34.

780 22 5
                                    

Minął tydzień. Wiktorii nadal nie było. Każde połączenie, które Adam wykonywał, zostawało automatycznie odrzucane. Załamał się, jednak musiał dalej fukncjonować.
Szedł korytarzem, godząc się z myślą, że nie zobaczy w najbliższym czasie ukochanej. Ruszył do pokoju dla personelu i usiadł na kanapie. Spojrzał na drzwi. Poczuł szybkie bicie serca... Towarzyszyły mu szok i radość. Weszła do środka, jak gdyby nigdy nic i rzuciła od niechcenia:
- Cześć.
Wyglądała nieco inaczej. Nabrała kształtów. Przytyła. Upodobniła się do prawdziwej, dojrzewającej kobiety. Zmieniła się. Była jeszcze piękniejsza.
- Cześć. - odpowiedział.
Podziwiał ją od góry do dołu. Uśmiechnął się do siebie, kiedy stanęła do niego tyłem.
- Widziałeś Falkowicza? - spytała, przeglądając papiery.
- Jest w gabinecie.
- Dzięki. - zrobiła parę kroków, w celu wyjścia z pomieszczenia.
- Wiki? - zawołał za nią.
Zatrzymała się na chwilę.
- Wszystko dobrze? Gdzie byłaś? - pytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi.

Po prostu odeszła. Ruszyła w kierunku pomieszczenia obecnego dyrektora. Szła powolnym krokiem, rozmyślając nad wszystkim, co się stało.

Wyjechała na jakiś czas, żeby uporządkować swoje życie. Bezskutecznie. Jest już za późno. Wszystko się zmieni. Już się zmieniło. Kiedy patrzyła w lustro, nie dostrzegała zmian. Miała nadzieję, że inni widzą ją tak samo. Myliła się. Adam, który niejednokrotnie obserwował jej ciało w całej okazałości, bez najmniejszego trudu zorientował się, że wygląda inaczej. Nie wiedział jednak, co jest tego powodem.

Bez pukania weszła do środka. Andrzej siedział na krześle, dumnie spoglądając na swój portret, wiszący na ścianie. Oderwał wzrok i zerknął na Wiktorię.
- Wiki! Witamy z powrotem! - zakrzyknął z uśmiechem na ustach.
- No ja właśnie w tej sprawie. - zaczęła niepewnie.
- Usiądź. - wzkazał na mały fotel, stojący na przeciwko niego i patrzył na nią uważnie. - Kawy? Herbaty? - dodał po chwili, patrząc w innym kierunku.
- Falko, wszystko dobrze? Nie masz gorączki? - spytała, widząc troskę człowieka, który całe życie potrafił pokazywać tylko i wyłącznie, jakim jest narcyzem.
- Oczywiście. Wiki... Ja chyba wiem, co Ci jest. - odparł pewny siebie.
- Nie wiem, o co Ci chodzi... - próbowała ukryć towarzyszący jej strach.
- Wstań. - rozkazał jej.

Zdziwiona wykonała polecenie. Patrzył na nią bez skrępowania. Czuła się dziwnie.

- Powiększone piersi. - zaczął, a Wiktoria próbowała ukryć zażenowanie. - Kobiece kształty...
- Przestań! - przerwała mu.
- Ty jesteś w ciąży!

Zaskoczył ją tym stwierdzeniem. Była pewna, że nikt się nie zorientuje. Była głupia. To przecież Falkowicz. Nie ma bardziej wścipskiego człowieka na Ziemii. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Adam nie może się dowiedzieć o dziecku. Wiedziała, że jeśli ktoś mu o tym powie, to zwyczajnie w świecie znów będzie chciał być blisko niej. Nie może do tego dopuścić. Krajewski ma syna i to na nim powinien skupić całą swoją uwagę. Czasem wydaje jej się, że mu wybaczyła... Ale, gdy widzi gdzieś Oliwię, lub Józia... Wszystko wraca. Wszystko. Strach - przed stratą jedynego mężczyzny w jej życiu, ból - kiedy dostrzega jego starania, wobec syna, miłość - którą darzy go każdego dnia, tęsknota - coś, z czym nie może sobie poradzić, leżąc samotnie w łóżku.

- Tak... - wyrwała się z rozmyśleń i odparła szeptem.
- Który tydzień?
- Dziewiąty.
- Czy Radwan... - chciał spytać, jednak Consalida szybko i skutecznie przerwała ten bezsensowny domysł.
- Nie. - odparła krótko. - Raczej Adam...
- Co?!

Był w szoku. Jego brat po raz drugi w tak krótkim czasie zostanie ojcem... Mimo wszystko, cieszył się. Był pewny, że to dziecko jest dowodem prawdziwej miłości, a nie pustych potrzeb seksualnych.

- Nie chciałam tego. - wyjaśniła.
- Jak on zareagował? - spytał

Nic nie odpowiedziała. Unikała jego wzroku.

- Nie powiedziałaś mu, prawda?

Niepewnie kiwnęła głową. Nagle zadzwonił telefon. Dyrektor chwycił go w dłonie i przyłożył do ucha. Przez dłuższą chwilę milczał.

- Tak? Jasne... Nie... Dobra.  - odezwał się.
- Wszystko gra? - spojrzała na niego niepewnie.
- Potrzebuję chirurga. Na teraz! - złapał się za głowę.
- Ja mogę. I tak chciałabym wrócić.
- W ciąży?
- Tak. Muszę coś robić.
- Idź się przebrać.

Zrobiła to, co kazał. Ubrała fartuch, spodnie i buty i szybko udała się na salę operacyjną. Nie spodziewała się, że nawet tam połączy ich wspólne towarzystwo. To musiało być jakieś fatum. Krajewski jednak był zadowolony z faktu, iż będzie mógł spędzić chociaż chwilę z seksowną panią chirurg, którą jeszcze do niedawna mógł uznawać za swoją własność. Consalida unikała go przez większość operacji, a gdy tylko skończyli, ulotniła się z miejsca, w którym swobodnie mógł ją zatrzymać i zmusić do rozmowy.

Szła korytarzem. Dostrzegła Agatę. Szybko podbiegła do niej i mocno się w nią wtuliła.

- Powiedz mi. - zaczęła szybko. - Czy ja na prawdę aż tak przytyłam?
- Ja nie widzę żadnej różnicy. - odpowiedziała. - Gdzie Ty się podziewałaś?! Nie odbierałaś, nie odpisywałaś!

Rudowłosa chwyciła przyjaciółkę za rękę i zaciągnęła do damskiej toalety.

- Jestem w ciąży. - oznajmiła.
- Co?! - krzyknęła, niedowierzając.
- Ciii!
- Przepraszam. Dlaczego pytasz, czy przytyłaś?
- Bo odnoszę wrażenie, że Adam zauważył zmianę mojego wyglądu...
- Dziwisz się? Widział Cię nago setki razy. Potrafi sobie wyobrazić Twoje ciało zaraz po przebudzeniu.

Na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Agata miała rację. Znał ją jak nikt inny. Każdy fragment jej ciała był bardzo dobrze mu znany. Długo nie da rady tego ukryć.

- Falkowicz też to zobaczył... - stwierdziła ze wstydem w oczach.
- Nim to się nie przejmuj. To jest narcyz. On akurat zawsze wszystko wie. Wydaje mi się, że Ola mu powiedziała...

To była myśl. Tylko w takim razie... Po co kazał jej wstawać i mówił te wszystkie rzeczy? To Falko... Każdy pretekst do nabijania się z kogoś jest wykorzystywany. Jego charakter wygrał. Zawsze wygrywa.

Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz