16

28 3 0
                                    

Jongdae i Minseok byli sobie przeznaczeni. Gdy obie, zupełne obce dla siebie rodziny wprowadziły się do nowo wybudowanego bliźniaka wiedzieli, że najmłodsze podrośla od razu się ze sobą zaprzyjaźnią. W słoneczny dzień, gdzie żar lał się z nieba, a wszędzie unosił się zapach kwiatów, pobliskiego lasu i pieczonych kiełbasek zostali sobie przedstawieni i złączeni niewidzialną, czerwona nicią. Ich przyjaźń była niezwykła, bliska, momentami dziwna, ale to tylko dla obserwatora tej dwójki, którą bardzo rzadko można było znaleźć osobno. Każdy wiedział, że są ze sobą blisko, więc dlaczego tak bardzo zdziwił ich widok, gdy w pewien poniedziałek weszli do szkoły trzymając się za ręce? Dlaczego zostali zwyzywani, wyśmiani? Dlaczego mama Jongdae zalała się łzami, a ojciec Minseoka kazał mu zakończyć tą komedie i zachowywać się jak na mężczyznę przystało? Dlaczego nie mogli być w pełni sobą? Dlaczego ktoś im tego zakazuje i nie pozwala być razem? Dlaczego wraz z ujawnieniem ich związku została otwarta puszka Pandory, która powodowała lawinę problemów? Zostali wepchani na samo dno, już nie byli uznawani za ta spoko parę kumpli, z którą zawsze można było pogadać, liczyć na pomoc przy naprawianiu roweru lub samochodu czy na pożyczenie pary drobniaków. Nagle stali się trędowaci, ohydni, nic nie warci. Może dlatego Jongdae nie zdziwił sms w środku nocy, że ma spakować potrzebne rzeczy, skołować najwięcej pieniędzy jakie uda mu się znaleźć w domu i czekać na niego pod domem. Tak zrobił, wybierając z sejfu rodziców wszystkie, niemałe pieniądze, pakując do torby to co było potrzebne i wymykając się przez okno. Minseok już na niego czekał, stojąc przy starym,  nie używanym Chevrolet Chevelle jego ojca i wypalając papierosa trzęsącymi się dłońmi. Jongdae złapał jego twarz i złożył czuły pocałunek na pełnych wargach chcąc przekazać całym sobą, że będzie dobrze. Wrzucił torbę do bagażnika i usiadł na miejscu pasażera, czekać na Kim'a, który wypalając już peta, martwo wpatrywał się w dom. Zasiadł za kierownicą i wraz z wzejściem słońca w niedzielny poranek ruszyli przed siebie, uciekając od tego całego syfu.

Jadąc autostradą wyli do piosenek rockowych, wyćwiczonymi od szkolnego chóru głosami, odgarniali pasma włosów, wciąż rozwiewanych przez wiatr wpadający przez otwarte okna i cieszyli z każdej kolejnej chwili razem, mogąc bez krępacji dotykać się po udach i skradając pocałunki na czerwonych światłach, nie przejmując się tym, że ktoś znajomy ich zobaczy i oceni. Wszystko było tak spontaniczne. Za pierwszym razem, gdy przeliczyli się z wytrzymałością Minseoka stanęli pośrodku pustkowia, odjeżdżając na bezpieczną odległość od drogi, by otulić się jedyną kołdrą w drobne kwiatki i zasypiać, przyglądając się zachodzącemu słońcu. Gdyby nie Jongdae, wrażliwego na jakąkolwiek jasność podczas drzemania, nie zobaczyliby pięknego wschodu słońca przy którym wymienili się niezliczoną ilością pocałunków i ruchów.

Podróż przebiegała bez komplikacji, wydając zabrane pieniądze na paliwo i na tanie posiłki w barach dla innych takich typków co oni. Zajadając się lekko przypalonymi tostami i sadzonymi jajkami z bekonem, trzymali się za ręce, tylko trochę się irytując zniesmaczonymi spojrzeniami motocyklistów w skórach czy co chwilę pojawiającej się przy tęgawej kelnerki z rudą trwała, chcącej wysępić od nich kolejne grosze na niedobrej kawie, którą chętnie by zamienili na tą parzoną od Minseoka w letnie wieczory, popijając ją na prowizorycznej platformie na drzewie i oglądając gwiazdy. Teraz tez były gwiazdy, coraz bliżej i bliżej ich, jednak wciąż tak nieosiągalne. Mimo, że sami się nimi stali, kradnąc od roztrzepanego chłopaczka na przystanku gitarę i zarabiając drobniaki za jej pomocą na ulicach miast. Tworząc kojąca muzykę dla ucha w połączeniu z ich głosami, dawała im możliwość przetrwania każdego kolejnego dnia bycia wolnym, nieskrępowanym, a nawet sławnym. Bowiem plotki szybko się rozchodzą i szybko obiegła ludzi wiadomość o pewnej utalentowanej parze. Oni sami polubili tą rutynę, wsiadanie w samochód, przemierzanie kilometrów do kolejnego miasta, występowanie na ruchliwej ulicy, otoczeni przez wianek ludzi, gdzie dźwięk drobniaków mieszał się z dźwiękami gitary, ich melodyjnymi głosami i radosnymi okrzykami tłumu, na wydawanie pieniędzy na paliwo i kiepskie wyżerki, na kradzieży z idealnych domów, świeżych poszew na kołdrę, zapewniającą im prowizorkę normalnego życia, bo jakby nie patrząc to kołdra i samochód były jedyny rzeczami, które trzymały ich z przeszłością. 

--Żałujesz? -- Niewyraźny szept uciekł z ust Minseoka, wydmuchującego dym papierosowy i  spoglądającego na strojącego gitarę Jongdae. Chłopak zagryzł wargę i nie odpowiedział. Po pewnym czasie dopiero zerknął na czarnowłosego, samemu odgarniając swoje blond kosmyki i  podszedł do niego, opierając się o maskę samochodu.

--Co masz na myśli?

--Gdybyśmy nie ujawnili się... nie byłoby nas tutaj, bylibyśmy wciąż w mieście, ze wszystkimi i i nie wiem, czasami mam wrażenie, że źle zrobiłem...nie pytając cię nawet o zdanie czy chcesz ze mną opuścić ten cały gnój -- Minseok ze złością rzucił peta na ziemię i wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Jongdae siedział przez chwile cicho, by po chwili spleć palce i odwrócić go w swoją stronę.

--Przestań Minnie. Jesteś najlepszym co mnie spotkało, nie żałuje niczego, a szczególnie tego, że jesteśmy razem. Jest ciężko, ale nigdy bym nie zamienił tego co razem przeżyliśmy na coś innego. Nigdy -- Słowa Jongdae zostały w powietrzu, wpatrując się w siebie, w ich oczach mogli zobaczyć szczerą miłość. Wiedzieli, że wszystko co dotychczas przeżyli było warte, że ich miłość jest trwała i wszystko co ich spotka w przyszłości przetrwają. Problemy będą, ale mając bliska osobę obok siebie można przezwyciężyć wszystko. Ich usta złączyły się w słodkim pocałunku na tle wschodzącego słońca, by rozpocząć kolejny dzień, który jak zwykle chcieli przetrwać.

Problem, Kołdra, Muzyka |XiuChenWhere stories live. Discover now