Prolog

26 0 0
                                    


Przez zachmurzone niebo przebijały się pojedyncze promienie słońca. Mgła pomieszana z gryzącym dymem wydobywającym się z dogasających zgliszczy czegoś, co kiedyś prawdopodobnie było samochodem. Szum lasu melancholijnie zlewał się z przerażającym, tępym dźwiękiem, dobiegającym gdzieś ze środka czaszki. Ból promieniował z okolic potylicy, impulsywny bodziec paraliżował całe ciało.

Syk cedzony przez zęby przerywany był cyklicznymi głębokimi haustami powietrza. Uniósł prawą dłoń i przetarł nią gwałtownie tył głowy, opuszki palców pokryły się na wpół zakrzepniętą krwią. Leżąc gdzieś na odludziu, trzy kwadranse drogi od ostatniej znaczącej nitki komunikacyjnej w tej części stanu, dogorywał w konwulsjach spowodowanych narastającym, teraz już znacznie ostrzejszym bólem. Można byłoby go porównać do osinowego kołka, który raz za razem skutecznie przebijał się przez szkielet czaszki. Z sekundy na sekundę jego mózg tracił kontrolę nad ciałem. Ręka z zakrwawionymi galaretowatą krwią opuszkami palców leżała bezwładnie wzdłuż ciała. Nerwowo strzelał oczami, w końcu odpłynęły gdzieś w głąb powieki. Niebo zachmurzało się coraz bardziej. Wszystko wskazywało na to, że ten dzień będzie tym, który zaczyna porę deszczową w tym regionie. Z nisko płynących chmur, stopniowo zaczynał padać deszcz. Plama krwi na asfalcie zaczęła się rozmywać i spływać do studzienki kanalizacyjnej.

168 godzin wcześniej

-Mówię Ci Denis, powinieneś pójść do specjalisty.

-Przecież tłumaczę, że to nie obłęd, to nie jest trauma... naprawdę ktoś mnie obserwuje. Wczoraj, kiedy wyjrzałem przez żaluzje, po drugiej stronie ulicy stał czarny pickup o charakterystycznych numerach rejestracyjnych stanu California.

-Musisz przyznać, że to dość popularne auto w naszej okolicy.

-Ale nie na mojej ulicy! Chcesz mi powiedzieć, że emerytka Henderson kupiła sobie pickupa, żeby jezdzić nim na coniedzielną spowiedź u pastora? A może para ćpunów z baraków kupiła go sobie za oszczędności hmm!?

-Uspokój się do licha! Nie rób scen, nie tutaj. Przyjdź do mnie po służbie, Katrin ugotuje coś pysznego. Nie możesz być teraz sam.

-A niech cię Tomas! -gwałtownie wstał i udał się w kierunku drzwi, obrócił się, jeszcze machnął ręką, przy tym na jego twarzy wymalował się grymas niezadowolenia. Zamknął drzwi z charakterystycznym dla starych nienaoliwionych zawiasów piskiem.W pomieszczeniu został Tomas, wciąż siedząc w pozycji uznanej za dyplomatyczną - palce na przemian przeplatały się jak u rasowych polityków. Wziął głęboki oddech, podrapał się po postępującej łysinie, podniósł słuchawkę telefonu.

-Szeryf mówi... no... zawieś wszystkich oczekujących... wychodzę.

Denis nerwowym krokiem zmierzał do starej rdzewiejącej furgonetki z dużym kiczowatym napisem "Deratyzacyjni rycerze". Łapiąc za klamkę i otwierając drzwi obrócił głowę w prawo i zobaczył na końcu ulicy tego czarnego pickupa.

-To są pierdolone jaja... -wymamrotał pod nosem z kwaśną miną rezygnacji. Z trzaskiem zamknął drzwi i ruszył w kierunku pickupa. Kiedy zbliżał się do samochodu, przyciemniona szyba zjechała do połowy wysokości i ze środka wychyliła się ręka w roboczej rękawicy i wyrzuciła niedopałek papierosa. Pośrodku całego zgiełku ruchliwej ulicy krzyknął:

-Hey! Czego chcesz!?

Szyba zasunęła się. Sznur pędzących samochodów skutecznie zasłonił - jak się okazało - odjeżdzającego pickupa. Chwycił się za głowę obiema rękami, ściskając i ciągnąć za włosy. Zacisnął mocno powieki.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 08, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Z pamiętnika szaleńca.Where stories live. Discover now