Stoję jak sparaliżowana, serce lbije mi jak młot. Nie jestem w stanie ruszyć nawet małym palcem. Tylko stoję i patrzę na postać w oknie.
Tymczasem morderca, gwałciciel, terrorysta czy kim on tam jest wyciąga rękę i znów puka w okno. Przyglądam się uważniej i dostrzegam, że postać ma długie, falowane włosy Amber, które dopiero teraz zauważyłam.
Moje serce na chwilę zatrzymuje się, a potem uderza że zdwojoną siłą. Nie jestem w stanie opisać, jak wielka była to ulga.
Zniecierpliwiona Amber wyciąga rękę i dosłownie wali w okno. Szybko podchodzę do niej, bojąc się, że jej walenie ściągnie tu rodziców.- No ile to można czekać?!
- Przestraszyłaś mnie! To ja powinnam mieć pretensje do ciebie, a nie ty do mnie.
Gramoli się przez parapet. Kiedy przekłada drugą nogę, zachacza nią o doniczkę. Łapie się kurczowo za mój rękaw, żeby nie upaść, ale po chili i tak obie lądujemy jedna na drugiej na podłodze.
- No nieee! Teraz to sprzątaj! - wołam do niej, śmiejąc się. Na podłodze jest całe mnóstwo porozrzucanej ziemii.
Nagle słyszymy pukanie do moich drzwi.
- Szybko! Do szafy! - szeptem wołam do przyjaciółki, która chichocząc ładuje się w moje ubrania. Ta to zawsze ma zabawę.
- Nic się nie stało? Słyszałam hałas - w drzwiach stoi moja rodzicielka, zaglądając mi przez ramię i lustrując ten kawałek pokoju, który może zobaczyć.
Co ona myśli? Że w szafie siedzi mój kochanek? Przez tą pracę w lokalnej gazecie szukanie "ciekawych" rzeczy weszło jej w krew. Sorry, mamo, ale nic z tego. Sensacji nie będzie.
- Tylko chciałam otworzyć okno i zarzuciłam doniczkę. Zaraz posprzątam.
Nagle z szafy słychać odgłosy szamotaniny. Jakby siedział tam nie jeden mój kochanek, ale aż dwóch. I najwyraźniej się bili. Serce we mnie zamiera.
Po chwili drzwi się otwierają i wypada z nich (dosłownie!) Amber. Próbuje złapać równowagę, ale po chwili ląduje plackiem na dywanie, uderzając brodą o mój dywan. Dzięki Bogu, jest dosyć puchaty i zamortyzował upadek. Dopiero teraz widać, że jest zaplątana w moją sukienkę ze ślubu cioci. Nie wiem, jak ona to zrobiła. Może próbowała się przebrać? To przecież Amber.- Dzień dobry pani! - mówi radosnym tonem.
Dopiero teraz patrzę na mamę. Usta ma rozchylone, oczy prawie wyszły jej na wierzch. Zresztą, nie dziwię jej się.
Po chwili uśmiecha się i pyta:- Co robisz w szafie Elizabeth? - krzywię się na moje pełne imię.
- Chciałam ją nastraszyć, dziś obchodzimy szkolny dzień żartów - brawo, Amber! Głupszej wymówki nie było!
- Aha, w porządku. Zostaniesz może na noc?
Boże! Kim jesteś i co zrobiłeś z Anną Whitman?! A może... To bardzo prawdopodobne...
- Mamo, wychodziłaś dziś z koleżankami?
- Tak, a czemu pytasz?
- A która zamówiła wino?
- Kath. Ale to ona zaproponowała! - Ważna Redaktor Naczelna Whitman jest najwyraźniej zawstydzona.
- To może idź i połóż się spać. Albo obejrzyj film. Albo... No nie wiem. Weź jakiś apap, coś w ten deseń. Amber - zwracam się do szatynki leżącej na dywanie - zostaniesz na noc?
*****
Amber została. Jej rodzice co prawda protestowali, ale gdy tylko Amber dała im mnie do słuchawki, natychmiast się zgodzili. Lubią mnie i mam wyrzuty sumienia, że tak intryguję za ich plecami.
Teraz leżymy na dywanie w salonie. Wszędzie wokół walają się poduszki, kołdry i opakowania po chipsach. Nie wspominam o trzech dwulitrówkach pepsi. Nie pytajcie, jak tego dokonałyśmy.
Oglądamy głupawą komedię romantyczną, bo o godzinie trzeciej w nocy nie za bardzo mamy jakiś wybór. "Ponętne Pielęgniarki" i "Telezakupy" odpadają.- Denerwujesz się wyjazdem? - pyta Amber - W końcu jedziesz do innego stanu z obcym chłopakiem. W dodatku rudym - zachichotała.
- Ej, co masz do rudych? To krzywdzące stereotypy! - oburzam się.
- Tylko żartowałam! - śmieje się - A tak na poważnie, to denerwujesz się?
- No pewnie, że się denerwuję. Jadę z prawie obcym chłopakiem do obcego miasta, drogą, której nie znam i z noclegiem w jakiejś kwaterze prywatnej, którą wybrał Zack. Nie wspominając o tym, że przez człowieka, do którego jadę, moja siostra nie żyje. Ale muszę z nim porozmawiać. Po prostu muszę!
Amber patrzy na mnie, delikatnie się uśmiechając.
- Jeśli ktoś ma sobie z tym poradzić, to tylko Liz Whitman.
- Czy ty sugerujesz, że Zack nie przeżyje tej podróży? - śmieję się.
- Dokładnie. Z pędzącego autobusu wyrzuci go starsza pani w bereciku, której nie będzie chciał ustąpić miejsca - Amber śmieje się razem ze mną.
- Albo zgryzie go York tej samej paniusi - zaczynam wciągać się w zabawę.
- Albo koleżanki tej paniusi napadną go w drodze do toalet. Wyobrażasz to sobie? Trzy starsze panie oskarżone o zamordowanie rudowłosego nastolatka w toalecie na stacji paliw...
Tak śmiałyśmy się do rana. O godzinie 6.00 rano przyszedł SMS od Zacka:
Jestem w "Espresso". Jak się obudzisz, przyjdź.
Dlaczego jest tam tak wcześnie? Przecież dojazd zajmuje mu aż godzinę. Pewnie coś pilnego. Jakby nie mógł zadzwonić! Z drugiej strony, to znaczy, że angażuje się w sprawę...
- Idę z tobą. Muszę wiedzieć, czy oddaję cię w dobre ręce - stwierdziła Amber.- Jak Mark dowie się, że spotykasz się z innymi za jego plecami... - pogroziłam jej palcem.
- No przecież idę z tobą. A poza tym, Mark uważa, że jest najwspanialszy na świecie i nic nie jest w stanie tej wiary zachwiać - zaśmiała się - ale i tak go kocham.
Zaczęłyśmy szykować się do wyjścia. Trochę to zajmie, w końcu Amber jest u mnie i na pewno będzie chciała bawić się w wizażystkę.
Jednak ja myślę tylko o SMSie Zacka. Czyżby jakieś kłopoty?----------------
Rozdział trochę nudny, ale pisałam go naprawdę długo. 897 Słów. W mediach najprawdziwsza rzecz na świecie 😂 Pozdrawiam wszystkich, którzy dzisiaj mieli słoneczny i piękny dzień ☀️
CZYTASZ
Daleka Droga
Roman d'amourGdybym wtedy nie jechała z siostrą tamtą drogą. Gdyby tamten człowiek udzielił jej pomocy. Ale tego nie zrobił. A ja, wtedy tak mała, nie mogłam jej pomóc... Mimo że pojawił się mężczyzna z synem i zadzwonił po pomoc, było już za późno. Przez tamteg...