Kolejna dawka kawy rozbudziła Mingyu. Nie mógł sobie teraz pozwolić na sen. Nie w momencie, w którym myślał w jaki sposób zabić bohatera swojej książki i był w trakcie rozwijania akcji. Chciał, żeby ta śmierć była spektakularna i wzbudzała w czytelniku wiele emocji. Lubił doprowadzać ludzi do frustracji, zabijając najlepszych bohaterów. Wiedział, jakie postacie najbardziej wzbudzają sympatię innych i sprawiają, że ich śmierć porusza czytelnika.
Był świadom tego, że potrzebuje snu, ale nie potrafił zasnąć nawet jeśli tego chciał. Gdy kładł się do łóżka, jego oczy nie potrafiły się zamknąć, a kiedy już się to udało, zaraz się budził. Miał w głowie za dużo pomysłów, których w nocy powstawało najwięcej.
Dochodziła już druga w nocy, a on siedział nad notatnikiem, popijając gorącą kawę, która pobudzała jego umysł.
Zastanawiał się ile już nie spał. W ciągu pięciu dni przespał może tylko trzy godziny i chodził na nogach, bo utrzymywało go na nich jedynie jego gorzkie uzależnienie, jakim była czarna kawa.
Westchnął głęboko i około godziny czwartej położył się do łóżka. Zmęczonym wzrokiem patrzył w sufit, który był oświetlany przez światła z ulicy. W końcu przymknął oczy z nadzieją na zaśnięcie, jednak nic z tego. Jego mózg z jednej strony błagał o sen, a z drugiej nie pozwalał mu odpocząć, tylko zmuszał do wiecznego funkcjonowania.
Przekręcał się z boku na bok i zerknął na zegarek, który stał na szafce nocnej. Piąta nad ranem. Przetarł oczy i wziął w rękę telefon. Włączył muzykę klasyczną, która go uspokajała i starał się ponownie zamknąć oczy. Co prawda odpłynął tylko na trzy godziny, ale to bardzo dużo w porównaniu do poprzednich trzech, które przespał w ciągu pięciu dni.Obudził się, czując się jak nowo narodzony. Trzy krótkie godziny, były dla niego niczym spełnienie najskrytszych marzeń.
Wstał mozolnie z łóżka i skierował się prosto do kuchni, aby nastawić wodę na kawę. Wsypał do szklanki dwie czubate łyżeczki i poszedł do łazienki, by wykonać poranną toaletę. Po tym wrócił do pomieszczenia, w którym był wcześniej i zalał kawę wodą, która już się zagotowała.
Dzień mijał mu stosunkowo szybko. Chodził po mieście, szukając natchnienia. Potrzebował weny i tego czegoś co pociągnie go do pisania.
Usiadł na ławce w parku wsłuchując się w delikatny szum wiatru i zapisywał kolejną kartkę swojego notatnika. Dzięki Bogu pisanie szło mu tego dnia bardzo dobrze i lekko. Nawet nie zauważył, kiedy zaczęło się ściemniać. Wstał energicznie i postanowił pójść do baru, aby czegoś się napić. Tym razem postanowił odsunąć kawę na bok. Dużo napisał, więc postanowił zrobić sobie przerwę i odpocząć od kawy.
Wszedł do lokalu, w którym panował półmrok. Przyjemna woń alkoholu dotarła do jego nosa, na co uniósł jeden kącik ust. Rozejrzał się po pomieszczeniu, aby odnaleźć wolne miejsce i kiedy zobaczył je przy swoim ulubionym stoliku zmierzył w tamtą stronę z uśmiechem.
Był jego ulubionym, ponieważ z tego miejsca miał dobry widok na scenę, na której co tydzień ktoś występował. Lubił słuchać śpiewu innych, choć jak do tej pory żadna z osób, która wystąpiła, nie zrobiła na nim jakiegoś ogromnego wrażenia. Czekał aż pojawi się ten ktoś wyjątkowy, kto bardzo mocno poruszy jego serce i sprawi, że będzie chciał usłyszeć go jeszcze raz.
Westchnął głęboko i uśmiechnął się do kelnerki, która podeszła do niego. Jak zwykle zamówił jego ulubione czerwone wino. Kiedy je dostał, napił się łyka i oblizał wargi, delektując się słodkim smakiem.
Nagle jego serce dosłownie się zatrzymało, kiedy usłyszał anielski głos, który bardzo dobrze znał.
Uniósł głowę, a na jego twarz wkradł się uśmiech, widząc na zawsze najpiękniejszego dla niego Jeona Wonwoo.
CZYTASZ
my own lullaby || meanie ✔
Fanfiction||13.02.2018|| Nocami patrzył w niebo, nie mogąc zasnąć, aż usłyszał śpiew Wonwoo, kołyszący go do snu. fluff, one shot