Nienazwana część 1

128 3 1
                                    

Czułeś kiedykolwiek o poranku, że nie jesteś na swoim miejscu, mimo, że nie piłeś wcześniej ani kropli alkoholu wieczorem ?


Tak wyglądała moja pobudka tego dnia. Oficjalnie stałam się groupie. Ocknęłam się w nieswoim łóżku, z poniekąd obcym mi ( a na dodatek żonatym ! ) facetem, a naokoło pokoju widziałam pozostałych, wciąż śpiących, członków zespołu.

Kiedyś bym mega skakała z radości, ale teraz to nie było tak różowe. Sprawdziłam swój stan na tyle, na ile pozwalało mi obejmujące mnie ramię basisty. 

Nie, na pewno z nim nie spałam, znaczy się spałam, ale nie doszło do niczego aż tak poważnie rzutującego w jego małżeństwo.

Przywołałam w pamięci obraz wieczoru, żeby poukładać sobie jak ja się tu w ogóle znalazłam. Wszystko widziałam jak film, szkoda tylko że to nie był wytwór kina.


No tak, koncert spędzony na barierkach, po raz pierwszy udanie rzucona mi w ręce kostka muzyka, dla którego się tu tarabaniłam za ostatni grosz przy studenckiej duszy. Potem after party w jednym z klubo-barów.   

Siedziałam na krześle przy ladzie, sącząc whisky z lodem, które dostałam po krótkiej gatce-szmatce z barmanem, który widział mój wzrok obserwujący pijących na loży muzyków. 

Slash palił fajkę, a Myles, Frank i Brent chyba grali w karty, bo rzucali coś do cylindra stojącego na blacie.  

Todd zdawał się zamyślony nad szklanką, ale obserwował pomieszczenie. Podbiły do nich starsze, około czterdziestoletnie groupies z krwi i kości, które zapewne na ich pozwolenie już na koncercie dobrały im się do spodni. 

Odgonili je dość szybko, ale czemu się dziwić, każdy był w jakimś-tam związku. Potem ja dalej ich obserwowałam, a basista mnie zauważył i lekko się uśmiechnął. Chyba myślał, że tylko na to czekam i podbiję jak tamte, ale ja siedziałam na swoim miejscu i odpowiedziałam jedynie tak samo, uśmiechem. Po tym geście spojrzałam na swoją szklankę, którą powoli opróżniałam z alkoholu. Westchnęłam, jak na razie wieczór był bardzo miły. Poczułam nad sobą ciepło i zapach męskich perfum wymieszany z potem. Podniosłam wzrok, a nad moją głową widziałam czarne, długie, proste włosy oraz niedaleką parę błękitno-szarych oczu.

- You know, you can join us if you want to. Just ask. – Zaczął płynnie.

 - Nah, it's nice to here, but I don't want to spoil your evening and I don't want to push myself into it. – Odparłam.

 - Oh, c'mon. I see you want to join us. –

 - True, but I don't want to come out as rude. – 

- You won't. and since you are still here, I can tell you won't be trying to rip our shirts off. – 

- Pinkie promise I won't. – Zapewniłam, nie żebym nie chciała, ale nie miałam zamiaru tego próbować. Todd zręcznie wziął moją kurtkę i odsunął mi krzesło. Wzięłam jeszcze szklankę z whisky i przeszłam przez klub do ich loży. 

Kiedy usiadłam pomiędzy muzykami czułam się jak dziecko w Święta. Naprawdę, nie śniłam. Siedziałam otoczona przez moich ulubionych wykonawców. Tuż obok mnie siedział ten, który mnie tu poprosił, czyli Todd. Kiedy po kilku minutach jako tako sztywnej atmosfery poczułam się swobodniej poczekałam, aż Dammit skończy rozmowę z Mylesem, żeby go zaczepić.

- Probably you don't remember, or you just don't recognize me, but I gave you the flag during the show. – Zagaiłam.

 - I know. I recognized you. – Odpowiedział. – That's why the pick went straight to you. – Puścił lekkie oczko. 

Podróż życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz