Narady u Willa Solace'a nie zdarzały się często i Percy niezmiernie się z tego cieszył. Po pierwsze - narady nigdy nie wróżyły nic dobrego. Po drugie - nie uśmiechało mu się przebywać w jednym pomieszczeniu z McRoy'em, z którym jego relacja zdążyła popsuć się jeszcze bardziej, mimo że nie przypuszczał, że jest to możliwe. A jednak było i w momencie, kiedy przekroczył próg mieszkania blondyna mógł przysiąc, że powietrze zgęstniało, gdy Ben przeniósł na niego swój wzrok.
— Will, jesteśmy w komplecie! — krzyknął, po czym ponownie nachylił się nad ladą, a z kanapy poderwała się Lily, posyłając Percy'emu promienny uśmiech.
— Wujek Percy! — podjechała do niego i uściskała krótko, na co Ben skrzywił się, jakby zjadł coś niedobrego. Lily jednak szybko wróciła na swoje miejsce, by dokończyć kolorowanie z szatynem.
— Nie rozumiem czemu tak go lubisz — mruknął Ben, układając kredki.
— Percy jest fajny — odpowiedziała na to Lily, podając mu zieloną kredkę. — Zawsze przynosi dużo dobrego, niebieskiego jedzenia i wujek Nico zawsze się przy nim uśmiecha. Tylko przy nim jest taki jak kiedyś... Benny, złamałeś mi kredkę. Znowu.
Zapadła cisza. Ben popatrzył się na swoją dłoń, w której rzeczywiście trzymał złamaną, zieloną kredkę i zaklął pod nosem. Wchodzący akurat do salonu Will obrzucił o karcącym spojrzeniem, a Percy parsknął śmiechem i usiadł na kanapie, obok Lily, po czym wyciągnął z torby pudełko kredek.
— Proszę, to dla ciebie.
Lily pisnęła z radości i chwyciła kredki, po czym rzuciła się Percy'emu na szyję, a on złapał ją w locie gdy wypadła z siedzenia w wózku inwalidzkim. Ben westchnął, najwyraźniej nie wiedząc, jak poradzić sobie z własnym gniewem; tymczasem Will postawił przed gośćmi herbaty i wygonił siostrę do pokoju. Lily niechętnie, jednak zebrała swój ,,warsztat" i przeniosła się do swojej sypialni. Dopiero kiedy drzwi się za nią zamknęły, Ben pozwolił sobie na mocne przekleństwo.
— McRoy, na Zeusa! — Will spojrzał na niego z irytacją. — Ile razy jeszcze będę musiał prosić cię, żebyś opanował ten swój niewyparzony język?
— Ile jeszcze minie czasu, zanim się przyzwyczaisz? — odpowiedział mu szatyn pytaniem na pytanie, po czym przeniósł wzrok na Percy'ego. — A ty skąd wiedziałeś, że złamie jej kredkę, lizusie?
— Zazdrosny? — Jackson zaśmiał się i upił łyka herbaty. — Mojry mi powiedziały. Twoim losem jest łamanie kredek biednym dziewczynkom.
— Ej, wcale nie jesteśmy tacy biedni — zaprotestował Will.
— A nie przewidziały twojej śmierci, Jackson? — spytał Ben, nachylając się prowokacyjnie nad ławą.
— Uspokójcie się, chłopaki.
Obaj zamilkli, wpatrując się w swoje herbaty. Will tylko pokręcił głową, totalnie zrezygnowany. Nie wiedział w jaki sposób ma zmusić tą dwójkę do współpracy, albo przynajmniej do wzajemnej tolerancji. Chociaż musiał przyznać, że Ben nieco spuścił z tonu od wizyty ojca Percy'ego.
Oh tak. To było coś. Podczas gdy Nico leżał nieprzytomny w szpitalu, pewnego, deszczowego dnia, sam Posejdon zapukał do drzwi mieszkania Willa, czym nieźle go zszokował. No bo niby jak ugościć jednego z bogów w małym, trzypokojowym mieszkaniu? Na szczęście Posejdon poprosił tylko o wodę, co z jakiegoś powodu wywołało napad śmiechu u Bena, który akurat był na miejscu.
Podczas tej wizyty ojciec Percy'ego wyjaśnił im sytuację. Wyjawił całą prawdę na temat Gai, pieczęci i ich roli w tym wszystkim. Will był w sumie najmniej zdziwiony - być może dlatego, że odkąd dokopał się do prawdziwych faktów na temat swojego ojca, resztą nie zastanowiła dla niego problemu. Ale, co najważniejsze, Posejdon potwierdził że od kilku miesięcy Percy był pod kontrolą sługusów Gai. Od tamtego dnia Ben odpuścił Percy'emu na tyle, na ile był w stanie, jednak nienawiść do niego została.
CZYTASZ
✓ Love Me || Percico
FanficDRUGA CZĘŚĆ SAVE ME Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a problemy zamiast znikać, tylko się nawarstwiają. Zdezorientowany Nico próbuje na nowo odbudować sobie życie, za fundament obierając jedyny znany mu wcześniej element własnej przeszłości...