11 luty 1715

28 3 0
                                    

- Jake, zapanuj jakoś nad nią! - krzyknął Jaster.
James wszedł właśnie do tawerny, gdzie mieli wraz z bratem obgadać szczegóły planu. Nirali biorąc ostatni łyk ze swojego kufla położyła się na stole, zrzucając z niego wszystkie naczynia.
 - Cholera Jaster, miałeś jej pilnować! - zbulwersował się James. - Ile wypiła?
 - Nie nalałem jej nawet do pełna! Nie sądziłem, że po dwóch łykach piwa będzie się tak zachowywać!
Dziewczyna podniosła się i spojrzała wymownie na Jastera. Ledwo potrafiła utrzymać równowagę.
 - Ja przynajmniej nie abordażuję wozu z sianem - zarzuciła mu Nira.
Jej wypowiedź przypominała bardziej bezsensowny bulgot, niż zdanie. James na myśl o wspomnianym wozie uśmiechnął się szeroko.
 - Nira, możesz zejść ze stołu? - poprosił. - Ściągasz na nas uwagę.
 - Niech się patrzą jeśli chcą! Niech mnie podziwiają! - krzyknęła.
James nie wytrzymał, wziął ją na ręce i posadził obok siebie. Dziewczyna od razu osunęła mu się na ramię.
 - Kocham cię, wiesz? - zapytała.
 - Wiem wiem, śpij już - odparł James.
Jaster zmrużył oczy i uśmiechnął się.
 - Słowa pijanego są myślami trzeźwego, pamiętaj o tym - zażartował.
 - Przypominając sobie twoje wyczyny, nie wierzę, że na co dzień myślisz o takich popieprzonych rzeczach - zripostował James. - Dowiedziałeś się czegoś przez te dwa dni? Jakieś informacje o tym całym Richardzie?
Nirali wtuliła się mu w ramię jeszcze mocniej.
 - W całej Hawanie nie ma żadnego człowieka o tym imieniu. Mam jednak namiary na niejakiego Augusto Ricardo. Portugalczyk, działacz na rzecz zakonu. Dla jasności, Ricardo to hiszpańska wersja imienia Richard - wyjaśnił Jaster, odkorkowując butelkę rumu. - Możliwe, że przez to nabawił się właśnie takowej ksywki.
Gdy już przechylał naczynie z trunkiem ku swoim ustom, James szybkim ruchem zabrał mu go sprzed nosa.
 - O nie braciszku, do czasu rozwikłania sprawy będziesz na odwyku. Nie zostawisz mnie z tym problemem sam - orzekł.
 - Przecież nie jesteś sam, masz pod swoją komendą najgroźniejszą zabójczynię naszego bractwa - powiedział Jaster, patrząc się na śpiącą Nirali, która pod wpływem nagłego ruchu Jamesa obudziła się, lecz niemal od razu wróciła do swojej drzemki.
 - Powiedz mi więcej na temat pana Augusto, bardzo chętnie złożę mu wizytę.
 - Otóż jest on właścicielem tawerny nieopodal portu. Rozpoznasz ją po szyldzie przedstawiającym templarski krzyż, niezbyt oryginalne jeśli mnie zapytać.
James zamarł na chwilę w bezruchu, po czym zamaszystym szarpnięciem założył na siebie kaptur.
 - Czyś ty do końca zwariował? Przecież siedzimy w tej tawernie! - krzyknął przyciszonym tonem.
 - Faktycznie! Powinieneś się więc cieszyć, nie musisz daleko chodzić.
Po tych słowach wstał, zabrał spod dłoni Jamesa swoją butelkę i spokojnym krokiem oddalił się z tawerny. Jake został sam, ze śpiącą dziewczyną na ramieniu.
 - Nira do diabła, obudź się - potrząsnął nią zdenerwowany.
 - Co? Czas podnieść kotwicę? No to żagle w górę! Płyniem...
James zasłonił jej usta zanim ta wydała najgłośniejszy dźwięk, jaki była w stanie z siebie wydusić.
 - Dasz radę sama wrócić na White Crow'a? Mam tu pewną rzecz do załatwienia.
 - Znowu mnie zostawisz na pół roku? Czy ty zdajesz sobie sprawę jak ja za tobą tęskniłam? - zapytała pretensjonalnie Nirali.
- Przepraszam, że tak zniknąłem bez słowa, obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Tymczasem proszę cię, zlituj się i wróć na Kruka, możesz położyć się w mojej kajucie jeśli chcesz. Robi się późno, za niedługo sam tam przyjdę.
Słysząc to, Nira wstała i chwiejnym krokiem udała się w stronę wyjścia. James poprawił kaptur i podszedł do baru. Na jego szczęście, pozostali goście znajdowali się już w stanie podobnym do Nirali i nie zdawali się zbyt zainteresowani całą sytuacją. James usiadł na stołku zastanawiając się, jak to rozegrać. Barman zbliżył się do niego.
- Co polać? - zapytał.
- Rumu - odparł krótko chłopak.
Barman wyciągnął spod lady butelkę i postawił przy nim miedziany kubek, następnie napełnił go do połowy.
- Sprowadza cię tu coś konkretnego? Może byłbym w stanie pomóc? - zaproponował barman.
- Właściwie, to tak. Szukam człowieka o imieniu Augusto Ricardo. Rzekomo jest właścicielem tego przybytku.
Nagle podeszło do niego kilku mężczyzn. Byli ubrani w potargane ubrania i buty. Wyglądali na typowych, barowych awanturników.
- Nie podobasz mi się - przecedził przez zęby jeden z nich.
- Jeśli mam być szczery, ty też nie jesteś najpiękniejszy - odparł pewnie James, nawet nie odwracając głowy w ich stronę.
Zdenerwowany jegomość wymierzył w niego cios, ale James bez większego wysiłku go zablokował. Chwycił butelkę z baru i już miał brać zamach, gdy nagle poczuł pistolet przy skroni.
- Nawet nie próbuj - zaanonsował barman trzymając palec na spuście. - Co do pana Ricardo, niestety się spóźniłeś, został on zamordowany kilka dni temu.
James błyskawicznym uderzeniem złamał barmanowi łokieć, wyginając go w drugą stronę, nim ten w ogóle zdążył zareagować. Mężczyzna krzyknął przeraźliwie, wypuszczając broń z dłoni. Grupa awanturników, która przez cały czas się temu przyglądała, sięgnęła po broń. Jeden z nich zamachnął się na Jamesa, lecz ten wysunął z rękawów ostrza i krzyżując je nad głową zatrzymał cięcie, po czym wykonał natychmiastową serię pchnięć w klatkę piersiową napastnika. Jego ciało z hukiem runęło na podłogę. Widząc to, reszta osiłków uciekła w popłochu. Za ladą, barman wciąż zwijał się z bólu. James przeskoczył nad nią i stanął nad ofiarą. Jego czarny płaszcz oraz kaptur rzucający cień na górną część twarzy sprawiały, że wyglądał w tym momencie jak widmo śmierci.
- Panie Ricardo - zaczął.
- Cz... Czego ode mnie chcesz? - zająkał się barman. - Przecież mówiłem, Ricardo nie żyje.
- Przekonajmy się. Która kończyna jest ci najmniej potrzebna? - zapytał James, chwytając go za drugą, zdrową rękę.
- Proszę! Nie! - błagał karczmarz. - Jestem Ricardo! Augusto Ricardo! - krzyczał, a łzy napływały mu do oczu.
- No proszę, nie wiedziałem że sztuka nekromacji jest taka prosta - zaszydził James.
- Możesz już przejść do rzeczy? Czego chcesz? - biadolił Ricardo.
- Nazwisk - odparł zwięźle asasyn.
- Nie myśl, że to zdoła uratować Redlocka. Gdy moi bracia dowiedzą się o mojej śmierci z pewnością wszystko wyjawią Wielkiemu Mistrzowi.
- Nikt nie powiedział, ża mam zamiar cię zabić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Mogę jednak zapewnić ci niewyobrażalne cierpienie, tym większe, im dłużej będziesz zwlekał z wydaniem mi kumpli. Wstawaj! - zarządził James, po czym delikatnie chwycił go za złamaną rękę i wyprowadził go z tawerny.
- Gdzie mnie prowadzisz? - zapytał przerażony Augusto.
- Do piekła. - odpowiedział krótko chłopak.

Gdy dotarli na White Crow'a, towarzysze Jamesa zabrali Ricardo do celi pod pokładem.
- Dajcie mu trochę kaszy! Gdy zajrzę do niego jutro, ma być żywy - rozkazał młody kapitan.
James skierował się do swojej kajuty. Na swoim łóżku zaznał śpiącą Nirali, ubraną w jego biały kaftan. Stał przez chwilę w drzwiach, patrząc na jej piękne oblicze. Cieszył się, że udało jej się dotrzeć na statek całej i zdrowej. Zostawił oręż na swym biurku i już chciał skierować się w stronę kubryków, gdy zatrzymał go zaspany głos swojej przyjaciółki.
- James?
- Hej Nira, co się stało? - zapytał chłopak.
- Przytulisz się do mnie?
James spojrzał na nią z politowaniem. Zdjął buty, płaszcz, następnie położył się obok niej, objął ramieniem i zasnął.

Jedność Ostrzy - Assassin's CreedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz