Nazajutrz z samego rana zaraz po porannej rutynie poszłam zrobić sobie śniadanie. W tym celu na moją białą bluzkę narzuciłam czarny sweter, aby mieć pewność, że nikt nie dostrzeże żadnej z moich blizn. Wyszłam z pokoju i ruszyłam korytarzem ku windzie, która zabrała mnie na piętro wyżej. Przekroczyłam próg kuchni i automatycznie przystanęłam w miejscu na widok bałaganu tam panującego. Wszędzie walały się puste butelki po alkoholu, brudne naczynia, puste paczki po chipsach i pudełka po paru pizzach. Z ciekawości zajrzałam do salonu gdzie zastałam podobny widok, tyle że tam do tego dochodzili sami imprezowicze. Tony i Clint leżeli wtuleni w siebie na kanapie, Nat na fotelu, Bruce pod stołem, a Steve... No właśnie. Jego pozycja biła wszystkie na głowę. Plecami oparty o jedną nogę stołu z nogami na drugim fotelu i rękoma na twarzy Bannera. Wszystko komponowało się w piękny obrazeczek, któremu od razu zrobiłam zdjęcie. W sumie to nawet dwa. Jedno zwykłe, a drugie - moje selfie czy jak to tam nazywają z nimi w tle. Oj te chyba wrzucę do internetu z pod piskiem "tacy waleczni, a alkohol ich pokonał", o albo "no i znowu będzie trzeba ich niańczyć, bo kac morderca ich odwiedził".
Zastanawiając się nad treścią, zaburczało mi w brzuchu dzięki czemu przypomniałam sobie cel mojego pobytu tutaj. Wróciłam do kuchni, gdzie od razu ogarnęłam (wraz z salonem) zbierając do worka śmieci, a do zmywarki wkładając naczynia. Na koniec przetarłam szmatką blat, wyspę kuchenną i stół. Zadowolona z rezultatu otworzyłam lodówkę wyciągając z niej potrzebne produkty do jajecznicy.
Dziesięć minut później mogłam przenieść jedzenie na talerz i w końcu zjeść coś tego dnia. Naczynie szybko zostało opróżnione, więc schowałam je do zmywarki, a sama poszłam do swojego pokoju.
Leżąc już na swoim łóżku i przeglądając galerię w telefonie, którego nadal nie ogarnęłam w stu procentach, zorientowałam się, że na dzisiejszym zdjęciu nie ma Alexy. Zdziwiona, iż wcześniej tego nie zauważyłam ruszyłam poszukać przyjaciółki.
Zajrzałam do jej pokoju, kuchni, salonu, nawet sali treningowej. Nigdzie jej nie było. Zrezygnowana usiadłam przy wyspie kuchennej, podpierając się łokciami. Nagle mnie oświeciło.
-Jarvis? Gdzie znajdę Loviatar? - zwróciłam się do sztucznej inteligencji.
-Panienka Alex znajduje się na dachu, panno Shar. - odpowiedział wynalazek Starka.
-No tak. Przecież gdzie by indziej. - westchnęłam i ruszyłam w tym kierunku.
Wjechałam windą na samą górę, czyli na dach Stark Tower czy tam Avengers Tower, jak kto woli. Jak zapowiedział Jarvis, Alexa siedziała przy krawędzi budynku wpatrując się w panoramę miasta. Zajęłam miejsce obok niej.
-Byłam u Lokiego. Czemu nie wspominałaś wczoraj, że to niebezpieczne? - odezwała się.
-Miałam zamiar cię dzisiaj do niego zabrać. - odpowiedziałam - Poza tym nie chciałam martwić Mścicieli. Sama widziałaś jak na to wszystko zareagowali.
-Racja, ale jak im nie powiesz to jeszcze bardziej się wściekną, a myślę, że teraz są już wystarczająco.
-Wiesz... Nie zbyt mnie to obchodzi. Jak odzyskam pamięć wynoszę się stąd. Nie ufają mi, nigdy tego nie robili tak jak tobie, boją się, że zdradzę ich przy najbliższej okazji i cały czas kontrolują moje ruchy. Co śmieszne, są przekonani, że o tym nie wiem. - prychnęłam.
-Od początku miałaś zamiar to zrobić?
-Znasz mnie, zawsze mam plan.
-Racja. - westchnęła - Ale przyznaj, że ich lubisz.
-Oczywiście, ale to nie ma sensu jeśli każdy mój ruch sprawia u nich strach.
-A ja? - spytała - Co będzie ze mną?
CZYTASZ
Stracone Wspomnienia |Loki|
FanfictionJestem Shar lub Victoria Peters. Jak kto woli. Moja przeszłość jest tajemnicą, zagadką nie do rozwiązania, labiryntem bez wyjścia. Po dwóch latach mieszkania na Midgardzie i walczenia z nocnymi koszmarami przeszłość, której najzwyklej w świecie nie...