Zachody i wschody słońca na Surfer's Paradise uchodzą prawdopodobnie za najbardziej niesamowite widoki, jakie dostępne są dla ludzkiego oka. Miękki piasek, pieszczący rozgrzane stopy; bogata w rafę koralową woda, szum rozbijających się fal i świeży powiew morskiej bryzy, która splata wirujące na wietrze włosy to wszystko, co cechuje wschodnie wybrzeże Australii. Powietrze przesiąknięte jest ciepłem i jodem, kiedy dzieciaki biegają z plastikowymi wiaderkami i wrzucają do nich muszelki oraz unikatowe kamienie; zewsząd słychać kojącą etiudę młodości, czas jakby płynie wolniej, a konurbacja czterech miast wypełnia się ciekawymi wrażeń turystami.
Paradoksalnie, plaża o ósmej wieczorem wcale nie robi się bardziej wyludniona, brakuje już, co prawda, wygrzewających się na ręcznikach, lepkich od olejku ciał, jednak w dalszym ciągu można obserwować spacerujących wzdłuż brzegu mieszkańców. Na niebie królują kolorowe latawce i papierowe lampiony, słońce znika niespiesznie za horyzontem, chcąc jeszcze dosięgnąć i przebić się promieniami przez kłębiaste chmury, które wyjęte są w swej malowniczości niczym z baśni.
Zerkam przez okno, na którym stoją rozmaite rafandynki i uśmiecham się radośnie, bo musi w tym być jakiś rodzaj magii, gdy tropikalny klimat sprawia, że każda wyrwana kartka z kalendarza ma znaczenie. W takich zwyczajnych momentach myślę sobie, że Gold Coast jest cudowne. Naprawdę jest.
Nie wyobrażam sobie życia w innym miejscu. I śmiem twierdzić, że nie wierzę w przeznaczenie i ono nie istnieje, ale patrząc na plażę z boku czy z siedemdziesiątego siódmego piętra wieży Q1, czuję, że los chciał, abym zacumował tu na stałe.
Potrząsam energicznie głową i wracam do opłukiwania desek z morskiej soli i drobinek przyklejonego piasku. Nie pamiętam, kiedy dokładnie surfing zaczął znaczyć dla mnie wszystko. Może było to przy pierwszym razie utrzymania równowagi albo pierwszym razie złapania dobrej fali i choć nie należało to do czynności łatwych, a ciągłe wpadanie do wody frustrowało zamiast motywować, ciężką pracą i samozaparciem osiągnąłem cel, otrzymując posadę instruktora.
Ułożenie desek na stojakach i przygotowanie pianek na jutrzejszy dzień, jest ostatnim zadaniem do wykonania. Gaszę porozwieszane luźno czarne żarówki, zwisające z drewnianego sufitu i rozglądam się jeszcze uważnie czy aby na pewno nic mi nie umknęło. Z cichym pomrukiem aprobaty, wycofuję się niespiesznie za drzwi i zamykam je na małą, srebrną kłódkę, odwracając twarz do słońca i napawając się ostatnimi wiązkami światła, które rozbijają się o spragnioną skórę.
Słomiany, wyprany z kolorów kapelusz ucieka w podmuchach z moich włosów. Gonię go wzrokiem, widząc jak przystaje na jednej z usypanych ostro wydm i trzyma się kurczowo kępki wysokiej trawy, dlatego dobiegam tam, a gdy go podnoszę, moje oczy automatycznie spoczywają na sylwetce w oddali.
Marszczę brwi. — Hej! Tutaj nie wolno palić! — mój głos przyciąga jego uwagę, obraca powoli głowę, patrząc na mnie lekceważąco poprzez grzywkę, która opada mu na czoło. Później zaciąga się i wyrzuca wypalonego papierosa przed siebie. — Śmiecić też nie!
Małe drgnięcie kącika ust zmienia skupioną minę chłopaka. Przyglądamy się sobie przez sekundę, wiatr przybiera na sile i rozwiewa jego bawełnianą koszulkę, a szum oceanu koi przyjemnie zszargane nerwy, więc mrugam strapiony i zdezorientowany, gdy rusza z miejsca. Ślady jego butów odciskają piętno na piasku, w momencie, w którym słyszę brzdęk kluczyków i zauważam jak wskakuje do lśniącego, białego jak mleko Mustanga z 1967.
Odjeżdża. Mruczący warkot silnika rozbrzmiewa pośród drzew, a niedopałek czerwonego Marlboro tli się, uciekając w gwiazdy.
~ * ~
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek tu wrócę, ale brakowało mi pisania. Czułam się jakby jakaś część mnie została bezpowrotnie wyrwana. Z uwagi na dość długą przerwę, mój warsztat to dno i dwa metry mułu (za co stokrotnie przepraszam!!!), jednak bardzo chcę podzielić się z Wami tą historią.
Tęskniłam,
wasza mrharreh.
CZYTASZ
a heart from heaven, burning like hell ● larry [zawieszone]
FanfictionPotężne, osiągające kilka metrów fale, które zderzają się płynnie ze słonecznym brzegiem to coś, co Harry uwielbia. Łącząc dobre z pożytecznym, a pasję z pracą - jako rodowity australijczyk - wykonuje obowiązki instruktora surfingu w Gold Coast, gdz...