Rozdział 4

340 20 0
                                    

Nadia pov
Dzień mój zaczął się jak zawsze, czyli obudził mnie mój budzik. Ale dzisiaj miałam motywację do tego, by przetrwać ten dzień, ponieważ dzisiaj jest impreza u Luke'a Irwina, na którą pójdę niestety sama bo, moja przyjaciółka sie rozchorowała. Ale jedną rzecz sobie postanowiłam, a mianowicie że nie będę sie przejmować wczorajszym dniem i dzisiaj będę się dobrze bawić. Po 5 minutach leżenia w łóżku, wygramoliłam się z niego i udałam sie do łazienki w celu wykonania porannej rutyny. Jak zawsze umyłam sie, umalowałam i ubrałam w szaro-czarne rurki, czarne trampki i szarą bluzę a włosy spiełam w niechlujnego koka. Po wykonaniu tych wszystkich czynności udałam się do kuchni by zjeść śniadanie, ale oczywiście coś mi musiało przerwać, a był to dzwiek przychodzącej wiadomości od Vlodyma.

Vlodym: Hej Nadia. Jak ci się spało? Mam nadzieje że dobrze. A swoją drogą dowiedziałem się od dziewczyn z klasy że Kate nie będzie w szkole i wpadłem na pomysł że dzisiaj pod szkołą będę na ciebie czekał. Co ty na to? ♥♥♥♥

Me: Hej dobrze mi się spało. Rzeczywiście, to jest dobry pomysł z tym żebyś na mnie czekał przed szkołą. Tak tylko dla informacji ja przeważnie pod nią jestem około godziny 7.45.:-D

Vlodym: Bardzo mi miło że się zgodziłaś. Będę na ciebie czekał. ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥.

Me; To bardzo mi miło. Ale teraz muszę kończyć, bo muszę śniadanie zjeść. Do zobaczenia później.

Vlodym: Okej. Smacznego! !

Po tej krótkiej wymianie esemesów schowałam telefon do kieszeni spodni i zjadłam śniadanie. Kiedy spostrzegłam że jest już godzina 7.28, szybko wstawiłam miskę do zlewu i opuściłam dom, uprzednio zamykając go na klucz.

Dzisiaj w drodze do szkoły byłam bardziej uważna i bardziej rozgładałam się na boki, by nie powtórzyła suę sytuacja z wczoraj, której swoją drogą się wystraszyłam. Ale na szczęście, dzisiaj nie prztrafiło mi się nic strasznego. Pod szkołą tak jak sie umalowałam czekał na mnie Vlodym, który przywitał mnie przytuleniem. Chwilę później ruszyliśmy do szkoły w ciszy.
Dziwiło mnie to, ponieważ on, taki wydawał się bardzo ucieszony tym jak mu napisałam że może na mnie czekać. Niewiele się zastanawiając zapytałam go, o to czemu taki cichy jest.

- Ej, Vlodym co ty taki cichy jesteś?

-Zamyśliłem się, po prostu.- odparł lekko skrępowany chłopak.

-Ok, nic się nie stało-odparłam spokojnie.

Pierwszą lekcją ktora nas czekała to była, matematyka. Miałam plany usiąść z Vlodymem ale nasza pani od matematyki uważa że my powinniśmy siadać tak, że osoba która radzi sobie z matematyką dobrze, powinna usiąść z osobą ktora sobie nie radzi, aby tej osobie pomagać.
I na moje nieszczęście na kogo musiałam trafić? Oczywiście na Kostova. Ja to juz mam pecha całe życie. Od razu jak do niego usiadłam zauważyłam jego nienawistny wzrok patrzący na mnie, przez co od razu, się skuliłam przestraszona. Matematyka mijała mi w miarę spokojnie, w ogóle nie zwracałam uwagi na osobę siedząca obok mnie, aż do pewnego momentu a mianowicie w pewnym momencie pod moim nosem wylądowała mała złożona na pół karteczka, której treść trochę mnie przerażała a oczywiście była ona od Kristiana.

Widzę że twojej przyjaciółki nie ma, i nie zanosi się na to żeby była na imprezie u Irwina a miała, że mną tam do wyjasnienia kilka rzeczy ale równie dobrze mogę to załatwić z tobą, więć radzę ci być na imprezie bo jak nie to przyjdę do ciebie do domu.

Po przeczytaniu tego, wystraszyłam się bardzo ale wiedziałam że nic mi się nie stanie bo będzie że mną Vlodym.
Na nim zawsze mogę polegać i to mnie cieszyło. Po 15 minutach matematyka się skończyła a po wyjsciu z klasy Vlodym, od razu do mnie podszedł i pytał czy nic mi się nie stało.

Kristian Kostov- Czy na pewno bad boy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz