Rodział 5- Powrót do Hogwartu

413 20 0
                                    

Budzi mnie deszcz odbijający się od parapetu. Podnoszę się na przedramionach i przecieram ręką oczy. Czuję, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych. Po porannej toalecie schodzę na dół, gdzie zastaje rodziców James'a. Pani Potter miała kłopoty z obudzeniem chłopaków, więc dlatego nadal jest tu tak cicho. Siadam przy stole i zabieram na swój talerz kilka kolorowych kanapek przygotowanych przez panią domu.

- Dzień dobry. - zagaduje pan Potter, gdy chłopcy wchodzą do pomieszczenia.

- Ta..dobry z pewnością. - odpowiada wściekle James.

Spoglądam na Syriusza, który wydaje mi się dziwnie spięty. Chłopak zasiada naprzeciw mnie, wiec obdarzam go pytającym wzrokiem. Przez chwilę patrzy w moje oczy, a potem spuszcza wzrok.

Cholera co się stało, przecież Syriusz się tak nie zachowuje.

Przez całe śniadanie obserwuję ciemnowłosego, jednak nie mogę stwierdzić co mu jest. Cisza jaka panuje przy stole kaleczy moje uszy. Bez Lily, Dian i Remusa, którzy wyjechali dwa dni po moich urodzinach, było tutaj zwyczajnie pusto.

- Dobra dzieciaki. Łapać za kufry i teleportujemy się na dworzec. - oznajmia nagle pan Potter, więc chłopcy ruszają na górę.

- Jestem gotowa. - mówię ocierając serwetką twarz.

- Aa.. - przerywam mężczyźnie dając mu znak, że kufer ukryłam w kieszeni spodni.

- Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. - tłumaczę, a pan Potter kiwa porozumiewawczo głową.

Kiedy chłopcy wreszcie zeszli na dół z kuframi teleportowaliśmy się na dworzec.

- Idę zająć przedział. Wy poszukajcie dziewczyn. - mówię stanowczo i ruszam w stronę pociągu bez czekania na ich odpowiedź.

Myśli docierają do mnie z ogromną siłą, przez co moją głowę przenika uporczywy ból. Nie mogę ich zablokować, chyba zbyt odzwyczaiłam się od tylu ludzi naraz. Pięć minut później znajduję wolny przedział, gdzie siadam. Opieram głowę o szybę i bezskutecznie staram się zapanować na tym chaosem w mojej głowie. W końcu po kilku minutach mogę poczuć ulgę, gdy ktoś wchodzi do przedziału.

Mel nie używają daru, nie używaj daru.

- Wszystko w porządku Mel? - mój spokój przerywa Remus.

- Nie bardzo. Nie mogę teraz używać swojego daru, co jest strasznie irytujące.

- Powtarzasz to co roku Mel. Powinnaś już przywyknąć za dwadzieścia minut i wszystko wróci do normy. - tłumaczy mi to wszystko jak małemu dziecku, czochrając po głowie.

- Masz racje- uśmiecham się do niego delikatnie.

- Remus ?

- Tak ? - pyta spokojnie.

- Dalej upierasz się przy swoim ? - miętolę w palcach koniec czarnej bluzy Syriusza.

- Tak. Lepiej żeby myślała, że do niej nic nie czuje. - ucieka wzrokiem.

- Remus, przecież tak nie można. Kochasz ją, a ona kocha Ciebie. Przecież to oczywiste !

- Mel ty nic nie rozumiesz ! - oburza się, spoglądając na mnie.

- Ja nie rozumiem?! Rozumiem więcej niż Ty czy Dianah !

- Na pewno. - prycha, a ja zaciskam pięści.

- A nie jest tak ?! Nawet nie masz pojęcia jak myśli różnią się od wypowiedzianych na głos słów !

- I co z tego ?!

Wszystko potoczyło się inaczej - Huncwoci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz