Letnie szczęście [chanbaek]

36 5 0
                                    

- Mówiłem ci, żebyś spakował się wcześniej - mruknął Chanyeol, opierając się o framugę drzwi.

- Ale robię to teraz - odparłem, próbując zamknąć wypełnioną po brzegi torbę. Co z tego, że jutro już wracamy. Nigdy nie mogę być pewien, na co mam być przygotowany. - Już prawie jestem gotowy, więc możesz przestać patrzeć się na mnie tym wzrokiem.

- Jakim wzrokiem?

- Właśnie takim. Jakbym zrobił coś złego - westchnąłem, siadając na podłodze i chowając twarz w dłoniach.

- Eh, Baekkie. - Usłyszałem jego głos tuż nad sobą, a po chwili poczułem jak jego silne ramiona mnie otaczają. Dzięki temu zawsze czułem się bezpieczniej. Był dla mnie jak latarnia morska, która zawsze wskazuje mi bezpieczny kierunek. - Wcale się na ciebie nie złoszczę. Po prostu marzę o tym, aby nasz wspólny dzień w końcu się zaczął.

Uśmiechnąłem się blado, gdy jego usta musnęły moje czoło. Chciałem przygarnąć go do siebie, jednak on wstał i posłał mi jeden z tych zniewalających uśmiechów, od których miękły mi nogi.

- Szykuj się, a ja sprawdzę czy nasza wałówka jest już gotowa. Spotkamy się przy aucie.

***

Uśmiechnąłem się do niego, gdy otwierał mi drzwi od strony pasażera. Posłusznie wsiadłem i rozsiadłem się w fotelu, wyciągając telefon z kieszeni. Odpisałem szybko na esemesa i rzuciłem komórkę na tylne siedzenie, nie przejmując się jej losem. Dzisiaj należę tylko do niego i nie chcę, aby świat zamknięty w kawałku plastiku mnie rozpraszał. W tym czasie Chanyeol obszedł samochód i usiadł za kierownicą.

Nic nie mogło zepsuć nam tego pięknego dnia. Wyciągnąłem ze schowka dwie pary okularów przeciwsłonecznych. Jedne założyłem na nos, a drugie podałem chłopakowi obok mnie. Przyjął je z wdzięcznością, bo właśnie w tym momencie wyjechaliśmy z podziemnego parkingu, kierując się w stronę autostrady, która miała za zadanie wywieźć nas z miasta, przepełnionego ludźmi i samochodami.

Po godzinie stania w korkach opuściliśmy miasto i gnaliśmy prawie pustą jezdnią. O tej godzinie w środku tygodnia nie można było liczyć na duży ruch na autostradzie. Otworzyłem okno po swojej stronie i wyciągnąłem dłoń, chwytając ciepłe podmuchy powietrza. Drugą rękę włączyłem radio i zwiększyłem głośność. Kiwałem głową w rytm muzyki z przymkniętymi oczami i wybijałem rytm ręką na kolanie. Otworzyłem oczy, gdy poczułem większą rękę na tej mojej. Spojrzałem na Chanyeola i szeroko się uśmiechnąłem. Czuję się szczęściarzem, że go mam. Mój wielki idiota.

Nie rozmawialiśmy dużo, bo słowa były zbędne. Mknęliśmy po gorącym asfalcie, słuchając znanych hitów. Zostawialiśmy w tyle świat, który żądał od nas więcej niż bylibyśmy kiedykolwiek dać. Ten dzień był naszą małą ucieczką. Nie myśleliśmy o kolejnym dniu, kiedy to będziemy musieli wrócić do treningów, koncertów i jeszcze raz treningów. Ten samochód stał się naszym małym azylem, przeznaczonym tylko dla nas. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie, gdy z głośników usłyszeliśmy naszą piosenkę.

- Light, light, light - śpiewał Chan wykorzystując pełnię swojego głosu

- Woo oh woo oh - dołączyłem się, próbując pohamować śmiech.

- Lightsaber - zaśpiewaliśmy, a raczej wykrzyczeliśmy już razem.

Jego dłoń na moim kolanie, głośna muzyka z głośników, ciepły powiew wiatru na ciele i nasze głosy zdecydowanie głośniejsze od tych w głośnikach. Tym razem nie przejmowaliśmy się czy śpiewamy czysto, bo to na pewno tak nie brzmiało, tylko czerpaliśmy czystą przyjemność z wykonywanej czynności.

Gdy piosenka się skończyła poczuliśmy suchość w gardłach, więc postanowiliśmy się zatrzymać i wyjąć jedzenie z bagażnika. Po jakiś dziesięciu minutach, wypełnionych śpiewem i śmiechem, znaleźliśmy pusty parking otoczony kilkoma drzewami. Uznaliśmy, że to dobre miejsce na przystanek, więc Chanyeol skręcił i zatrzymał samochód pod jednym z drzew, aby wnętrze samochodu za bardzo się nie nagrzało.

Odpiąłem pas i złapałem za klamkę, kiedy poczułem dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Obejrzałem się i spojrzałem na niego pytająco.

- Kocham cię, Baekhyun - powiedział prosto. Uśmiechnąłem się, słysząc to wyznanie. Zazwyczaj nie mieliśmy zbyt dużo okazji, aby słyszeć te słowa.

- Ja też cię kocham, Channie - odpowiedziałem i przyciągnąłem go łącząc nasze usta w leniwym pocałunku.

To właśnie nazywam szczęściem.

K-pop MiniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz