24. Jestem przywódcą

39 0 1
                                    

Wyszłam na zewnątrz, tak szybko, jak tylko się dało. Zimno zaczęło mi bowiem dokuczać. Rodrick i Asix podążyli za mną. Byli ewidentnie podenerwowani całą sytuacją. Dziewczyna cały czas wpatrywała się w chłopaka, oczekując od niego jakiejkolwiek reakcji na moje działania. Ten wolał najwidoczniej jednak ze mną nie zadzierać. Potrzebowałam uciec od moich myśli...
— Nie mówcie nic o Jus, Sumie i Vex — pouczyłam moich towarzyszy. — To na razie niech pozostanie sekretem.
Widziałam, że książę chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.
— Muszę dowiedzieć się, co się dzieje ze skrzydłami — oświadczyłam księżniczce, która wpatrywała się w mnie z niepokojem. — Mogą się nam jutro przydać.
— Na pewno wszystko jest ok? Nie chcę, żebyś była na mnie zła, czy coś — przejęta brązowowłosa mówiła szybko. — Ja naprawdę przepraszam.
— To nie twoja wina — westchnęłam zmęczona. — Nic nie zrobiłaś.
Co prawda jej nieuwaga mi zaszkodziła, ale nie chciałam się kłócić z nastolatką.
— Ok. — nie wyglądało na to, żeby moje zapewnienie ją uspokoiło. — Pewnie udało im się już wszystko ogarnąć.
— Jednak lepiej to sprawdzę.
Nie zamierzałam tracić już więcej czasu. Tym bardziej po tym, co się stało. Poprawiłam szybkim ruchem swoją czarną kurtkę i pewnie ruszyłam do przodu.
— Co ze snem? — przypomniała mi zmartwiona księżniczka, która postanowiła razem z blondynem iść ze mną.
— Myślisz, że w takich okolicznościach zasnę? — przewróciłam oczami zirytowana.
— No dobrze...
Przemierzaliśmy trasę pomiędzy domkiem a polem namiotowym w ciszy. Z tego stresu rozbolała mnie głowa. Rzadko kiedy ktoś mógł mnie aż tak zdenerwować, ale to, co się stało, sprawiło, że krew w moich żyłach zaczęła buzować. Książę odezwał się w pewnym momencie:
— Nie powinnaś dać gniewowi zawładnąć nad sobą.
— Nie musisz mi mówić nic takiego — miałam już dosyć takich„dobrych rad" od innych. — Czy może chcesz zostać Vex i jak ona dogryzać mi na każdym kroku?
— Nie chciałem cię obrazić, naprawdę. Martwię się tylko, że zemsta przysłoni ci twój prawdziwy cel.
Zatrzymałam się i obróciłam w kierunku chłopaka. Ten wycofał się do tyłu.
— A co jeśli moim celem jest zemsta? — spytałam, a jego twarz wykrzywiła się w niesmaku. — Myślisz, że się zachowuję inaczej, ale to prawdziwa ja. Żyję dla zemsty. Dlatego, żeby pozbyć się Wyroczni.
— Twoje życie zatem musi być bardzo smutne — wymamrotał w odpowiedzi, ale w jego słowach nie dosłyszałam żadnej pogardy.
— Nic o nim nie wiesz — wydusiłam, zaciskając zęby i odsunęłam się od chłopaka.
Spojrzałam ukradkiem na Asix, która złapała za rękaw chłopaka, tak jakby chciała w razie czego powstrzymać chłopaka. Ona zdawała się bardziej mnie rozumieć, ale w tamtym momencie jej mina wyrażała głównie żal. Książę i księżniczka patrzyli wciąż na siebie. Byłam w pewnym momencie przekonana, że rozmawiają ze sobą za pomocą telepatii. Postanowiłam im nie przeszkadzać i nie odzywałam się nawet pół słowem. Nie potrzebowałam bycia ocenianą na każdym kroku. Odwróciłam się i gwałtownie ruszyłam do przodu. Ku mojemu zdziwieniu Rodrick i Asix postanowili dalej iść za mną. Gdy odwróciłam się, zobaczyłam ich zmartwione twarze. Szybko oderwałam od nich wzrok. Nie potrzebowałam współczucia. 


