1

16 0 0
                                    

Odetchnąłem głęboko. Dziś w sklepie mieliśmy niezłe obłożenie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Mimo, iż czasami praca wyciskała ze mnie siódme poty, to szczerze ją uwielbiałem i nie wyobrażałem sobie roboty w innym miejscu. Kompleks połączonej siłowni i sklepu muzycznego był naprawdę sławny w całym mieście i cieszył się dużą popularnością wśród ambitnych sportowców, jak i koneserów dobrej nuty. Klienci mogli swobodnie przemieszczać się między sklepem a siłownią, a na w pełni wyposażonej sali wypełnionej profesjonalnym, sportowym sprzętem często dało się słyszeć nieśmiertelne rockowe kawałki. Dzięki temu właśnie kochałem tę robotę - połączenie przyjemnego z bardzo pożytecznym. Zawsze po skończonej zmianie udawałem się do niewielkiego, lecz przytulnego pomieszczenia dla personelu, gdzie oprócz kanapy, telewizora i regału z książkami znajdowała się mała kuchnia, oraz oddzielona od reszty pomieszczenia część zastawiona wszelakim sprzętem elektronicznym i biurkami - był to taki nasz "biurowy" kącik. Oczywiście znajdowała się tam zawsze czysta toaleta oraz nieduża szatnia, do której to właśnie kierowałem się zaraz po zamknięciu sklepu. Zazwyczaj było to bardzo późną porą, gdyż zarówno siłownia, jak i część muzyczna cieszyła się dużą popularnością i klienci wybywali dopiero późnym wieczorem. W tej właśnie szatni, w mojej osobistej szafce, w której zawsze panował artystyczny nieład, znajdowała się sportowa torba. To był właśnie mój mały sekret - po godzinach chodziłem na siłownię i wylewałem siódme poty w akopaniamecie AC/DC w walce o umięśnioną sylwetkę. Co prawa, pożądane efekty osiągnąłem już prawie rok temu, to jednak stary nawyk pozostał i gdy tylko mogłem, prosiłem o popołudniową zmianę, by pod niewiedzę współpracowników wieczorami wymykać się do siłowni. Oczywiście, jako lojalny pracownik powiedziałem szefowi o moich występkach, ale był on równym gościem, więc tylko posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i poklepał przyjacielsko po ramieniu. Normalnie anioł, nie pracodawca. Dlatego też dzisiaj nie zrezygnowałem z przyzwyczajenia i po parunastu minutach byłem już na sali i wybierałem sprzęt, na którym będę ćwiczył jako pierwszy. W końcu podeszłem do bieżni, obok maszyny postawiłem butelkę, zimnej i zbawczej wody mineralnej i włączyłem urządzenie. Weszłem na gumowy trakt i zacząłem biec, stopniowo zwiększając prędkość. Witajcie w moim życiu!

***

Przeszedłem przez całe studio, sprawdzając czy wszystko na pewno jest na swoim miejscu. Tak jak myślałem - któraś z tatuażystek, nie równo ułożyła igły. Pokręciłem głową ze zrezygnowaniem, poprawiając jej błąd. No cóż, widać tu, że ktoś bardzo stara się dostać opieprz, ale nie, nie zrobię tego, nawet teraz jestem dla nich zbyt ostry. Westchnąłem ciężko, jak dobrze, że już koniec.

Dłonią poprawiłem swoje niebieskie włosy i przejrzałem się w lustrze, które stało na drugim końcu pokoju. Uśmiechnąłem się pod nosem, zauważając, że wyglądam jeszcze lepiej niż wcześniej. Zgasiłem wszystkie światła, zdjąłem z wieszaka kurtkę, od razu zarzucając ją sobie na ramiona, po czym wyszedłem na zewnątrz, zamykając studio, kluczem, z tęczową zawieszką, tak, wiem, bardzo męska, ale dostałem ją od swojej siostry.

Chwilę zagapiłem się na klucz, ale szybko się otrząsnąłem chowając go w kieszeni, z której również wyciągnąłem telefon, co do tego, kurier powinien dzisiaj przyjechać z moim nowym case'm. Ah, moje życie jest takie nudne, pewnie po powrocie do domu, jedyne co będę miał do roboty, to oglądanie 'szkoły', albo 'trudnych spraw'.

Przez chwilę odwróciłem wzrok, od aktualnie czytanego e-booka i przystanąłem przy drzwiach do kompleksu 'Rock&Go', niepewnie zajrzałem do środka, jednak szybko się wycofałem, może wrócę tu jutro.

Z tą dokładnie myślą, skierowałem moje kroki z powrotem do swojego mieszkania, przy okazji wyciągając słuchawki i włączając 'losowe odtwarzanie', czyli mieszankę Queen, Marliyn'a Manson'a i Micheal'a Jacksona, zacząłem oglądać bloki i mieszkania które mijałem.

***

Gdy ustaliłem już własne tempo biegu i chwilę truchtałem w optymalnej szybkości, chwyciłem mały pilot z mnóstwem guzików i przycisków. Wprowadziłem na urządzonku wyuczoną sekwencję klawiszy i wybrałem kawałek. Pilot ten właśnie odpowiadał za sterowanie muzyką w klubie. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy z głośników popłynął hipnotyzujący głos Michaela Jacksona. Tak, to właśnie takie klasyczne klasyki były jak najbardziej w moim stylu. Zacząłem cicho podśpiewywać pod nosem grający utwór, od czasu do czasu pstrykając palcami w iście rock and roll'owym stylu. Po około godzinie dość wyczerpującego biegu zszedłem z bieżni. Na dworze zdążyło zrobić się już ciemno, co po pierwsze było skutkiem moich późnych ćwiczeń, a po drugie aktualnej pory roku - za oknami panowała plucha i bez ciepłego płaszcza ani rusz. Ściślej mówiąc była jesień, a co za tym idzie, moja, delikatnie mówiąc, znienawidzona pora roku. Westchnąłem cicho i otarłem dłonią spocone czoło. Upiłem kilka łyków wody, która przez ten czas zdążyła się już ocieplić i wyszedłem z sali, gasząc wszystkie światła i wyłączając muzykę. Skierowałem się do prowizorycznej szatni dla personelu i umywszy się oraz przebrawszy w normalne ciuchy spakowałem mokre sportowe rzeczy do torby i wyszedłem z pomieszczenia. Ostatni raz obrzuciłem spojrzeniem siłownię i sklep, po czym wyszedłem na zewnątrz, owijając szczelnie miękkim szalem i zamykając drzwi. Kolejny produktywny dzień chyli się ku końcowi.

***

  Chwilę jeszcze plątałem się po uliczkach Warszawy, nadal podziwiając jej piękno. W pewnym momencie wyszedłem do parku, w którym nadal, niestety, była kilkocentymetrowa warstwa śniegu. Pogłośniłem muzykę w słuchawkach i powolnym krokiem zacząłem iść przez park starając się nie poślizgnąć, ale jak zwykle, moje starania poszły na nic. Westchnąłem ciężko i jęknąłem z bólu, gdy moje ciało spotkało się z zimnym podłożem, a spodnie, zaczęły przemakać. Starałem się podnieść na rękach, ale niestety przez chwilę to nic nie dawało. Spojrzałem w górę na chłopaka który wyciągnął do mnie rękę. Skorzystałem z jego pomocy uśmiechając się ciepło.- Dziękuje. - powiedziałem, znowu poprawiając włosy, no cóż, taki odruch, gdy widzę ładną osobę. Pomachałem głową w jego stronę i uciekłem, kontynuując moją drogę do domu. Po drodze wstąpiłem jeszcze do Starbucks'a, kupując latte z czekoladą i dodając do tego Toffi. Po chwili znajdowałem się w moim małym mieszkaniu, na 9 piętrze wielkiego wierzowca.Cóż, teoretycznie mógłbym kupić sobie zwykły dom, ale niestety, szczęścia w szukaniu to ja nie miałem. Westchnąłem cicho odkładając kubek z napojem na stolik do kawy i ściągnąłem z siebie kurtkę, po czym zawiesiłem ją na wieszaku, od razu ściągając buty i rzucając je gdzieś w kąt. Idąc z powrotem do salonu, załatwiłem telefonem wszystkie sprawy, dotyczące mojej firmy. Gdy wszystko było już zrobione, znudzony usiadłem na kanapie znowu chwytając do ręki już ostudzoną kawę. Włączyłem jakiś paradokument na TVN'ie i znudzony wpatrzyłem się w ekran telefonu przeglądając instagrama i inne media społecznościowe. 

__


a więc...
Witam was w pierwszym rozdziale naszej cudooownej książki. :>
~ Kuba i Mati

Boom! - YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz