Mężczyzna zapiął ostatni guzik swojej alabastrowej koszuli. Przejechał opuszkami palców po łańcuszku zawieszonym na szyi, z małą podobizną sowy. Poprawił maskę, która zdobiła jego twarz, pozostawiając jedynie otwór na oczy. Była biała, zachowana w minimalistycznym stylu. Na lewym policzku widniały trzy kreski, jakby ślad pazurów wilka. Natomiast na prawym, różowy kwiatek, kontrastujący z pozostałą, przerażającą częścią ubioru. Najbardziej rzucającą się jednak w oczy rzeczą, był szeroki uśmiech namalowany na masce. Zdaniem Admirosa, wyglądało to niesamowicie dobrze.
Następnie podszedł do starej szafki i otworzył ją. Na początku wyjął czarną, odrobinę podniszczoną marynarkę i narzucił na siebie. Chwilę stał, skanując wzrokiem pozostałą zawartość. Po zastanowieniu chwycił siekierę, a w dalszej kolejności nóż kuchenny, który schował za pasem spodni. Wszystko robił powoli, nie spiesząc się.
Intruz.
Zamarł. Warknął, ściskając siekierę, tak że jego blada dłoń zrobiła się cała czerwona.
Pozbądź się ich. Zabij.
Gwałtownie zamknął drzwiczki szafki, która niebezpiecznie się zatrzęsła. Ostatni raz spojrzał na umieszczone na środku pokoju konstrukcje z hakami. Uśmiechnął się dumnie, cicho mamrocząc coś pod nosem. Następnie wybiegł z piwnicy i małego, drewnianego domku.
Silniki. Chcą uciec. Nie możesz im pozwolić!
Na chwilę przymknął oczy. W momencie gdy je otworzył, tęczówki zmieniły kolor. Stały się przerażająco czerwono-żółte. Dzięki temu, ukazały mu się zarysy silników w oddali. Ruszył w stronę najbliższego, przedzierając się przez wysokie zboża.
W momencie, gdy znalazł się przy maszynie, ta się zaświeciła i głośno zaburczała. Kątem oka dostrzegł cień, przemykający się przez pole. Zaśmiał się pod nosem, przyglądając się mężczyźnie i powoli ruszając za nim.
Pierwszym ocalałym był Rafał, przez znajomych nazywany Flarkiem. Miał na sobie szarą koszulę z krótkimi rękawami i ciemne spodnie. Do tego krawat w paski zachowany w podobnych odcieniach i eleganckie buty. Na nosie widniały okulary, a na ręku zegarek. Jego strój nie był odpowiedni do biegania po polu i ukrywania się przed mordercą.
Po kilku minutach cichego śledzenia ofiary, ta nagle się zatrzymała. Admiros zrobił to samo, chowając się za pobliskim drzewem. Oprawca poczuł ogromną satysfakcję, gdy ujrzał przerażoną twarz ocalałego, który rozglądał się na boki. Zaczął biec. Uciekać. Morderca wściekle zawarczał, ruszając w pościg. Oczy ponownie przybrały krwistoczerwoną barwę, a dzięki swoim nadprzyrodzonym zdolnościom widział ślady Flarka.
Biegł za nim przez kilka minut, krążąc między ruinami drewnianych chatek i tego, co z nich zostało. Dopadł go, gdy uciekający przeskakiwał przez okno głównego domku. Za pierwszym razem rozciął skórę na jego plecach swoim kuchennym nożem. Dał mu chwilę na odetchnięcie, chcąc jak najdłużej delektować się powolnym zabijaniem ofiar. W oddali rozległ się odgłos odpalanego silnika.
Z-a-b-i-j!
—Dość zabawy, śmiertelniku—wymamrotał do siebie, biegnąc za mężczyzną.
Rafał co chwilę się odwracał, zauważając że morderca nieubłagalnie zbliża się do niego.
Uderzenie.
Przeszywający ból opanował ciało Flarka. Upadł, nie potrafiąc się podnieść. Uniósł głowę, aby spojrzeć na swojego oprawcę.
—Proszę...—wyszeptał słabo, powstrzymując chęć rozpłakania się.
CZYTASZ
It's always darkest before the dawn. || Admiros
Fanfiction#1 miejsce w konkursie "Admiros jako postać z gry" Dead by Daylight Konkurs Admirosa