patrzyłem na niego, przez to się w nim zakochiwałem. zacząłem z nim rozmawiać, stało się to przypadkiem kiedy taetae dosiadł się do mnie na japońskim, to on pierwszy się odezwał, zaczął coś mówić ale nie skupiłem się na znaczeniu wypowiadanych przez niego słów lecz na jego pięknym uśmiechu który towarzyszył jego słowom. później coraz częściej się do mnie dosiadałeś, coraz częściej się do mnie uśmiechał a ja coraz częściej czułem się źle, lekarze nie wiedzieli co mi jest dlatego robili coraz to nowsze badania których miałem już dość. pewnego dnia kim zapytał mnie czy chce się z nim spotkać po szkole. zgodziłem się, wiedziałem, że miałem się stawić do szpitala na kolejne badania lecz wolałam spędzać czas z tae , wiem, że mnie później zabiją lekarze jak i rodzice ale chce korzystać z życia jak najbardzej mogę. spotkanie z kimem było czymś magicznym, poszliśmy na lody, a on cały czas siedział mi na kolanach i się do mnie przytulał jak jakiś słodki kotek którym był. mijały kolejne tygodnie spotykanie się z nim stało się codziennością, ale on nadal nie wiedział o mojej chorobie, uznałem, że nie potrzebuje tego wiedzieć, nie chce go tym męczyć. taetae zaczął mnie nazywać swoim ciasteczkiem, był taki uroczy, chodziliśmy razem do galerii sztuki, muzeów, teatrów, na koncerty, było nam razem dobrze, nadal utrzymywaliśmy, że to tylko przyjaźń choć cały czas trzymaliśmy się za ręce, przytulaliśmy czy też nasze spojrzenie się krzyżowały co powodowało, że oboje zawstydzeni odwracaliśmy spojrzenia i delikatnie się uśmiechaliśmy. po kilku miesiącach lekarze, podali ostateczną diagnozę, powiedzieli, że mam raka złośliwego czegoś tam z przerzutami, nie chciałem ich słuchać, stwierdzili, że zostało mi około pół roku. kilka dni po tym uznałem, że powiem mu wszystkie uczucia które żywiłem do niego, on powiedział, że czuje to samo, staliśmy się oficjalną parą. na naszej pierwszej randce która, odbyła się pod miastem na polanie przy oglądaniu gwiazd zrobiliśmy dużo cudownych zdjęć które wywołałem i powiesiłem na ścianie nad łóżkiem, czułem się szczęśliwy, po kilkunastu randkach postanowiliśmy, że przedstawimy się na wzajem naszym rodzicom, najpierw przedstawił mnie swoim rodzicom jako przyjaciela, wytłumaczył, że bał się braku akceptacji z ich strony i jak będzie gotowy to powiem im, że ma chłopaka, nie przeszkadzało mi to. potem przedstawiłem go moim rodzicem, już jako mojego chłopaka, nie przeszkadzało mu to, moi rodzice go polubili, spodobał im się od początku, wyglądał jakby najmniejszy dotyk mógł stłuc jego porcelanową twarzyczkę. tae nadal nie wiedział o mojej chorobie a ja nadal odmawiałem chemioterapii, bo przecież i tak umrę, lekarze powiedzieli, że przez to zostanie mi mniej czasu, około 4 miesięcy, czyli zostały mi niecałe dwa miesiące na tym świecie. pewniej nocy kiedy spałem u kima bo jego rodzice wyjechali gdzieś w delegacje, postanowiliśmy się kochać, w tedy mówiliśmy sobie tyle słodkich słówek, mówił mi jak bardzo mu na mnie zależy, jaki to ja jestem dla niego ważny. czułem się w tedy szczęśliwy i przez moment zapragnąłem chemioterapii aby przedłużyć mój żywot. lecz gdy nastał poniedziałek tae mnie unikał, nie wiedziałem dlaczego, nie siedział ze mną na japońskim jak to zwykł robić, siedział z jakiś chłopakiem i zachowywał się jakbym nigdy dla niego nie istniał. na stołówce na przerwie obiadowej kiedy upewnił się, że jestem, podeszło do mnie kilku jego znajomych, przetrzymywali mnie, a kim stałam na stole, i zaczął mówić przez megafon, że ten cały związek to był zakład, miał mnie rozkochać i pieprzyć, powiedział, że nigdy nic do mnie nie czuł a ja jestem taką głupią kurwą która na nic nie zasługuje, powiedział, że to wszystko było z litości bo nikt by mnie nie zechciał. popłakałem się, szybko wyrwałem się z objęć jego znajomych które nie były mocne, wszyscy się ze mnie śmiali, a ja uciekłem, zabrałem rzeczy i ruszyłem na przystanek autobusowy, wsiadłem w pierwszy lepszy autobus i wysiadłem na ostatniej stacji jaką okazały się obrzeża miasta, ruszyłem prosto przed siebie, potrzebowałem się wypłakać i pobyć sam więc napisałem rodzicom, że wyszedłem z taehyungiem i wrócę późnej, gdy zaczęło się ściemniać wróciłem do domu. gdy wracałem coraz gorzej się czułem, nie wiedziałem czemu. gdy wszedłem na domu, zobaczyłem kropelki krwi na podłodze, spanikowany ruszyłem do kuchni po papier i zobaczyłem, że cała ścieżka która podążałem do kuchni była oznakowana kropelkami krwi, zaczęło robić mi się słabo więc oparłem się o blat, gdy moja mama wpadła do kuchni odrazu do mnie podbiega, delikatnie ułożyła mnie na podłodze i krzyknęła do swojego męża, że ma dzwonić po karetkę. nie wiedziałem co się dzieje, straciłem przytomność. ocknąłem się po kilku dniach, rodzice powiedzieli mi, że miałem operacje, byli załamani, nie chcieli mi powiedzieć czemu. gdy dwa dni późnej zapytałem lekarza co się dzieje powiedział, że za niedługo umrę, zostało mi kilka dni, mówił też coś o operacji która im się nie udała dlatego i jestem w dużo gorszej sytuacji niż myśleli. nie było mi z tym źle, powiedziałem mu, że chciałbym oddać moje organy i poddać się eutanazji, powiedział, że moi rodzice muszą się zgodzić. zrobiłem im szantaż emocjonalny więc się zgodzili, zabieg miał się odbyć za trzy dni dlatego postanowiłem napisać do taetae, napisałem mu
„kocham cie, mimo, że to dla ciebie nic nie znaczyło, dla mnie było to naprawdę ważne, proszę, nie zapomnij o mnie"
położyłem się, byłem strasznie zmęczony. ledwo otwierałem oczy, najmniejszy ruch sprawiał mi wiele trudu, czułem jak ktoś trzyma moją rękę, próbowałem ją delikatnie ścinać, chciałem wiedzieć do kogo należy, na pewno nie była to ręka żadnego z moich rodziców, po jakim czasie leżenia usłyszałem straszliwy dźwięk w uszach. krzyknąłem głośnio, co zwróciło uwagę osób które były w pokoju, usłyszałem nad sobą delikatny i płaczliwy głos mojego chłopaka który mówił „kocham cie, nie umieraj, przepraszam za wszystko, kookie, proszę, zrobię wszystko, chciałbym zamienić się z tobą miejscem, nie rób mi tego" delikatnie się uśmiechnąłem i zasnąłem już na zawsze.