Już od piętnastu minut stoimy pod budynkiem ze ścianką wspinaczkową, a ja próbuję jak najbardziej zniechęcić Shawna do pójścia tam. Oczywiście, nie przyznałam się jeszcze do tego, że panicznie boję się dużych wysokości. Dziwne, że on tego nie wie, chociaż, nie miał okazji żeby się tego dowiedzieć.
- Nie, Shawn. Możemy spędzić ten wieczór inaczej. Nawet nie mam ubrań na zmianę.- oponowałam.
- Masz, ponieważ Ashley ci je spakowała.
- Skąd ona wiedziała gdzie idziemy?
- Chciałem się jej podpytać, gdzie najlepiej cię zabrać, bo wiedziałem, że kolacja przy świecach albo romantyczny spacer to nie twoje klimaty. Dlatego pomyślałem, że jakaś minimalna dawki adrenaliny się sprawdzi.- wzruszył ramionami i uśmiechnął się tym swoim zniewalającym uśmiechem.
Boże, już prawie zapomniałam, że mam lęk wysokości...
Co ty pieprzysz?
Stanęłam z rękami założonymi na piersi i rozważałam wszystkie za i przeciw. Tak na serio, to nie miałam żadnych argumentów, żeby tam nie iść i nie spróbować. Już miałam się zgodzić, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że nasze spotkanie składało się z dwóch części. Park trampolin.
- Ej, Shawn, a może najpierw pójdziemy na trampoliny, a jak starczy czasu to wrócimy tutaj.- przygryzłam dolną wargę, na co chłopak przełknął głośno ślinę.
- Ale park jest po drugiej stronie miasta, a ściankę zamykają wcześniej. Na pewno nie zdążymy skorzystać z tego i z tego.
- Ugh, Shawn, ja cię tak bardzo proszę.
Powolnymj krokami, zgrabnie podeszłam do niego, uwodzicielsko kręcąc biodrami. Gdy znalazłam się tuż obok niego zarzuciłam mu ręce na kark, a on mnie objął i patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w tych nieziemskich oczach. Zauważyłam, że nasze twarze są w coraz mniejszej odległości od siebie, ponieważ brunet chciał mnie pocałować.
Ja również tego chciałam, ale bałam się tego, co stanie się później. Po prostu byłam tchórzem i zamiast problemy rozwiązywać, ja wolałam je szerokim łukiem omijać albo uciekać od nich. Tym razem też tak było. Serce podpowiadało mi co innego, a rozsądek co innego, jakby wcale ze sobą nie współgrały.
Gdy nasze twarze dzieliły milimetry, ocknęłam się. I postanowiłam dokończyć mój cholernie popieprzony plan. Chciałam wykorzystać to, że go pociągam, żeby nie iść na ściankę wspinaczkową.
Co jest ze mną nie tak?
Wszystko.
- Pocałuj mnie w końcu.- wyszeptał ledwo słyszalnie.
Znowu poczułam, jak moje serce niebezpiecznie przyspiesza. Jak robi mi się coraz bardziej gorąco. Jak przez moje całe ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Nie podobało mi się to. Nigdy nie reagowałam tak na Brandona, czy jakiegokolwiek innego chłopaka. Tylko na Shawna. Mojego przyjaciela. I to mnie bolało najbardziej. Że przez moje uczucia najprawdopodobniej to zniszczę. Zniszczę naszą przyjaźń od wieków, a wtedy się z tego nie pozbieram, nie dam sobie rady. Ale chęć odepchnięcia Shawna, była równie silna, jak chęć pocałowania go.
- Nie, Shawn. Nie możemy.- gwałtownie odepchnęłam się od niego i stanęłam w dalszej odległości.
- Przestań pieprzyć. Nie możemy? Kto nam tego zabrania?- w jego głosie była wyczuwalna złość, a jednocześnie żal i w pewnym sensie smutek.
- Ja. Ja nam tego zarabiam.
- Wiesz? Myślałem, że jesteś inna. Że dasz mi szansę, a nie oceniasz mnie po tym jaki kiedyś byłem. Czas przeszły, byłem. Wielki bad boy wszech czasów, który może mieć każdą, ale nigdy nie zauważyłaś tego, że ja chciałem tylko ciebie. Nie zauważyłaś tego, jak ja się czułem, gdy chodziłaś z Brandonem, a później jak ja cię pocieszałem i nie mogłem nic zrobić. Nawet nie mogłem mu przywalić, bo ty tego nie chciałaś. Zawsze zauważałaś we mnie te cechy, które były najgorsze. Nie zwracałaś uwagi na te pojedyncze rzeczy. Na to, jak zawiozłem cię do szpitala, gdy skręciłaś kostkę. Na to, jak pocieszałem cię za każdym razem, gdy zerwałaś z chłopakiem. Na to, jak wspierałem cię, gdy pokłóciłaś się z Caroline. Czy choćby na to, jak wysyłałem ci co roku walentynki.
- To ty mi je wysyłałeś?- zapytałam, przypominając sobie wszystkie kartki, jakie dostałam.
- Tak. Ale ty mówiłaś "pewnie to znowu jakiś szczeniak, który się we mnie zabujał".- zaśmiał się bez krzty wesołości.- Nie wiedziałaś tylko, że tym szczeniakiem byłem ja.
Chciałam coś powiedzieć, ale zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co powiedzieć i że lepiej będzie, gdy zamilknę.
- Chodź, podwiozę cię do domu. Straciłem ochotę na wspinanie.-wskazał palcem na swój samochód.
- Nie, dzięki. Jedź sam, ja się przejdę.
Machnęłam ręką i starałam się zachować kamienną twarz bez emocji, choć tak naprawdę w środku czułam, że zaraz się rozpadnę. Odwróciłam się w stronę, gdzie miałam iść, bo poczułam pieczenie pod powiekami. Wiedziałam, że zaraz dam upust emocjom i się popłaczę.
Zanim spierdoliłam, mogłam go jednak pocałować.
Ten ostatni raz...
CZYTASZ
You are my friend
Teen Fiction2 część opowiadania "You are my happy". Nie trzeba czytać, ale może być to bardziej niezrozumiałe. Veronica Collins. Odważna, pewna siebie i bezpośrednia 17-latka. Nie da sobie wejść na głowę. Wszyscy jej mówią, że jest taka sama, jak matka. Ale czy...