
-Mamo ja go widziałem. Tak wiem, jestem chory, ale dzięki temu mogłem go poznać.-moja rodzicielka pokiwała przecząco głową.
-Nie jesteś chory. To przez to miejsce. Wracasz ze mną do domu.-powiedziała stanowczo, łapiąc mnie za nadgarstek.
-Mamo ja nie mogę, przepraszam.-wyrwałem dłoń i cofnąłem się parę kroków w tył.
-To, co ty zamierzasz zrobić?-zapytała.
-Zamierzam się dowiedzieć, co go trzyma w tym miejscu i go uwolnić, choć bym miał przypłacić za to życiem.-moja mama zrobiła duże oczy.
-Nie zgadzam się.-powiedziała stanowczo.
-Przepraszam, ale nie mogę cię posłuchać.-spuściłem wzrok na podłogę.
-Czyli co? Chcesz się zabić tak? A ja mam na to pozwolić?-mówiła, a jej głos się załamywał.
-Jeżeli będę musiał to tak, jeśli jestem twoim synem, zrozumiesz to.-powiedziałem stanowczo.
-Nie zgadzam się na to.-powiedziała.-Wybacz, ale nie będę przy ty uczestniczyć.-odwróciła się napięcie i odeszła.
-Przepraszam mamo!-zawołałem za nią. Spojrzałem na dziewczyny. Wyglądały na spokojne i opanowane. Odszedłem od ich pokoi i stanąłem na korytarzu, opierając się o chłodną ścianę. -"Andy proszę, jeśli źle robię, powstrzymaj mnie."-w moich oczach pojawiły się łzy. Wtedy usłyszałem stukot obcasów. Zobaczyłem pani Jenkins. Dała mi małą fiolkę i strzykawkę.
-Co z tymi dziewczynami?-zapytała, uspokajając oddech po szybkim przebyciu drogi.
-Są gotowe.-skinąłem głową. Podeszliśmy do Johanny.
-Możecie zaczynać.-uśmiechnęła się blado. Pani Jenkins wręczyła mi w dłoń dużą strzykawkę.
-To jest śmiertelna dawka.-powiedziała i wyszła z pokoju. Spojrzałem na szatynkę. Wbiłem strzykawkę w rurkę i nacisnąłem, wlewając płyn do środka, który dostał się do jej żył. Dziewczyna dostała drgawek, lecz po paru minutach opadła bezwładnie ze wzrokiem utkwionym w sufit. Patrzyłem na nią przerażony.
-Johanna?-zapytałem niepewnie. Cofnąłem się do wyjścia. Czułem, jak zbiera mi się na wymioty, widok martwej osoby był okropny. Spojrzałem na panią Jenkins.
-Teraz Tracy.-powiedziała bez wzruszenia, chodź, po jej oczach było widać, że wrzeszczy z przerażenia w środku. Podszedłem do panela z paroma gałkami i licznikami.-Przekręcasz tą gałkę zwiększając moc.-wytłumaczyła i odeszła na korytarz. Spojrzałem na Tracy i zacząłem powoli przekręcać gałkę. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć i się szarpać dygocząc pod wpływem prądu. Gdy przekręciłem do połowy opadła bezwładnie. Wyłączyłem urządzenie i cofnąłem się pod ścianę, tłumiąc wymioty i dusząc się powietrzem.
-Boże co ja zrobiłem.-osunąłem się na ziemię. Spojrzałem na strzykawkę, którą trzymałem w dłoni, na niej była przyklejona mała karteczka z napisem Spojrzałem na żyły i wbiłem strzykawkę bez zastanowienia, wcisnąłem cały płyn, po chwili straciłem przytomność.
-Rye co ty wyprawiasz!?-usłyszałem znajomy mi głos. Obudziłem się w naszym pokoju. Zobaczyłem blondyna siedzącego na skraju mojego łóżka.
-Andy kochanie.-usiadłem szybko.
-Chcesz umrzeć?-zapytał od razu.
-Chcę do ciebie wrócić.-wytłumaczyłem, łapiąc go za dłoń.
-Nie rób tego.-powiedział, splatając nasze palce.
-Andy ja się w tobie zakochałem, nie chcę cierpieć rozstania z tobą.-powiedziałem, przysuwając twarz do jego i ocierając nos o jego policzek, był zimny.
-Rye ja tak samo, ale nie możesz umrzeć dla mnie.-spojrzałem mu w oczy.
-Dlaczego na to pozwoliłeś?-zapytałem z wyrzutem.
-Myślałem, że zrobisz to, co każdy...-spojrzał na podłogę.
-Że powieszę się nad twoim łóżkiem?-wstałem gwałtownie.
-Nie Ryan. Myślałem, że będziesz się mnie brzydził, ja naprawdę nie wiedziałem, że aż tak cię pokocham.-zmarszczyłem brwi.
-Nigdy bym się tobą mnie brzydził.-pogładziłem go po policzku.
-Rye ja nie chcę, żebyś sobie coś zrobił, nie chce żeby to potoczyło się, aż tak daleko. Chciałem ci powiedzieć prawdę.-wstał i ujął moją twarz w dłonie.
-Andy ja jestem chory psychicznie, nie chcę reszty życia skończyć w psychiatryku bez ciebie przy moim boku.-oparłem swoje czoło o jego.
-Czas nam się kończy.-wyszeptał blondyn.-Przepraszam, że cię ranię.-złączył nasze usta w pocałunku. Oderwałem się od niego po chwili.
-Powiedz, czemu nie możesz odejść.-zażądałem, czując, że zaraz się obudzę.
-Na początku było to przez doktora Jenkinsa, ale on umarł...teraz jedyną osoba, która mnie tutaj trzyma to...to ty.-spojrzałem na niego zaskoczony.
-Ale jak?-zapytałem, gładząc go po policzku.
-Obiecałem ci, że cię nie zostawię.-wtedy wszystko ułożyło mi się w jedną całość.
-Też ci to obiecałem, przepraszam, że nie dotrzymałem słowa.-objąłem go w tali.
-Jak to nie dotrzymałeś słowa. Człowieku ty, dla mnie życie sobie omal nie odebrałeś.-uśmiechnął się, co sprawiło, że moje serce zaczęło szybciej bić. Jego uśmiech był najpiękniejszy na całym świecie.
-Zrobię to.-wyszeptałem i wbiłem się w jego usta. Kiedy nasze wargi zaczęły się o siebie ocierać, czułem, że świat zwalnia, nie liczyło się nic poza nami. Oderwałem się od niego gładząc delikatnie jego policzek. Obudziłem się na podłodze przedpokojami z martwymi calami dziewczyn. Wstałem szybko, co spowodowało, że omal znów nie przewróciłem się na ziemię. Wybiegłem na korytarz, tam czekała na mnie pani Jenkins.
-Musi mi pani pomóc. Chcę do niego dołączyć.-powiedziałem szybko.
-Ale jak?-zapytała zaskoczona.
-Ma pani leki przeciw bólowe?-zapytałem szybko.
-Mam, w gabinecie.-ruszyłem szybko korytarzem na górę. Gdy wybiegłem na korytarz, zobaczyłem na dużym zegarze 5:28. Zostało mało czasu do rozpoczęcia pracy lekarzy. Wbiegłem do gabinetu i zacząłem przeszukiwać szafki, udało mi się szybko odnaleźć okrągłe pudełeczko. Ruszyłem biegiem do pokoju. Miejsca gdzie pierwszy raz zobaczyłem blondyna. Wbiegłem do środka. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na pudełeczko leków.
-Miałbym zakończyć to wszystko teraz?-zapytałem sam siebie.-Skoro ja nie odróżniam jawy od rzeczywistości, to co innego mi zostaje?-wtedy poczułem dłoń na ramieniu, podskoczyłem, a pudełeczko upadło ze stukotem. Na łóżku siedział Andy bez śliniaków z prześlicznym uśmiechem na ustach.
-Hej Rye.-powiedział radośnie.
-Jak ty?-patrzyłem na niego z niedowierzaniem.
-Znasz już prawdę.-powiedział, wstając i podchodząc do mnie, a ja cofałem się do momentu, gdy moje plecy napotkały ścianę. Patrzył mi w oczy, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Tak bardzo cię przepraszam. Boisz się mnie. Nie chcę tego, ale mnie potrafię. Przepraszam, zakochałem się w tobie i nie potrafię odejść. Rye, proszę nie zostawiaj mnie.-wyszlochał, wtulając się w moją klatkę piersiową.-Muszę...-przerwał mi.
-Nie przeżyje tu bez ciebie.-mówił cały czas mocno mnie przytulając.-Tak bardzo cię przepraszam. Nie chcę tego, ale mnie potrafię. Przepraszam, zakochałem się w tobie i nie potrafię odejść.-spojrzał mi w oczy.
-To nie twoja wina.-powiedziałem, tuląc go do swojego ciała.
-Zostanę, ile zechcesz, jak będziesz kazał mi odejść, odejdę.-powiedział stanowczo, chodź widziałem, że bardzo boli go to postanowienie.
-Nie chcę, byś odchodził. Chcę być z tobą na zawsze. Kocham cię-powiedziałem i wbiłem się w jego usta. Całowaliśmy się bez opamiętania, lecz kiedy oderwaliśmy się od siebie, poczułem tak wielki brak jego bliskości.-Też cię kocham.-powiedział ze łzami w oczach. Usiedliśmy na łóżku, podniosłem pudełeczko leków i spojrzałem na Andy'ego.
-Nie musisz.-powiedział, łapiąc mnie za dłoń.
-Chcę.-uśmiechnąłem się i włożyłem do buzi garść białych pigułek, złapałem butelkę, stojąc na półce i wziąłem parę dużych łyków, krztusząc się, połkałem wszystkie tabletki. Andy pogładził mnie po policzku. Położyłem się a Andy przy mnie. Wyciągnąłem z kieszeni zapalniczkę i zapaliłem, patrzyliśmy na ogień, aż do po chwili nasze spojrzenia się skrzyżowały. Pocałowałem blondyna, najczulej jak potrafiłem. Całowaliśmy się przez cały czas, do momentu, gdy poczułem, że zaczynam robić się senny, Andy pocałował ostatni raz i przytulił, a ja nie mając już siły go objąć, odpłynąłem.
Hej witajcie. To jest ostatni rozdział tej książki. Dajcie znać jak wam się podobała i ta książka i widzimy się w epilogu w którym dostaniecie więcej informacji.
CZYTASZ
Painkiller-*Randy*
Ficção AdolescenteRye-widzi to, czego inni nie widzą. Andy-boi się tego, co czai się w ciemności. Brooklyn-nie chce zostać sam. Mickey-nigdy nie poszedł spać spokojnie. Jack-w każdym widzi diabła. Chłopcy poznają się w szpitalu psychiatrycznym. Czy takie sposoby lecz...