W końcu znaleźliśmy się koło koni, gdzie obiecał być wczoraj Dysk. Towarzyszyła mu Złota Sokolica. Wpatrywali się z czułością w swoje oczy, także zdołaliśmy niespostrzeżenie do nich podejść.

— Dysk! — zwróciłam na siebie uwagę mężczyzny krzykiem. — Dzień dobry.
Oderwał wzrok od ukochanej i przywitał się z nami:
— Dzień dobry.
Poprawił okulary i uśmiechnął się lekko zażenowany.
— Co ze skrzydłami? — przeszłam do konkretów.
— Skorygowaliśmy parę parametrów, także powinny działać jeszcze lepiej. Jednak wszystko zależy od głównego czynnika - wiatru. Le Le rozmawiała z Talitą i według niej z czasem stać ma się porywisty, ale możesz zaryzykować i ich użyć.
— Rozumiem. Poza wiatrem możemy się jeszcze czegoś spodziewać?
Nie zdołałam porozmawiać na ten temat z kobietą, bo poruszyłam pewien prywatny temat, ale wyglądało na to, że skrzatka znalazła rankiem moment, aby z nią pogadać. Przypomniałam sobie pytanie Tality o Le Le i zastanowiło mnie to, jak dobrze się znały.
— Będzie straszny skwar — wtrąciła Złota Sokolica, która głaskała jednego z wierzchowców. — Tak przynajmniej twierdzi ta jasnowidzka.
— Jak fajnie — odparła księżniczka, po której spodziewałabym się odwrotnej odpowiedzi z racji tego, że jest syreną. — Szkoda, że zapomniałam swojej parasolki, ale to nic...
— Wolałabym, żeby było chłodniej podczas walki, ale cóż... — mruknęłam. — To dostarczysz te skrzydła?
— Już, już — potwierdził. — Przyniosę ci obie pary przed wyjazdem, dobrze?
Złota Sokolica pokiwała głową, gdy to usłyszała.
— Nie ma problemu — zapewniłam. — Wiesz może gdzie znajdę Arcymaga?
— Powinien być wciąż w tamtym domu, co wtedy — rzuciła blondynka, nie odrywając wzroku od swojego chłopaka. —Zapewne dyskutują na temat strategii wraz z generałem.
— Przekażcie mu, że ma omówić strategię też z Vex, a najlepiej przypilnujcie ich, by sobie gardeł nie rozszarpali.
— Ja tam do nich pójdę — oświadczył pewnie Rodrick.
— Pomogę ci ogarnąć Arcymaga — zaoferowała swoją pomoc księżniczka, a ten uśmiechnął się w odpowiedzi.
— Ja może też tam pójdę — zaczęłam, ale przerwano mi.
To Złota Sokolica podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramionach.
— Idź lepiej przespać się, dobrze? — nie byłam pewna, czy blondynka wypowiada to kpiącym, czy zmartwionym tonem.
Zgodziłam się na to dla świętego spokoju. Rozeszliśmy się, a ja przez moment zastanawiałam się, czy nie pójść jeszcze do Tality. W końcu jednak porzuciłam ten pomysł. Wróciłam do domku i położyłam się, ale za nic nie mogłam zasnąć. Niepokój. Poczucie zagrożenia życia. Te emocje były zbyt silne. Nie pomagało mi nic, a czas leciał. Wyszłam, więc z założenia, że mogłabym pomóc sobie i wziąć jakiś lek. Sprawdziłam apteczkę Apap, która leżała, przy jej plecaku. Przejrzałam różne fiolki. Wśród nich znalazłam tabletki usypiające. Ku mojemu zdumieniu były do połowy opróżnione. Nie podejrzewałam pielęgniarki o bezsenność ani nikogo w jej otoczeniu. Wątpiłam, żeby Apap oddawała swoje tabletki jakiejś obcej osobie. W przeciwieństwie do tych, co wzięła na dyżur. Wyjęłam bukłak z wodą i popiłam zażytą tabletkę. Tym razem po jakimś czasie udało mi się zasnąć.

Czerwień i biel wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz