- Matko, co wyście tam robiły? - Jasper złapał się za głowę i okrył Jen błękitnym ręcznikiem, po czym dał jej buziaka w czoło.
- Dziękuję, kochanie. - Złotowłosa trzęsąc się, z promiennym uśmiechem okryła szczelniej ciało.
- Powiedzmy, że miałyśmy mały wypadek... - stłumiłam śmiech i poprawiłam się na kanapie, w której dosłownie tonęłam. To pudrowe ustrojstwo zasysało mnie do swojego wnętrza niczym ruchome piaski.
Bawiąc się kawałkiem puszystego ręcznika, który miałam na sobie rozejrzałam się dookoła. Wnętrze kawiarni utrzymane było w jasnych odcieniach niebieskiego. Duże okna zdobiły liliowe firany sięgające ziemi a na ścianach wisiały liczne obrazy przedstawiające kwiaty. Na stolikach wykonanych z białego drewna znajdowały się pastelowe obrusy wraz ze ślicznymi roślinami w kolorowych doniczkach, które nadawały niepowtarzalny klimat pomieszczeniu a spokojna muzyka w tle sprawiała, że chciało się tu zostać na wieczność.
- Miałyście tylko wyjść z domu, przejść przez rynek i dotrzeć do kawiarni. - Jas pokręcił głową z niedowierzaniem. - To takie trudne?
Wiadomo, że nie planowałyśmy kąpieli w fontannie po drodze ale życie lubi nas zaskakiwać...
- Najważniejsze, że doszłyśmy. - posłałyśmy sobie z Jen dwuznaczne spojrzenia i zaczęłyśmy się cicho śmiać.
- Dziewczyny... dziwny wynalazek.- Jasper przytulił Jennifer od tyłu.
Ughh, jak ja ich uwielbiam. Odkąd są razem, moja przyjaciółka jest zdecydowanie weselsza i promienieje w jego towarzystwie. Cieszę się, że sprawił iż zapomniała o przeszłości...
- Kiedy będzie twój tata, Misiu?
- Lada moment powinien się zjawić. - blondyn spojrzał na zegarek.
Wzięłam pod uwagę, że nie zostaniemy przyjęte do pracy, więc wysłałam pod stołem sms'a pod numer z ogłoszenia o nianię z prośbą o spotkanie.
- Może zrobię wam herbatę?
- Nie... chcemy gorącą czekoladę. - zaproponowała Złotowłosa.
- Z bitą śmietaną. - dodałam.
- I posypką. - powiedziałśymy jednocześnie po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.
- To ja się już nie odzywam. - Jasper oddalił się w kierunku kuchni z rękami uniesionymi w geście kapitulacji. - Ja pieprze, gorąca czekolada w lecie... - zamruczał pod nosem.
Minęło kilka minut zanim się opanowałyśmy. W końcu Jas przyniósł dwa kubki z gorącymi napojami.
- Drogie panie, zamówienie gotowe. - oznajmił niskim głosem kładąc tacę na stoliku.
- Ach, dziękujemy gentelmenie - roześmialiśmy się.
W tym momencie szklane drzwi kawiarni otworzyły się i stanął w nich średniego wzrostu mężczyzna w garniturze z promiennym uśmiechem na twarzy. Na oko miał pięćdziesiąt lat. Okulary oraz trzydniowy zarost dodawały mu powagi ale z opowieści Jen był to człowiek niezwykle sympatyczny i charyzmatyczny. Pan Temly skierował się w naszą stronę i podał mi rękę, którą od razu uścisnęłam, lekko się podnosząc z zabójczej kanapy. Następnie przywitał się z Jennifer oraz ze swoim synem.
- Nazywam się Gregory Temly i jestem właścicielem "White Rose". - oznajmił przyjaźnie.
Biedny, nie ma pojęcia, że wszystko o nim wiem...
Nazwa kawiarni idealnie pasowała do jej wystroju. Nie ukrywam, że bardzo chciałabym tu pracować, chociażby ze względu na atmosferę.
Ojciec Jaspera przedstawił nam obecną sytuację "White Rose", a w przerwach opowiadał rodzinne historie z udziałem chłopaka mojej przyjaciółki i nie ukrywam, że świetnie się bawiłam.
CZYTASZ
It Is Never Easy
Dla nastolatków- Dlaczego mi to kurwa robisz? - usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. - Co takiego? - pochyliłam się nad nim. - Przecież mnie nienawidzisz, powinieneś się cieszyć. - Nie widzisz, że wcale się nie cieszę? - wstał a nasze twarze dzieliło już za...