Wiedziałem, że będzie to okropny dzień od chwili gdy tylko usłyszałem budzik. Z niezadowolona miną usiadłem na łóżku i przetarłem twarz dłońmi. W domu panowała grobowa cisza, co nie zdarza się tu często. Taka cisza nigdy nie oznacza nic dobrego.
Powoli wstałem i podszedłem do szafy, wyciągnąłem z niej pierwsze lepsze czarne ubranie. Od ponad dwóch lat nie ubieram nic w innym kolorze. A co się stało dwa lata temu? No cóż, tak jakby... zabiłem brata. Znaczy nie do końca ja go zabiłem, ale to przeze mnie mój mały braciszek nie żyje. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na zdjęcie stojące na etażerce. Natychmiast moją głowę zalała fala wspomnień.
Był to zwykły, letni dzień. Ostatni tydzień spędziłem sam z moim ośmioletnim bratem, ponieważ rodzice wyjechali na szkolenie służbowe, a że ja miałem już piętnaście lat, stwierdzili , że mogę sam zająć się młodszym rodzeństwem. Tego dnia mama i tata mieli już wrócić, więc postanowiliśmy upiec im ciasto czekoladowe. Byłem pewny, że dobre nie będzie bo kucharz ze mnie żaden, ale wiedziałem, że będzie to super zabawa dla Maxa.
Po południu musieliśmy pójść do sklepu, bo nie mieliśmy odpowiednich składników. Zawołałem chłopca bawiącego się w piaskownicy za domem i kazałem mu się przebrać w coś czystego. Już po piętnastu minutach był gotowy do wyjścia, ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu. Najbliższy supermarket był oddalony około dwadzieścia minut spacerkiem od naszej ulicy, ale idąc z Maxem byliśmy tam dopiero po trzech kwadransach.
W sklepie spędziliśmy kolejne pół godziny. Powiedzieć, że byłem zmęczony to za mało. Nie wiedziałem, że mój brat, który całe dnie spędza przed telewizorem oglądając bajki, ma tyle energii. Marzyłem tylko o tym aby wrócić do domu i położyć się chociaż na chwilkę, ale Max miał inne plany i zaczął marudzić, żebyśmy poszli na plac zabaw. Oczywiście nie chciałem się zgodzić, bo wiedziałem, że i tak już nie zdążymy upiec ciasta tylko wrócimy razem z rodzicami, jeżeli nie później. Mały zaczął wrzeszczeć i mówić jakim to ja jestem złym bratem co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało, więc zacząłem na niego krzyczeć, że ma się uspokoić i nie robić scenek, a jak wrócimy do domu to powiem rodzicom jaki dzisiaj był niegrzeczny i dostanie szlaban na baji przez cały tydzień. Tak go to wystraszyło, aż zaczął płakać i uciekać. Krzyczałem żeby się zatrzymał, ale na darmo, nie słuchał mnie.
Upuściłem zakupy i zacząłem go gonić. Max wybiegł na ulicę. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Usłyszałem tylko klakson, pisk opon i krzyk mojego braciszka. Zamieszanie. Ludzie krzyczą. Ktoś dzwoni po karetkę. Podbiegłem do chłopca leżącego w kałuży krwi. Wszystko widziałem jak za mgłą. Ktoś próbował mnie od niego dorwać. Nie chciałem na to pozwolić. Krzyczałem, błagałem, żeby mnie nie zostawiał. "Ojcze nasz, któryś jest w Niebie nie zabieraj mi go". Potem usłyszałem syreny i jacyś lekarze chcieli mi go odebrać, ale nie mogłem na to pozwolić. Poczułem ukłucie a prawym ramieniu, a chwilę później widziałem tylko ciemność.
Otworzyłem oczy i poczułem jak moja głowa pulsuje, więc szybko powrotem je zamknąłem. Usłyszałem głos mojej mamy, a po chwili taty i jakiegoś innego mężczyzny. Nagle sobie wszystko uświadomiłem.
-Max! – poderwałem się z łóżka i krzyknąłem – Gdzie on jest?! Gdzie Max?
Mama zaczęła szlochać, a tata odwrócił ode mnie wzrok, spojrzałem na ostatnią osobę, która mogłaby mi coś powiedzieć. Był to nasz lekarz rodzinny - doktor Black. Lecz gdy tylko nasze oczy się spotkały , odwrócił się do rodziców.
- Powinni państwo mu powiedzieć sami. Dam wam chwilkę i pójdę po psychologa dziecięcego bo przypuszczam, że może być potrzebny. – Powiedział i wyszedł.
CZYTASZ
Brother
Short StoryOpowiadanie inspirowane piosenką "Brother" Kodaline "Powoli wstałem i podszedłem do szafy, wyciągnąłem z niej pierwsze lepsze czarne ubranie. Od ponad dwóch lat nie ubieram nic w innym kolorze. A co się stało dwa lata temu? No cóż, tak jakby... zab...