Rozdział 2

3.7K 200 130
                                    

Wysiadłam i zapłaciłam za taksówkę. Spojrzałam na zielone drzwi i grzecznie zastukałam pozłacaną i krzywo powieszoną kołatką.
Otworzyła mi starsza pani. Biła od niej jakaś pozytywna energia, którą nawet mi udało się odczuć.

- Dzień Dobry! Wchodź kochanie do środka! - przywitała mnie.

- Dzień dobry - odparłam i zdjęłam swój płaszcz. Rozejrzałam się wokół siebie. Schody prowadziły na górne piętro, gdzie zapewne znajdowało się moje przyszłe mieszkanie. Pani Hudson poprowadziła mnie jednak nie na schody, a do pomieszczenia obok. Znajdowała się tam mała kuchnia, od której wychodziły drzwi zapewne do saloniku i sypialni.

- Ty kochana to do Sherlocka w jakiejś sprawie pewnie? - zapytała.

- Nie do końca. Od dzisiaj mam tutaj zamieszkać - uśmiechnęłam się do niej.

- To cudownie! Usiądź w kuchni, zrobię Ci coś do picia. Co byś chciała?

- Jeśli Pani ma to herbatę Rooibos poproszę.

Usiadłam przy stole. Chwilę później zobaczyłam przed sobą herbatę, cukier i biszkopty.
Ta kobieta uwinęła się z tym szybciej, niż ja z wypiciem bubble tea.

- Dziękuję Pani bardzo - posłodziłam sobie herbatę półtorej łyżeczki cukru.

- Inspektor Lestrade już ci wszystko opisał? Współlokatorów też?

- Tak, trochę mi o nich opowiedział.

Zaczęła mi opowiadać o sprawach tej dziwnej dwójki. Niektóre były naprawdę... zadziwiające? Nieczęsto spotyka się dwójkę dorosłych mężczyzn, którzy rozwiązują razem pokręcone zagadki.
Pani Hudson okazała się niezwykle gadatliwą starszą panią, która pomimo tego, że pierwszy raz w życiu się spotkałyśmy, traktowała mnie jak dobrą przyjaciółkę. Było to całkiem miłe z jej strony.

Nagle do kuchni wszedł średniego wzrostu mężczyzna z lekko siwiejącymi już włosami.
Były żołnierz, lekarz, kawaler.
Widać było, że jest wściekły.

- Pani Hudson! Ja już z nim nie mogę! On znowu zaczyna! Ughhh, dobrze, że chociaż nie bierze ostatnio. Jeszcze do tego gra na tych skrzypcach! Pięknie, ale ile można! - krzyczał i nagle spojrzał na mnie.

- Och, przepraszam za zamieszanie. John Watson- przedstawił mi się.

- Afganistan czy Irak?- spytałam. John spojrzał na mnie zdziwiony.

Niedługo było mi dane cieszyć się ciszą.

- Jeśli Pani sprowadziła tutaj jakąś rodzinę Sherlocka to ja się wyprowadzam! Nie wytrzymam z kolejnym psychopatą!

- Nie jestem z rodziny Sherlocka i nie jestem psychopatką. Jestem wysoko-funkcjonującą socjopatką.

John otworzył szeroko oczy, złapał mnie za rękę i pociągnął na górę po schodach.

- Sherlock! Przyprowadziłem kogoś do ciebie!- krzyknął John.
- Jestem zajęty!- ktoś odkrzyknął.
- Mądrzejszego od ciebie!
- Mycroft spadaj!
- To nie Mycroft! To dziewczyna!

Nastała cisza, po czym otworzyły się drzwi. Razem z Johnem weszłam do środka. Był to salon, który od razu pokochałam. Wszystko przypominało mi mój Pałac Pamięci - kominek, fotele, kanapa, a przede wszystkim wymalowana na ścianie uśmiechnięta buźka. Było widać w niej ślady po kulach. Kuchnia przypominała mi moją z dawnego domu. Wyglądała bardziej jak laboratorium, z mnóstwem fiolek, mikroskopów i innych przyrządów. Od razu wiedziałam, że zawartość lodówki nie będzie normalna.
W jednym z foteli siedział wysoki mężczyzna. Miał ciemne, kręcone włosy oraz zimne, niebieskie oczy, które patrzyły na mnie przenikliwie. Był ubrany w elegancki garnitur.

Girl From Baker StreetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz