Rozdział 2

38 2 3
                                    

Wjechałam do bazy przez garaż. Oscar siadł z motoru pierwszy i pognał już do Max'a. Zdjełam kask i chwile głemboko oddychałam. Czeka mnie rozmowa z Vincentem, który teraz jest bardzo drażliwy.
Idąc do gabinetu szefa zatrzymał mnie Mac a za nim stał Oscar. Już siè wygadał...

-Jak ty to zrobiłaś!?- Wrzasną na mnie blondyn.
No jak! Poprostu strzelałam na chybił trafił.
Nie odpowiedziałam tylko poszłan dalej.
-Odpowiadaj jak się o coś pytam!
-Nie rozmawiam z osobami, które mają inteligencje ameby jednokomórkowej.- Powiedziałam obojętnie.
-Jutro o piętnastej widzimy sie na strzelnicy!- Odparł zdecydowanie.
-Zobaczy się.- Odpowiedziałam przyśpieszając kroku.

Będąc przed gabinetem Vincenta, zapukałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, więc weszłam ciekawa czy umarł albo czy trzeba jeszcze dobić. Niestety. Zamiast rozkładających się  powoli zwłok, znalazłam śpiącego Vincenta z głową na biurku. Najpierw zrobiłam telefonem zdjęcie, a potem próbowałam go obudzić. Niestety nic nie działało, więc postanowiłam użyć mojej tajnej broni na szatyna. Na chyliłam się do ucha śpiącego mężczyzny i szepłam mu magiczne zdanie.

-Meggi jest w ciąży.

Natychmiast wstał.

-Meggi! O nie! Będzie chciała alimenty a co najgorsze ślubu!- Zaczął dramatyzować.

-Spokojnie, chciałam Cię tylko obudzić. Meggi nie jest w ciąży- Uspokoiłam chłopaka, siadając na przeciwko szatyna.

-Już bym wolał, żebyś obała mnie wodą- Odparł.- Czego tu chcesz?- Powiedział kiedy się ogarnął.

-A czego mogę chcieć?- Spytałam patrząc się obojętnie na mężczyznę.

- Zapłaty.- Odparł krótko przeglądając jeden z wielu dokumentów.- Zaliczka wynosiła dziesięć tysięcy i dwadzieścia tysięcy zapłaci za dobrze wykonaną robotę...- Chwile sie nad czymś zastanawiał.-Narazie dostaniesz pięć tysięcy, resztę dostaniesz po jego zapłacie.- Odparł podając mi pieniądze. Odliczyłam była równa suma. Schowała pienadze do kombinezonu.

-Wolała bym dziesięć tysięcy no ale cóż może być i tak. Zadzwonić do Natali?- Spytałam widząc jego zmęczenie.

- Jakbyś mogła. Niech zajmie sie odebraniem pieniędzy.

-A i jeszcze jedno!- Przypominało mi się przy wyjściu- Biorę moje zaległe dwa dni wolnego. Chociaż tobie bardziej by się to przydały.

-Oj, przydały by się i to bardzo. A co do wolnego i tak dla ciebie nie mam żadnych zleceń, Max ostatnio bierze wszystko jak leci.- Odparł, próbując uporządkować papiery.

-Miłej nocy.- Odparłam wychodząc z gabinetu.

-Miłej...- Powiedział, kiedy zamknęła drzwi.

Szybkim krokiem poszłam do mojego motocyklu. Na szczęście nie spotkałam nikogo nieporządanego. Założyłam kask i wyjechałam z bazy. Zatrzymałam się przed wyjazdem z magazynów by rozejrzeć się czy nie ma nikogo podejrzanego. Nikogo nie widząc pojechałam do domu.

Byłam już w mieszkaniu za dwadzieścia druga. Odłożyłam kask na szafke z butami. Botki zamieniłam na milusie czerwone kapcie. Poszłam do kuchni zjeść mały jogurt. Otworzyłam lodówkę, a tam pustka.

-Trzeba zrobić zakupy.- Szepłam do siebie, zamykając lodówkę zostawiając ostatni jogurt na rano. Nalałam do szklanki wody i ją wypiłam. Odstawiłam naczynie na blat, idąc już wolny krokiem do łazienki nalać do wanny gorącej wody.
Czekając jak wanna się napełni zaczęłam przeglądać najnowsze wiadomości. Ze zdziwieniem znalazłam reportaż o śmierci Williama Spensera-mojego celu- z ciekawości weszłam w link jakie już informacje juz mają na ten temat.

SkrytobójcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz