0. Gdzieś między jawą a snem

397 17 2
                                    

1 luty 2010, Los Angeles

Był długi, ciemny grudzień

Na szczytach dachów - pamiętam,

Leżał śnieg,

Biały śnieg

    Usiadł w salonie, nerwowo stukając opuszkami palców o ramę fotela. Co chwilę zerkał w stronę okna bądź na wyświetlacz swojego telefonu, jednak jego brat nie dawał żadnych oznak życia. Ponownie wstał i przeszedł się wzdłuż salonu, drapiąc się po karku, co chwila wzdychając. Kątem oka starał się obserwować to, co dzieje się na ekranie telewizora, tak na wszelki wypadek. Głupi jesteś, wiesz, że to przecież niemożliwe, skarcił samego siebie w myślach. Po chwili usłyszał otwierające się drzwi, więc czym prędzej wybiegł na korytarz, spoglądając na mężczyznę.

- Jesteś - wyszeptał, uważnie go obserwując. Blada twarz, kilkudniowy zarost, czerwone oczy wraz z sińcami pod nimi. Podszedł do niego, nie bardzo rozumiejąc, o co tutaj właściwie chodzi. - Gdzie byłeś? - spytał, zagradzając mu drogę, aby nie przeszedł dalej. - Nie było cię przez trzy dni - dodał, jednak nie potrafił przybrać stanowczego głosu.

Pochowaj mnie z honorem,

Gdy jestem martwy i uderzam o ziemię

Moje nerwy są odmarzniętymi kijami

    Wzdrygnął się na samą myśl o tym wszystkim. Ponowił próbę wyminięcia swojego brata, lecz na próżno. Zdesperowany i już całkiem bez życia, usiadł na szafce obok. Powolnymi ruchami ściągnął przemoknięte buty, a chwilę później kurtkę, której przyglądał się przez jakiś czas. Te kropelki wody były takie... ulotne. Jak życie. Przeszedł po nim zimny dreszcz. Już sam nie wiedział czy to przez ten chłód na dworze, czy może przez... Nie, nie mógł o tym myśleć. 

- Chcę być sam - wyszeptał, z ledwością powstrzymując napływające do oczu łzy. Wstał i zatrzymał się przed swym towarzyszem. - Shannon, proszę - spojrzał mu w oczy, w których widział szok i współczucie. Starszy odsunął się, uważnie obserwując swojego brata.

- Co się stało, Jared? - ponowił swoje pytanie, idąc za nim. Młodszy szurał nogami, z ledwością wchodząc po schodach. Chwycił się poręczy, aby utrzymać równowagę i stanąć bezpiecznie na piętrze. - Jay? - Shann chwycił go za ramię, obracając w swoją stronę. Wyrwał się. Chyba ostatnimi resztkami sił.

- Opowiem ci w swoim czasie, teraz nie dam rady - wyszeptał, wchodząc do swojego pokoju. Rzucił na łóżko torbę, którą miał ze sobą i ruszył w stronę łazienki, zamykając się w niej.

    Usiadł na łóżku, przez pewien czas nasłuchując to, co działo się w pomieszczeniu obok. Błądził wzrokiem po ścianach, suficie, podłodze... Torba. A obok niej gruba książka. Albo zeszyt? Podszedł więc i kucnął, biorąc w dłonie to coś. Spojrzał na okładkę. Czarna, a na niej jakieś dziwne słowa, który w nijaki sposób się ze sobą nie łączyły. Prawdopodobnie napisane za pomocą korektora. Otworzył, jak chwilę potem spostrzegł, zeszyt. Nie powinieneś, powtarzał w myślach, ale coś kusiło go, aby to przeczytać. Albo chociaż przynajmniej zerknąć, co to właściwie jest.

- Budda Dla Mary - przeczytał półszeptem stronę tytułową. -  Wszystkie kłamstwa, nadzieje i złudzenia. Niespełnione pragnienia... - zamyślił się na chwilę, próbując rozszyfrować znaczenie rysunku pod spodem. Jared i jego kreatywność. Przejechał wzorkiem na sam dół strony. - Trzydzieści Sekund Do Marsa, jedyne, co teraz kocham - nie wiedzieć czemu, uśmiechnął się pod nosem. Następnie obrócił kartkę, a to, co tam zastał, zdziwiło go jeszcze bardziej, niż widok zamazanych serduszek stronę wcześniej. - Trzydziesty lipca, tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty - wykonał szybkie działanie w myślach, z którego poprawnie wywnioskował, iż Jared miał wtedy pięć lat, on sześć. - Pamiętam to jak dziś. Pamiętam tą datę. Pamiętam ten cholerny ból, który mi zadawała. I słowa matki: Czeka nas przeprowadzka. Kolejna, pewnie nie ostatnia. Byłem dzieckiem, wrażliwym brzdącem, więc wydawać by się mogło, że ten mój płacz to nic takiego. Z tego się wyrasta, mówią. Doprawdy?

Fallen ManOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz