Rozdział 6.

321 15 24
                                    


Tym razem krócej, ale myślę, że nawet bardziej czytelnie niż w przypadku poprzedniej części. Taka wena mnie naszła, w ciągu kilku godzin napisałam dwa rozdziały. Uff, ja lecę spać a wam pozostawiam do oceny ;) 

Enjoy ;** 

 — Dosyć tego Niklaus —  warknął Elijah w piątkowe południe, spoglądając na brata z naganą —     rusz się, trzeba jej poszukać. 

— Daj spokój bracie —  westchnął Klaus, wygodnie rozsiadając się na kanapie — ciesz się chwilą ciszy i spokoju, to nasze błogosławieństwo i zapewne nie potrwa długo. 

— Rebekah zniknęła dwa dni temu. Jak możesz być tak spokojny? To twoja wina — Elijah nie posiadał się ze zdumienia. 

Klaus uśmiechnął się pod nosem i z irytującym  namaszczeniem przegryzł nadgarstek leżącej na stole nieprzytomnej dziewczyny, którą sprowadził z samego rana. Obserwował jak słodki nektar wolno spływa do podstawionej szklanki ignorując zupełnie pełne urazy spojrzenie starszego brata. 

  — Zostawiła wszystkie swoje rzeczy, więc zapewne planuje już kolejny spektakularny powrót na łono rodziny — wyjaśnił spokojnie — nie pozostaje nam nic innego jak jej na to pozwolić. 

— Rebekah to moja siostra. Dobrze wiesz jaka potrafi być emocjonalna. Jeżeli coś jej się stało...

Klaus westchnął ciężko i z wampirzą szybkością zmaterializował się  kilka centymetrów przed Elijah. 

—     Ledwie dwa dni temu dowiedziała się, że nie łączą nas więzy krwi i już przestała być "naszą" a stała się "waszą" siostrą? —zapytał z kpiną — Rebekah jest pierwotną wampirzycą.  Wbrew wszelkim przesłankom chyba potrafi o siebie zadbać na tyle, żeby przeżyć i do domu wrócić cała i zdrowa biorąc pod uwagę, że nie było nas przy niej przez ostatnie sto lat. Nie sądzę, żeby nasz widok ją ucieszył. Dzięki tobie obu nas nienawidzi tak samo mocno — z tymi słowami opuścił salon rodzinnej posiadłości. 

  — Chyba w tym jednym masz rację —  mruknął Elijah patrząc za oddalającym się bratem. Gdy zniknął mu z pola widzenia chwycił za telefon i wybrał tak dobrze znany sobie numer. 

***

Kol akurat wpijał się w usta ponętnej blondynki, gdy usłyszał dźwięk swojego telefonu. W normalnych warunkach zwyczajnie by to zignorował, ale melodię, która rozbrzmiała w dusznym hotelowym pokoju wybrał na wypadek szczególnych sytuacji- ataku Dhalii, zmartwychwstania Esther, zdjęcia klątwy z Hayley lub czegokolwiek innego co mogło wpłynąć na jego rodzinę. Dzwonić mogły tylko dwie osoby- Klaus lub Elijah. 

— Mam nadzieję, że to ważne — powiedział przykładając aparat do ucha. 

— O ile nadal interesuje cię co dzieje się z naszą siostrą nawet bardzo ważne —  odpowiedział Elijah.

  — A co takiego dzieje się z Bexy? —  zainteresował się Kol. Znał brata na tyle dobrze że wiedział, że to nic dobrego. 

— Dowiedziała się czegoś na temat przeszłości, czegoś co nasza matka ukrywała latami. Załamała się. Nie mogę ci teraz powiedzieć, bo to nie jest temat do rozmowy telefonicznej. Przyjeżdżaj jak najszybciej o ile chcesz pomóc. 

Kol zawahał się na moment. 

— Spędziłem z Bexy pięćdziesiąt ostatnich lat — odparł wreszcie —   gdy zdecydowała się do was wrócić obiecałem jej, że może na mnie liczyć jeśli znów coś schrzanicie. Będę przed zmrokiem bracie. Do zobaczenia. 

Klątwa Pierwotnej RodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz