Litrowa Butla Buxtona i Duza paka draży reese's Peace's. Takie właśnie paliwo miało pozwolić mi przebrnąć przez trzy godziny zakuwania. A że moim przyjaciółką ten zestaw nie pasował pentrowałam półki w sklepie by znlaleść coś dla nich. Blaire lubiła wszystko, co było kwaśne dlatego kupiłam jej torebkę sour path watermelons. Elise natomiast nie znosiła słodyczy (co dla mnie nadal było nie pojęte), dla niej, więc wzięłam torebkę precli i z nareczem zakupów stanęłam w kolejce do kasy.
Przede mna jakiś dzieciak dyskutował z mamą. Na śniadanie chciał zjeść batonik, który trzymał w garści, a nie banana, wybranego mu przez mamę. Wygladało na to, że spędze tu jeszcze troche czasu. Spojrzałam na telefon. Siódma dwadzieścia. Awantury z dzieckiem nie przewidziałam, ale i tak mogłam zdążyć do szkoły bez spóźnienia.
Stercząc tu mogłam się tylko rozglądać wokoło. Napis przy kasie głosił, że kumulacja w loterii PowerBall siegnęła trzydziestu milionów dolarów. Trzydzieści millionów. Nawet jedna trzydziesta tej kwoty rozwiązała, by większość moich problemów. Nieruchome zajęcie mojego domu, kredyt studencki mojego brata, opłacenie czekajacych na mnie studiów.
-Namysliłaś się? - spytała eksedientka.
- Oo. - rozejzałam się. Dzieciaka z mamą już nie było. Wygrał batonika czy banana? Podeszłam do kasy i położyłam słodycze na ladzie.
- Nie za wcześnie na tyle cukru? - zdziwiła się kobieta. Nic nie odpowiedziałam. Nie uważałam, za celowe objaśnianie komuś obcemu mojego rozkładu zajęć, bo co ją to interesuje? Wydeła wargi i spytała:
Chcesz kupić kupon PowerBall?
-Słucham? - spytałam wyciągnięta z transu.
- Zauważyłam, że patrzyłaś na ten napis. Trzydzieści milionów to mnóstwo pieniędzy. - znów spojrzałam na ogłoszenie i starałam się nie parsknąć śmiechem.
- Gra na loterii to wyrzucanie pieniedzy. A poza tym nie mam jeszcze osiemnastu lat. - taki wiek miałam osiągnąć za 24h ale, ona nie musiała, o tym wiedzieć.
-Wyrzucanie pieniedzy? Powiedz to osobą, które wygrywają. - stwierdziła.
- Łatwiej byłoby zostać trafionym przez piorun. - parsknęłam śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać.
- To twoje zyciowe motto? - uniosła brwi.
- Nie, poprostu jestem realistką. - ekspedientka tylko westchnęła, na moje słowa.
-Razem pięć dolarów i czterdzieści dwa centy. - wyjełam z kieszeni kartę kredytową i zapłaciłam.
* * *
Jedynym aspektem szkoły, którego nie zniosłam, była uwielbiana przez wszystkich przerwa obiadowa. Nie lubiłam jej głównie dlatego, że moje najlepsze przyjaciółki, prawie zawsze były czymś zajęte. Zmierzając do biblioteki, wyjęłam telefon i na grupie wysłałam "Pamiętacie?" chodziło mi o moje urodziny.
-Madeline Nicole Parker! - głos, który natychmiast rozpoznałam, należący do Elise, dotarł do mnie, kiedy nacisnęłam "wyślij".
Odwrociłam się z uśmiechem. Końcówki włosów miała pofarbowwne na fioletowy, a na sobie miała tiulową spódniczkę w kolorach tęczy.
- Ubrałaś się, jak na paradę - stwierdziłam
- A ty nie - obciągnęłam sweter.
- A no nie.
-Czy skakałam jak baletnica?
- Bardziej jak foka - zaśmiałan się.
- Haha wielkie dzieki - powiedziała ironicznie.
YOU ARE READING
Hapinnes in Love
PoetryMaddie nigdy nie dziala pod wplywem inpulsu. Ceni ciezka prace i lubi, gdy wszystko idzie zgodnie z Planem. Pewnego dnia kupuje los na loteri. Co lepsze, ku wlasnemu zdiwieniu....wygrywa! W jednej sekundzie jej zycie przekreca sie o 360° Nie mu...