Rozdział IV

23 5 3
                                    

Stoję jak sparaliżowana, serce lbije mi jak młot. Nie jestem w stanie ruszyć nawet małym palcem. Tylko stoję i patrzę na postać w oknie.
Tymczasem morderca, gwałciciel, terrorysta czy kim on tam jest wyciąga rękę i znów puka w okno. Przyglądam się uważniej i dostrzegam, że postać ma długie, falowane włosy Amber, które dopiero teraz zauważyłam.
Moje serce na chwilę zatrzymuje się, a potem uderza że zdwojoną siłą. Nie jestem w stanie opisać, jak wielka była to ulga.
Zniecierpliwiona Amber wyciąga rękę i dosłownie wali w okno. Szybko podchodzę do niej, bojąc się, że jej walenie ściągnie tu rodziców.

- No ile to można czekać?!

- Przestraszyłaś mnie! To ja powinnam mieć pretensje do ciebie, a nie ty do mnie.

Gramoli się przez parapet. Kiedy przekłada drugą nogę, zachacza nią o doniczkę. Łapie się kurczowo za mój rękaw, żeby nie upaść, ale po chili i tak obie lądujemy jedna na drugiej na podłodze.

- No nieee! Teraz to sprzątaj! - wołam do niej, śmiejąc się. Na podłodze jest całe mnóstwo porozrzucanej ziemii.

Nagle słyszymy pukanie do moich drzwi.

- Szybko! Do szafy! - szeptem wołam do przyjaciółki, która chichocząc ładuje się w moje ubrania. Ta to zawsze ma zabawę.

- Nic się nie stało? Słyszałam hałas - w drzwiach stoi moja rodzicielka, zaglądając mi przez ramię i lustrując ten kawałek pokoju, który może zobaczyć.

Co ona myśli? Że w szafie siedzi mój kochanek? Przez tą pracę w lokalnej gazecie szukanie "ciekawych" rzeczy weszło jej w krew. Sorry, mamo, ale nic z tego. Sensacji nie będzie.

- Tylko chciałam otworzyć okno i zarzuciłam doniczkę. Zaraz posprzątam.

Nagle z szafy słychać odgłosy szamotaniny. Jakby siedział tam nie jeden mój kochanek, ale aż dwóch. I najwyraźniej się bili. Serce we mnie zamiera.
Po chwili drzwi się otwierają i wypada z nich (dosłownie!) Amber. Próbuje złapać równowagę, ale po chwili ląduje plackiem na dywanie, uderzając brodą o mój dywan. Dzięki Bogu, jest dosyć puchaty i zamortyzował upadek. Dopiero teraz widać, że jest zaplątana w moją sukienkę ze ślubu cioci. Nie wiem, jak ona to zrobiła. Może próbowała się przebrać? To przecież Amber.

- Dzień dobry pani! - mówi radosnym tonem.

Dopiero teraz patrzę na mamę. Usta ma rozchylone, oczy prawie wyszły jej na wierzch. Zresztą, nie dziwię jej się.
Po chwili uśmiecha się i pyta:

- Co robisz w szafie Elizabeth? - krzywię się na moje pełne imię.

- Chciałam ją nastraszyć, dziś obchodzimy szkolny dzień żartów - brawo, Amber! Głupszej wymówki nie było!

- Aha, w porządku. Zostaniesz może na noc?

Boże! Kim jesteś i co zrobiłeś z Anną Whitman?! A może... To bardzo prawdopodobne...

- Mamo, wychodziłaś dziś z koleżankami?

- Tak, a czemu pytasz?

- A która zamówiła wino?

- Kath. Ale to ona zaproponowała! - Ważna Redaktor Naczelna Whitman jest najwyraźniej zawstydzona.

- To może idź i połóż się spać. Albo obejrzyj film. Albo... No nie wiem. Weź jakiś apap, coś w ten deseń. Amber - zwracam się do szatynki leżącej na dywanie - zostaniesz na noc?

*****

Amber została. Jej rodzice co prawda protestowali, ale gdy tylko Amber dała im mnie do słuchawki, natychmiast się zgodzili. Lubią mnie i mam wyrzuty sumienia, że tak intryguję za ich plecami.
Teraz leżymy na dywanie w salonie. Wszędzie wokół walają się poduszki, kołdry i opakowania po chipsach. Nie wspominam o trzech dwulitrówkach pepsi. Nie pytajcie, jak tego dokonałyśmy.
Oglądamy głupawą komedię romantyczną, bo o godzinie trzeciej w nocy nie za bardzo mamy jakiś wybór. "Ponętne Pielęgniarki" i "Telezakupy" odpadają.

- Denerwujesz się wyjazdem? - pyta Amber - W końcu jedziesz do innego stanu z obcym chłopakiem. W dodatku rudym - zachichotała.

- Ej, co masz do rudych? To krzywdzące stereotypy! - oburzam się.

- Tylko żartowałam! - śmieje się - A tak na poważnie, to denerwujesz się?

- No pewnie, że się denerwuję. Jadę z prawie obcym chłopakiem do obcego miasta, drogą, której nie znam i z noclegiem w jakiejś kwaterze prywatnej, którą wybrał Zack. Nie wspominając o tym, że przez człowieka, do którego jadę, moja siostra nie żyje. Ale muszę z nim porozmawiać. Po prostu muszę!

Amber patrzy na mnie, delikatnie się uśmiechając.

- Jeśli ktoś ma sobie z tym poradzić, to tylko Liz Whitman.

- Czy ty sugerujesz, że Zack nie przeżyje tej podróży? - śmieję się.

- Dokładnie. Z pędzącego autobusu wyrzuci go starsza pani w bereciku, której nie będzie chciał ustąpić miejsca - Amber śmieje się razem ze mną.

- Albo zgryzie go York tej samej paniusi - zaczynam wciągać się w zabawę.

- Albo koleżanki tej paniusi napadną go w drodze do toalet. Wyobrażasz to sobie? Trzy starsze panie oskarżone o zamordowanie rudowłosego nastolatka w toalecie na stacji paliw...

Tak śmiałyśmy się do rana. O godzinie 6.00 rano przyszedł SMS od Zacka:

Jestem w "Espresso". Jak się obudzisz, przyjdź.

Dlaczego jest tam tak wcześnie? Przecież dojazd zajmuje mu aż godzinę. Pewnie coś pilnego. Jakby nie mógł zadzwonić! Z drugiej strony, to znaczy, że angażuje się w sprawę...

- Idę z tobą. Muszę wiedzieć, czy oddaję cię w dobre ręce - stwierdziła Amber.

- Jak Mark dowie się, że spotykasz się z innymi za jego plecami... - pogroziłam jej palcem.

- No przecież idę z tobą. A poza tym, Mark uważa, że jest najwspanialszy na świecie i nic nie jest w stanie tej wiary zachwiać - zaśmiała się - ale i tak go kocham.

Zaczęłyśmy szykować się do wyjścia. Trochę to zajmie, w końcu Amber jest u mnie i na pewno będzie chciała bawić się w wizażystkę.
Jednak ja myślę tylko o SMSie Zacka. Czyżby jakieś kłopoty?

----------------

Rozdział trochę nudny, ale pisałam go naprawdę długo. 897 Słów. W mediach najprawdziwsza rzecz na świecie 😂 Pozdrawiam wszystkich, którzy dzisiaj mieli słoneczny i piękny dzień ☀️

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 19, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Daleka DrogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz