Najszybciej jak potrafiłam przemknęłam na palcach przez mój pokój, aby dostać się do łóżka. Niestety, jeśli chcę przeżyć tę noc bez zbędnych tłumaczeń to zostaje mi tylko fotel i podłoga.
Tata miał rację, dziewczyny leżały na moim łóżku i spały, ale chyba nie miały tego w zamiarze, bo miały na sobie swoje ubrania, a na twarzy niezmyty makijaż.
Pewnie chciały się dowiedzieć, jak było na randce...
Szkoda tylko, że nie ma czego opowiadać.
Weszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Byłam zmęczona i wspaniale okazywały to moje oczy. Gdy zmyłam makijaż, przebrałam się w pidżamę i wróciłam do pokoju.
Na łóżku nie zauważyłam jednak dwóch dziewczyn, bo Ashley siedziała na fotelu przy biurku. Odchrząknęłam, a ona przeniosła na mnie swój wzrok. Posłała mi pytające spojrzenie, na co tylko wzruszyłam ramionami. Szybkim krokiem podeszła do mnie i przytuliła.
I to właśnie w niej uwielbiałam. Nie zdawała zbędnych pytań, nie dociekała. Po prostu chciała pomóc, nie znając wszystkich szczegółów.
Oparłam głowę na jej ramieniu, przypominając sobie wspomnienia z dzisiejszego wieczora. Znowu poczułam nieprzyjemne pieczenie pod powiekami i wiedziałam, że jeśli o coś teraz zapyta to po prostu się rozpłaczę. Pociągnęłam nosem, wzmacniając uścisk na jej talii.
- Hej, skarbie, nie płacz.
I te słowa zadziałały na mnie, jak zaklęcie. Po moim policzku spłynęła słona łza, dlatego oderwałam się od szatynki i odwróciłam w stronę szafy, udając, że coś w niej szukam. Wyciągnęłam z niej dwie pary bluzek i spodenek, aby dziewczyny miały się w co przebrać.
- Mów, co ten pacan zrobił, bo nie wiem, na jak dużą karę zasługuje.- szybko odwróciłam się na głos Caroline.
- On właśnie nic.- wyszeptałam w nadziei, że nikt mnie nie usłyszał.
Nadzieja matką głupich...
- Nie, nie mów tylko, że zjebałaś, bo powiedziałaś, że jesteście tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Błagam, jeśli byłaś na tyle głupia to jednak się nie przyznawaj.- zastrzegła, rzucając się na materac.
- No może nie powiedziałam tego wprost, ale miałam to na myśli.- wykręcałam się.
- Ja pierdolę.- przyjaciółki odezwały się w tym samym czasie, zakrywając twarz rękami.
- Wiesz, co on mi powiedział, Caro? Że te wszystkie walentynki, co, co roku dostawałam, były od niego.- zachlipałam.
- To ty tego nie wiedziałaś?- blondynka zapytała z szokiem, na co ja pokręciłam przecząco głową.- Jaka ty jesteś głupia! Na każdym serduszku zawsze były jego inicjały! S i R! Jak mogłaś tego nie zauważyć?!
- No po prostu nie zauważyłam! Skąd miałam wiedzieć, że to od niego?! Jakbym wiedziała, że to od niego to...- nie dała mi dokończyć.
- To co?! Dziewczyno, nic byś nie zrobiła, tylko byś udawała, że nie wiesz od kogo to dostałaś!- walnęła ręką w szafkę nocną.- Powiem ci jedno. Zdecyduj się, bo on kurwa nie będzie za tobą wiecznie latał jak pies.
- To niech nie lata. Nie zwalaj całej winy na mnie.
- Nie zwalam winy na ciebie, tylko chcę ci uświadomić, że to co robisz, jest chore. Bawisz się jego uczuciami i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Dajesz mu nadzieję, całując go, a następnego dnia go unikaj i udajesz, że nic pomiędzy wami nie ma. Do cholery, on siedział w areszcie, bo obronił cię przed twoim byłym!
- Nikt mu nie kazał!
- Czy ty siebie słyszysz?! Przestań pieprzyć, bo aż mi ciebie żal! Jedyne co widzisz to czubek swojego nosa i nic więcej! Wiesz, co? Na miejscu Shawna już dawno dałabym sobie z tobą spokój! Dobranoc!- wrzasnęła i ponownie położyła się na łóżku.
- Spierdalaj, śpisz na podłodze.- próbowałam zrzucić ją z łóżka, ale ona zaczęła kopać mnie nogami.
- Yhy, a ja jestem zakonnicą. Ty przyszłaś ostatnia to ty śpisz na podłodze.
Spojrzałam ze smutkiem na Ashley, a ona wzruszyła ramionami i wskoczyła na łóżko obok Caroline.
Dlaczego ja nawet w swoim pokoju śpię na podłodze?
CZYTASZ
You are my friend
Fiksi Remaja2 część opowiadania "You are my happy". Nie trzeba czytać, ale może być to bardziej niezrozumiałe. Veronica Collins. Odważna, pewna siebie i bezpośrednia 17-latka. Nie da sobie wejść na głowę. Wszyscy jej mówią, że jest taka sama, jak matka. Ale czy...