KWIECIEŃ 2

55 3 0
                                    

Poniedziałek 8:00


- Hej laska! Jak tam? - Sophie stała przy drzwiach wejściowych do szkoły.

- Cześć! Noo, chyba dobrze. - Pocałowałam ją w policzek i razem weszłyśmy do środka. Rozejrzałam się po wnętrzu. Dużo ludzi. Trochę za dużo. Nie mam fobii społecznej ani nic, ale duża ilość osób w jednym miejscu mnie troszeczkę przeraża. Przecież nigdy nie wiadomo co komu w głowie siedzi i jak się zachowa w danej sytuacji.

- Jak tam w domu?

- Sarah, wiesz że nie lubię gadać o tym w szkole... Ale skoro już zapytałaś to powiem ci że jest do dupy i mam przesrane. - Soph spuściła wzrok. Nie zapytałam o nic więcej i ją po prostu przytuliłam.

Wyszliśmy z tłumów i skierowałyśmy się pod salę od historii. Nagle ktoś złapał mnie za bark.

- Uu, Sarah... Co się stało? Wyglądasz jak potwór! Czyżby twoi rodzice zapomnieli cię nakarmić? - Alice patrzyła na mnie pełnym pogardy spojrzeniem trzymając teatralnie dłoń na policzku i udając zatroskaną.

- Alice! Pozwól że przemilczę ten akt twojej opieki ale za to ty... Ty wyglądasz fanastycznie! Pewnie jesteś już wyrzyta seksualnie i dlatego tak promieniejesz! Bo ostatnio Jack chyba dał ci za mało wynagrodzenia i jakaś taka smutna chodziłaś - przejechałam palcem wzdłuż twarzy tak jakby to miała być łza.

Alice tylko prychneła w moją stronę i zarzucając swoimi czarnymi, doczepianymi kudłami odeszła razem ze swoją bandą lizidup. Dziewczyna myślała że jest sławna z urody i figury  ale tak naprawdę słynęła z robienia chłopakom dobrze w łazienkach. Mówiła że jest dziewicą ale chyba nikt nie był aż tak naiwny żeby w to wierzyć.

Szkoła to dżungla. Jesteś albo ofiarą albo drapieżnikiem. Stwierdziłam że będę drapieżnikiem. Mam takie dwie osoby które gnębię. Cóż, może jestem wredną suką ale musicie się w końcu nauczyć że w życiu nie ma kolorowo a co stanie się dzisiaj zależy tylko od ciebie. Mam jeszcze jedną ofiarę. Dowiedziałam się ostatnio że pewnien chłopak parę lat młodszy się we mnie pokochuje. Nie mogę dopuścić by cierpiał dłużej. Nie ma u mnie szans a każdego kolejnego dnia jego nadzieja zostaje wystawiona na coraz to większą próbę. Jeżeli powiem mu teraz że jego szczeniacka miłość jest dla mnie bez znaczenia, będzie bolało dwa razy mocniej ale krócej.

Stałyśmy pod klasą i gadałyśmy o bzdurach. Kiedy zabrzmiał dzwonek, dostałam sms'a.

Od mama:

9:00

Sarah, jestem w szpitalu. Nie przyjeżdżaj. Spotkamy się za tydzień. Przyjadę po rzeczy. Porozmawiamy wtedy.
Pozdrawiam, Mama.

Jak zwykle bez uczuć. Nawet się tym nie przejęłam. Nie mamy z matką dobrych stosunków. Kiedy ojciec wyjeżdża w długie delegacje, ona sprowadza do domu jakiś facetów. Wtedy albo wychodzę z domu albo zamykam się u siebie w pokoju włączając muzykę na maksa. Ojciec jest jak mój przyjaciel. Mogę mu powiedzieć wszystko, jest cudowny, wyrozumiały i opiekuńczy. Nie rozumiem jak można zdradzać tak dobrego mężczyznę. Ale siedzę cicho bo kiedy delegacja się kończy, wszystko wraca do normy i jesteśmy szczęśliwą rodziną. Tym razem tata wraca za trzy tygodnie. Zawsze mi przywoził albo kulę śnieżną albo bransoletkę. Zwiedził dzięki pracy już całą Europę i kawałek Azji. Strasznie mu zazdroszczę. Ale obiecał mi że kiedyś zabierze mnie ze sobą. Czekam od trzech lat aż spełni swoją obietnicę. Wyobrażam to sobie:
Miesiąc sam na sam z przyjacielem, dobra muzyka, rozmowy nocami, śmiechy i szczęście. Chcę tylko tyle. Wyjeżdża na miesiące, wraca na tydzień i tak kręci się moje życie. Od przyjazdu do przyjazdu. Zawsze spędzamy ten czas wspólnie. Stara się wynagrodzić mi i mamie ten czas bez niego.

- Ej, co się stało? Dlaczego płaczesz? - Soph spojrzała na mnie i potarła dłonią moje ramię. Chyba za bardzo poleciałam. Nawet nie wiem kiedy łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.

- J-ja... - wciągnęłam powietrze. - Ja zamyśliłam się o tacie.

- Oj skarbie, zostało mało czasu. Zobaczysz, szybko zleci.

- Tak... Mam nadzieję. I jest jeszcze jedno, mama wysłała mi sms'a. Jest w szpitalu... dodała na końcu to swoje "pozdrawiam, mama".

- Auć. Jedziesz do niej?

- Nie. Jest dorosła. Umie o siebie zadbać.

- Sarah, to twoja mama.

- Nie potrzebuje mojej pomocy. Dzięki za troskę.

Dziewczyna nie odezwała się już więcej i w milczeniu czekałyśmy na dzwonek na lekcję.

Reszta zajęć minęła w napiętej atmosferze, którą ja stworzyłam. Nie chciałam gadać z nikim. Wróciłam do domu zadowolona że wreszcie mogę być sama. Czyli znowu wolny dom. Sama na tydzień.

Znowu zostałaś sama. Głupia, jak mogłaś do tego dopuścić?! To źle się skończy...

Nie. Jest okej. Wykorzystam ten czas dla siebie. To będzie moment na przemyślenia. Ta dobra samotność. Ta która jest potrzeba każdemu człowiekowi przynajmniej raz na jakiś czas.

Nie chcesz być sama. Dobrze o tym wiesz. Znowu dojdzie do...

NIE. Nie dopuszczę do powtórki. Z powrotem mam kontrolę nad swoim życiem.

Zadzwoń do niego. Zabaw się.

Moja podświadomość jest dzisiaj wyjątkowo nieznośna. Nie będę tego robić. To jest obrzydliwe. Tak. Kiedyś to było całe moje życie ale ten chłopak od którego to się zaczęło to przeszłość! To koniec! Nie jestem już taka jak dawniej. Teraz wróciłam na dobrą ścieżkę i planuję iść nią do końca.

Nagle zaczął dzwonić mój telefon.
Przsunęłam palcem w prawo zielonej słuchawki.

- Halo?

- Witam. Z tej strony Dominic Haming. Czy rozmawiam z Sarah Jons? - Niski, męski głos brzmiał przerażająco. Kim jest ten człowiek?

- Tak. Tak to ja. W jakiej sprawie pan dzowni? - trochę się bałam. Chociaż w sumie czego mogę się bać? To tylko jakaś rozmowa przez telefon. Pewnie ktoś robi sobie żarty.

- Chodzi o twojego ojca...

Kiedy żyłamWhere stories live. Discover now