- Chodźmy do domu - westchnęła Rebekah i chwyciła Kola pod ramię - do pełni zostało dziesięć godzin. Nie chcę spędzić ich w tym... Mauzoleum - dodała krzywiąc się nieznacznie. Kol przytaknął niemrawo i ruszył z siostrą w kierunku Dzielnicy.
***
Po powrocie do rezydencji Rebekah rozstała się z Kolem na głównym dziedzińcu. On postanowił pójść do baru, ona skierowała się do swojej sypialni. Myślami wciąż była przy tamtym pamiętnym dniu, który tak wiele zmienił. Nie miała pojęcia czy był to wpływ zbliżającej się pełni czy niedawnej rozmowy z Kolem. Wiedziała natomiast, że brat wciąż nosił w sobie ból tamtych chwil. Stracił Davinę, pierwszą dziewczynę od wieków, którą szczerze pokochał. Pochował ją razem z siostrą, która zabiła się na jego oczach, której nigdy nawet nie starał się poznać i której nigdy tak naprawdę nie uznał. Pamiętała gdy się spotkali po raz pierwszy od tych wydarzeń. Dwadzieścia lat później oboje wciąż byli złamani i rozbici, z wyłączonym człowieczeństwem. Ale nawet wtedy gdy zakopali głęboko swoje emocje i uczucia nie potrafili całkowicie odciąć się od cierpienia i grubą kreską oddzielić tego co było od tego co jeszcze nadejdzie.
15 października 2040 roku,
Mahatan, Nowy York
- Powiedz mi Bexy... Jaka ona była? Ta nasza siostrzyczka? - zagadnął Kol bełkotliwie. Odurzony krwią i alkoholem ledwo trzymał się na nogach. Oparł się całym ciężarem ciała o dziewczynę, której krwią od kilku minut powoli się delektował. Nogi się pod nią ugięły i runęła na parkiet bez życia, ciągnąc za sobą Pierwotnego. Rebekah przewróciła oczami, gdy ten wybuchnął pijackim śmiechem i ignorując ciekawe spojrzenia innych imprezowiczów jednym ruchem podniosła go do pionu i pomogła dojść do baru. Zamówiła dwie szklanki szkockiej i znów przewróciła oczami, gdy Kol opróżnił swoją jednym łykiem i pomachał wyczekująco na barmana.
- No więc? - ponaglił siostrę, przypominając o pytaniu, które zadał zanim zrobił z siebie kompletnego idiotę na oczach wszystkich gości Pandemonium, najmodniejszego klubu w Nowym Yorku.
- Freya była wyniosła i mściwa, okrutna i stanowcza, potężna i nieprzejednana. Nienawidziła naszych rodziców i Dhalii bardziej niż my i poświęciła życie, żeby ocalić córkę brata, który jej nigdy nie uznał. A dlaczego pytasz akurat teraz?
- Byłaś jedyną, która zdołała ją poznać - Kol wzruszył ramionami - byłem ciekaw co straciłem.
- To może mieć coś wspólnego z tym, że obaj z Elijah nie wierzyliście w jej historię i byliście pewni, że spiskuje z Dhalią a Nik chcąc chronić nas przed nią próbował ją pojmać i zamordować - zauważyła Rebekah z wyraźną ironią.
- Pewnie dlatego, że zachowywała się jak niezrównoważona suka - parsknął pijackim śmiechem i niemal opluł przy tym siostrę whysky, którą akurat pił - ale poza tym, że uśmierciła mi dziewczynę udało jej się jeszcze ocalić Hope i przywrócić mnie do mojego pierwotnego, o wiele seksowniejszego ciała. Nie musiałaby tego robić gdyby nie należała do rodziny.
Rebekah spojrzała mu prosto w oczy po raz pierwszy tego wieczoru poważnie i trzeźwo.
- Była Mikealsonem z krwi i kości - podsumowała. Obróciła się na pięcie i zanim Kol zdołał w jakikolwiek sposób zareagować zniknęła w tłumie tańczących.
Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. Rebekah zmarszczyła brwi. Klaus ignorował ją od czasu gdy przyprowadził ją do domu po pamiętnej nocy z Marcelem, Elijah zdecydował się uszanować jej decyzję i postanowił schodzić jej z drogi tak długo jak tego sobie życzyła a Kol nie fatygował się pukaniem. Kto więc i z jakiego powodu postanowił naruszyć dziś jej samotność?
CZYTASZ
Klątwa Pierwotnej Rodziny
RandomRebekah po 100 latach powraca na łono rodziny. Nie jest pewna czy opieka nad najmłodszą Hope to wystarczający powód aby Klaus wybaczył jej dawne grzechy. Nie zdaje sobie sprawy, że ten ukrywa prawdę o wiele bardziej szokującą, mogącą zaważyć na całe...