Prolog

66 7 7
                                    

Idę długą i ciemną ulicą. W końcu dochodzę do rozwidlenia.
Chwila zastanowienia, w którą iść stronę? W końcu po krótkim namyśle wybieram lewo.
Dochodzę do szerokich betonowych schodów, bardzo zniszczonych. Schodzę po nich.
Prawie nic nie widać, w pobliżu świeci tylko kilka latarni, jedna z nich mryga.
Włącza się i wyłącza, włącza, wyłącza i tak w kółko.
Zeszłam ze schodów, siadam na małej górce uspanej z kostek brukowych.
Chyba mieli tu odnawiać, ale nie starczyło miastu funduszy.
Typowe... Kostki zdążyły obrosnąć mchem. Tak więc, siedzę sobie na nich. w powietrzu unosi się mgła. Zamykam oczy, robię głębokie wdechy i wydechy.
Powietrze jest wilgotne.
Z oddali słyszę pociąg, czuje jak wszystkim wokół trzęsie.
w końcu przejeżdża przede mną, dosłownie z jakieś czterdzieści   centymetrów ode mnie. Rozwiało mi włosy. Powietrze leciało mi do ust i nosa, nie mogłam złapać tchu. Krztusiłam się powietrzem. Kochałam to uczucie. Miałam wtedy wrażenie jakbym żyła pełniłą życia, czego w krótce może mi zabraknąć...

● Oto prolog mojej nowej książki.
Od razu przepraszam za wszelkie błędy. Pamiętajcie o gwiazdkach i komentarzach, bo one mega motywują.
Pozdrawiam Asia ❤●

Jej ostatni rok Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz