|14|

296 42 1
                                    

Sadie nie potrzebowała jego pomocy jak na razie, więc mógł bez problemu zwiedzić obóz. Albo raczej obszar oddalony o trzysta metrów od dziewczyny, ale to zawsze było coś.
Kyle ruszył przed siebie wydeptanymi ścieżkami, między rozłożonymi miotami. Mógł zwiedzić koło o promieniu trzystu metrów od Sadie i planował to wykorzystać. Było to oczywistym, że nie miał szans zobaczyć całego obozu w Kastrji, lecz chciał, choć odrobinę być rozeznanym. W końcu zaszło tu wiele zmian, odkąd ostatnio tu był, a nie lubił nieznanych sobie miejsc.

Szedł główną drogą, dochodząc w ten sposób do placu głównego, jednak gdy chciał na niego wejść, zatrzymał go delikatny opór, jakby bariera grubości bańki mydlanej. Wiedział, że jeden krok dalej spowodowałby teleportowanie jego "ciała" do Sadie.
Niechętnie odwrócił się tyłem do placu głównego, który był tak naprawdę najciekawszym miejscem w całym obozie. To tutaj porozstawiane były namioty dowódców, kantyna, namiot strategii.
Kyler z westchnieniem niezadowolenia przeniknął jako duch przez materiał jednego z namiotów po swojej lewej, którego wejście było od strony placu. Wszedł do środka, nie wierząc swojemu szczęściu. Był to właśnie namiot strategiczny, można było go odróżnić od innych przez ogromny stół znajdujący się pośrodku, na którym rozłożone i przybite za pomocą gwoździ były liczne mapy. Jedna, największa znajdująca się w samym centrum drewnianej nawierzchni, przestawiała rozkład całego kontynentu Kanfrji.

Zaciekawiony Kyle podszedł bliżej, na tyle, na ile pozwalała mu bariera. Kanfrja dzieliła się na dwa ogromne kraje. Landermell, czyli państwo króla Rodericka, oraz Karandell, inaczej kraj nieznanego władcy. Za jego czasów rządził nim król Manfred z żoną Perloną, lecz zginęli tragicznie tuż przed jego własną śmiercią. Od tamtego czasu aż do dzisiejszego dnia nie wiadomo, kto zasiada tam na tronie.

Jednakże państwo wciąż funkcjonowało. Miało regularną armię, handel kwitł tak samo, jak rolnictwo. Wszelkie ugody między państwami podpisywane były jednak przez zastępcę tamtejszego króla, który według jego słów działał w jego imieniu. Szkoda tylko, że nikt oprócz skrupulatnie dobieranych z wszelką ostrożnością przez samego króla ludzi, nie widział owego monarchy.
Ogólnie podejrzana sprawa.

Jednak Kylera zdziwiły figurki, przypominające ołowianych żołnierzyków, którymi bawił się w dzieciństwie, leżące na mapie tuż przy granicy, po stronie Karandell. Naliczył dokładnie dziesięć figurek stojących zaraz obok grubej, czarnej linii na mapie, oznaczającej koniec terytorium Landermell a początek Karandell. Oznaczało to, że stała tam stu tysięczna armia. Dziesięć kolejnych, mniejszych żołnierzyków również stało przy granicy po bokach głównej armii, lecz w części górskiej, a nie w kotlinie jak pozostali. Najgorsze w tym wszystkim było to, że barwy żołnierzyków były czerwone, niczym ogień. Była to armia wroga, a ich liczebność była zatrważająca.
Teraz chłopak wiedział, dlaczego król zarządził pobór do wojska. Regularna armia Landermell nie umywała się do tej Karandell.

Nagle, przerywając przemyślenia Kyle'a do środka weszła grupa mężczyzn. Chłopak dobrze znał każdego z nich, chociaż miał problemy z rozpoznaniem twarzy. Odkąd stał się duchem, minęło sporo lat, a czas nie oszczędzał zwykłych ludzi, przez co znajomych mu postaci często nie mógł połączyć z odpowiednim nazwiskiem.
Na pewno dostrzegł między nimi Rufina. Dowódca Sadie wszedł do środka jako jeden z ostatnich, zamykając za sobą przejście. Oprócz niego było tu czternastu innych mężów przyodzianych w połyskujące zbroje, a do pasa mieli przypięte miecze, które widziały już nie jedną bitwę.

— Panowie, proszę zająć swoje miejsca — odezwał się posiwiały mężczyzna o sumiastych, ogromnych wąsach usiadając u szczytu stołu. Z tego, co pamiętał Kyler, był to lord Gustaw Lesling. Głównodowodzący armią oczywiście nie biorąc pod uwagę samego króla.

TrzynastkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz