14 luty 1715

20 3 0
                                    

Nirali rozszerzyła powieki. Zaspanymi oczami przez okno na tyłach kajuty zobaczyła jak słońce powoli wyłania się zza horyzontu. Postanowiła nie wstawać na razie z łóżka, a przyjemne ciepło ciała wtulonego w nią Jamesa jeszcze skuteczniej ją od tej myśli odganiało. Po raz pierwszy od pięciu dni czuła się na prawdę bezpieczna. Nira od zawsze była porywcza i pewna siebie, lecz w tej chwili potrzebowała chwili spokoju. Nagle usłyszała dochodzący zza jej pleców łagodny szept.
- Już nie śpisz? - zapytał James.
Dziewczyna przewróciła się na drugi bok, twarzą do niego.
- Nie śpię, ale nigdzie się stąd nie wybieram - odparła obejmując go.
James uśmiechnął się.
- Wiesz przecież, że nie możemy leżeć tutaj bezczynnie cały dzień - oznajmił.
- Czyżby? - zapytała retorycznie.
Po tych słowach zapadła cisza. Leżeli tak przez moment z uśmiechem na twarzach, wpatrzeni w swoje oczy. Ich potrzeba bliskości narastała, Nirali przytuliła Jamesa jeszcze mocniej, a ich usta złączyły się. Po chwili leżała już na jego tułowiu. Nagle usłyszeli trzask rozbijanego szkła dobiegający z tyłów pokoju. Zaskoczeni od razu odwrócili się w stronę z której dobiegał hałas.
- Ach, szlag! - przeklął głośno Jaster. - Przepraszam, nie przeszkadzajcie sobie.
Chłopak schylił się, aby pozbierać kawałki drogocennego szkła.
- Cholera... lubiłem tą szklankę - kontynuował.
- Jaster, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego która jest godzina? - zapytał pretensjonalnie James. - Kiedy ty tu w ogóle wszedłeś? Jak?
- Zadajesz za dużo pytań braciszku. Wystarczy, że powiem, iż zachciało mi się pić - powiedział Jaster wyjmując z barku kapitana butelkę drogiego whisky, którą wraz z Jamesem zdobyli kiedyś podczas napadu na statek pewnego szkockiego arystokraty.
- Jesteś poważnie uzależniony od alkoholu. Powinieneś pójść na odwyk.
- Uzależnienie to dość mocne słowo. Powiedzmy, że po prostu bardzo lubię jego smak - wyjaśnił.
- To i tak nie jest powód, żeby o świcie zakradać się do mojej kajuty. Mógłbyś chociaż zapukać.
Jaster odstawił butelkę, wziął łyka ze szklanki i spojrzał się na brata.
- Gdybym zapukał to byś mnie wpuścił, czy udawał, że śpisz? - zapytał.
James nic nie odpowiedział, patrzył jedynie jak jego brat dopija szklankę whisky, a następnie nalewa sobie kolejną i wychodzi z nią bez słowa.
- No więc? Co dalej? - zapytała Nirali.
- Czasem sam mam ochotę wydać go Torresowi - westchnął Jake.
- Lepiej już chodźmy, bo jeszcze weźmie sprawy w swoje ręce i zrobi sobie krzywdę.
- Może by się przynajmniej czegoś nauczył.
James wstał z łóżka i założył buty, następnie kaftan i płaszcz. Poprawił kołnierz, zaczesał i związał włosy. Od zawsze wyjątkowo dbał o to, żeby dobrze wyglądać. Jego płaszcze zawsze uszyte były z największą dbałością, często potrafił zapłacić za nie ogromne sumy. Gdy już się wyszykował zapiął swe zdobione ostrza na przedramieniu i wysunął je by przekonać się czy na pewno są sprawne. Tymczasem Nirali wciąż wylegiwała się w łóżku.
- Widzę, że specjalnie ci się nie śpieszy - zażartował James.
- Podasz mi mój płaszcz? - poprosiła dziewczyna.
- Pewnie, ale pod warunkiem, że od razu go ubierzesz, a nie rzucisz na podłogę obok siebie. Sama przyznałaś, że nie mamy czasu.
- Och przestań, przecież wiesz, że kiedy trzeba wstać, to wstaję.
James puścił jej ironiczne spojrzenie, po czym podał jej płaszcz, a ona zakładając go powtórzyła wszystkie czynności, które przed chwilą wykonał James. Gdy byli już gotowi, James otworzył przed Nirali drzwi i oboje opuścili kapitańską kajutę. Na zewnątrz czekał już na nich Jaster, oparty o płotek nadburcia.
- Ahoj sir! Witam piękną panią! - ukłonił się. - Czy zechcieliby państwo ruszyć łaskawie swoje tyłki i zająć się robotą?
Para spojrzała na niego znużonym wzrokiem.
- Daj nam namiary na tego całego Paz'a i miejmy to z głowy - powiedziała Nira.
- Skąd ta nagła powaga? No dobrze, jak już wspominałem, Nacho nie jest oficjalnym członkiem zakonu. Wspiera ich sprawę poprzez dotacje oraz udziela miejsca na spotkania - wyjaśnił im Jaster. - Był bliskim przyjacielem Diego, więc na pewno będzie chciał pomścić jego śmierć. Nie wie jednak kto pozbawił jego kolegę życia, a przynajmniej taką mam nadzieję. Teraz, kiedy wszyscy jego kompanów z kółka wzajemnej adoracji padli ofiarą naszego małego spisku, szansa na to, że dowie się czyja to sprawka jest nikła. Jednak trzeba wyeliminować zagrożenie całkowicie. Wiem, że nie prowadzimy w tej chwili otwartej wojny, ale chyba jednego przebrzydłego "niby-templariusza" nikomu nie będzie szkoda.
- Gdzie mamy go szukać? - zapytał James.
- To klecha w głównej katedrze Hawany*. Nosi się w takim zielonym, jedwabnym ponczo. Poznacie go po łysiejącej od środka głowie i nadwadze.
- Jaster, opisałeś nam w tej chwili większość księży na wyspie - oznajmiła Nira. - Może jakieś szczegóły?
- Przepraszam, ale ten facet po prostu niczym się nie wyróżnia. Być może nosi wisior z templarskim krzyżem. Popytajcie o niego w okolicy, tylko tak, żeby nikt was nie nakrył.
- O nas się nie martw. Bądź zdrów i nie wpadnij w kłopoty podczas naszej nieobecności - pożegnał się James. - Jesteśmy o krok od zakończenia tego cyrku.

Jedność Ostrzy - Assassin's CreedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz