Byłem żałosny.
Byłem najbardziej żałosnym człowiekiem na tej planecie.
Teraz nie potrafiłem nawet spojrzeć na siebie w lustrze. Wyrzuty sumienia prześladowały mnie cały czas, wyrzynając w moim umyśle swoje trwałe ślady.
Nie potrafiłem zacząć normalnie funkcjonować.
Jedynym, o czym byłem w stanie myśleć, było twoje ostatnie, puste spojrzenie.
Zranione, skrzywdzone.
A tego wszystkiego dokonałem sam. Patrzyłem, jak odchdozisz, zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy. Zabierając też cząstkę mojego serca.
Byłem żałosny.
Okłamałem cię, bo myślałem, że tak będzie dla ciebie lepiej. Gdy będziesz myślał, że cię zdradziłem, choć tak naprawdę nigdy bym tego nie zrobił.
Coś musiałem ci powiedzieć. Żebyś nie widział mnie w takim stanie, w jakim jestem.
Żebyś nie oglądał mojej śmierci, która nadchodzi krok po kroku.
Już teraz większość czasu spędzałem w łóżku, nie mając siły wstać, nie mogłem jeść, nie umiałem spotykać się z innymi.
Gdyby nie moja rodzina nie wiem jak bym w ogóle funkcjonował.Wciąż leżę w tym samym łóżku, którego mam już serdecznie dość, wpatruję się w sufit i myślę o tobie. Co by było gdybyś się dowiedział, dlaczego naprawdę z tobą zerwałem?
Czy wróciłbyś? Czy...
Zdaję sobie sprawę, że to okropnie samolubne myślenie. Przecież nie możesz wrócić. Ja i tak niedługo umrę, a wtedy zostałabyś sam.
Tak jest lepiej, prawda?
Próbuję przekonać sam siebie co do słuszności tej decyzji.
Tak bardzo pragnę jeszcze raz dotknąć twoich ust, spojrzeć ci w oczy.
Zobaczyć twój uśmiech.
Płaczę, ale to już nie ma żadnego znaczenia. Ostatnio bardzo dużo płaczę.
Głównie z twojego powodu.
Okrywam się kołdrą i próbuję zasnąć. Ale bezsenność to mój kolejny problem. Jakby mój organizm nie miał już za dużo chorób.Słyszę dzwonek do drzwi i głośne pukanie. Patrzę na zegarek, który wskazuje trzy minuty po drugiej. Jest środek nocy i nie mam bladego pojęcia, kto to mógłby być.
A może to jakiś imprezowicz, który pomylił mieszkanie?
W przypływie siły i dziwnego przeczucia, zwlekam się z łóżka i idę otworzyć.
I widzę ciebie.
Stoisz pod moimi drzwiami, z przyspieszonym oddechem i patrzysz na mnie, jakbyś widział mnie pierwszy raz w swoim życiu.
Zdaję sobie sprawę, jak beznadziejnie wyglądam.
Szara twarz, cienie pod oczami i jeszcze bardziej wychudzone ciało.— Dlaczego? — pytasz, a ja wzruszam ramionami. Doskonale wiem, o co ci chodzi.
— Nie chciałem, żebyś musiał ze mną przez to przechodzić — odpowiadam cicho, wypuszczając cię do środka. — Skąd wiesz?
— Od Cene. — Wchodzisz za mną i od razu zamykasz mnie w swoich ramionach. Wtulam się w ciebie z całych moich marnych sił, nie wierząc, że naprawdę tu jesteś. Zamykam oczy i znów płaczę, ale ty gładzisz moje plecy i wciąż mnie przytulasz.
Wdycham twój wspaniały zapach i żałuję wszystkiego, co zrobiłem.
Tylko przy tobie czuję, że moje życie ma jakikolwiek sens. Że walka ma sens.
Dzięki tobie chcę walczyć, chcę wyzdrowieć, chcę żyć.
Jesteś moją siłą, nadzieją, wszystkim.
W końcu, po kilku miesiącach, twoje usta odnajdują moje i czuję, że życie znowu nabiera kolorów.
Wszystko wokół eksploduje szczęściem.
Uśmiecham się, po raz pierwszy od tamtego wieczoru.
Tej nocy kładę się z tobą i w końcu zasypiam.
I wierzę, że wszystko będzie dobrze. Bo cię kocham bardziej, niż to sobie możesz wyobrazić.