Sen pierwszy. Labirynt.

13 1 1
                                    


Otworzyłam oczy. Dookoła panowała krwista ciemność. Cały pokój skąpany był w czerwonej mgle, która momentami załamywała się w czarną pustkę. Z oddali słyszałam jęki, dzikie wrzaski i ostre, mechaniczne odgłosy. Przybliżały się i oddalały, jak gdyby jakiś potwór lub dzikie zwierzę błąkało się szukając ofiary. Niektóre z nich sprawiały wręcz fizyczny ból, jak gdyby przeszywały mózg na wylot.
Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Nie wiedziałam też, jak się tam znalazłam. Raz po raz zaciskałam powieki, by obudzić się z tego snu. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie jest to sen. I że nie dam rady stąd uciec. Poczułam niepokój, mój strach i przerażenie było tak wielkie, że nie mogłam oddychać. Łapczywie łapałam powietrze, żeby zapanować nad swoim ciałem. Ból w sercu był nie do zniesienia, a mózg powtarzał tylko jedną myśl - jeśli nie uciekniesz, zginiesz.
Przerażające dźwięki wypełniały moją głowę, utrudniając mi skupienie. Wiedziałam, że muszę się stąd wydostać, że muszę znaleźć wyjście.
Nagle mgła zaczęła ustępować. Cofając się tworzyła kształty i kontury pomieszczenia. Wszystko było krwawe i zacienione. Był to stary, w pełni umeblowany pokój dzienny. Zakurzona lampa oświetlała tylko środkową część, zostawiając kąty w całkowitej ciemności. Mgła chowała się pod drzwiami, pokazując mi wyjście. Pobiegłam do nich i szarpnęłam za klamkę. Otworzyły się z piskiem, pokazując pokój identyczny z tym, w którym właśnie się znajdowałam. Nagle ściany zaczęły się przesuwać, co chwilę zmieniały ustawienie, jak gdyby ktoś układał z nich ogromny labirynt. Biegałam między kilkoma drzwiami, szukając wyjścia, jednak za każdym z nich był kolejny identyczny pokój z ruchomymi ścianami. Ogarnęła mnie panika. Odgłosy znów się nasiliły. To coś było już blisko. Krwista ciemność, jaka panowała w każdym z pomieszczeń formowała się nieraz w jakby ludzkie kształty. Szybko obracając się widziałam momentami kątem oka przerażającą postać, z ogromnymi świecącymi ślepiami lub ogromną, uzębioną paszczą. Ich zdeformowane, długie i ostre kończyny wyciągały się w moją stronę i próbowały mnie pochwycić. Niektóre z nich zaszywały się w ciemności, czekając aż przypadkiem podejdę w ich stronę.
Nie wiem, ile czasu błąkałam się po tym ogromnym labiryncie. Kompleks pokoi był tak ze sobą połączony, że prawie niemożliwym było znalezienie wyjścia. Wciąż uciekałam przed mgielnymi i być może wyobrażonymi potworami oraz tym czymś, co było coraz bliżej. Jego głuche jęki i dzikie krzyki i wrzaski podążały za mną jak echo, zdając się być coraz bliżej. W panice otwierałam kolejne drzwi i przebiegałam przez nie, nim ściany znów zmienią ustawienie, a potwór mnie dopadnie. Nie miałam już siły. Nie wiedziałam, ile pokoi już odwiedziłam. Nie miałam pojęcia, gdzie mogę się znajdować. Być może zrobiłam pętlę i tak naprawdę wciąż byłam w tym samym miejscu. Być może to dzikie stworzenie było w pokoju obok. Być może zginęłabym, gdybym przypadkiem nie znalazła wreszcie wyjścia.
Ostatnie drzwi, jakie otworzyłam wreszcie uwolniły mnie z tego żywego labiryntu. Rdzawa i krwawa poświata skończyła się, przechodząc w szarość. Na dworze było zimno. Być może był to wieczór, albo poranek następnego dnia. Niebo było ciemne i szare. Delikatna i wilgotna mgła unosiła się dookoła. Wszędzie panowała cisza.
Przy starej przystani przycumowany był ogromny statek, jednak nikogo na nim nie było. Nie było też słychać odgłosów z labiryntu. Nie było ludzi, zwierząt, ani śladu jakiegokolwiek życia. Tylko cichy plusk fal obijających się o bok statku kołysał mnie do snu, z którego właśnie się obudziłam.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 15, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kraina śmierciWhere stories live. Discover now