Rozdział 71

1.7K 50 17
                                    

Tydzień później

W tym roku maj informował wszystkich o nadchodzącym lecie. Ciepłe, słoneczne dni sprawiały, że wszyscy myśleli o wakacjach i odpoczynku. Tego poranka w sypialni Banachów panował półmrok. Tylko niewielkie ilości słońca wdzierały się przez ciemne zasłony. Pierwszy obudził się Wiktor, którego stan zdrowia znacznie się poprawił i czuł się dobrze. Podparł się na łokciu i patrzył na śpiącą żonę. Ten codzienny widok jest jego rajem na ziemi, opoką, w której może się zatracić na wieki. Jej blond włosy opadały na czoło, a lekko rozchylone wargi czekały na kolejny pocałunek. Banach delikatnie zbliżył się do Anny i pocałował ją w nos. Kobieta uśmiechnęła się i otworzyła oczy. Wiktor od razu skierował wzrok na jej zielone tęczówki i wnikliwie się im przyglądał, a myślami był gdzieś daleko.

- Dlaczego tak patrzysz? – pytała jeszcze lekko zaspana kobieta.

- A bo tak sobie myślę... W sumie inni pomyśleliby, że zżera mnie monotonia, ale chciałbym się odnajdywać w twoich oczach, tak jak dziś, do końca życia. Patrzeć, jak twoja twarz zostanie przyozdobiona zmarszczkami, jak twoje włosy staną się siwe... Ale twój wzrok się nie zmieni. Oczy zostaną takie same i nadal będziesz patrzyła na mnie z taką miłością jak teraz. To moje marzenie. Abym mógł codziennie się tak budzić i mieć cię przy sobie – wyszeptał z uśmiechem na twarzy.

- Wiktor... - powiedziała ze łzami w oczach. – Jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi czegoś tak pięknego.

- To znaczy, że jeszcze nikt nie kochał cię tak mocno jak ja – zatopił się w jej ustach. Całowali się dopóki nie zabrakło im tchu.

- A może to i lepiej? – powiedziała Anna.

- Co lepiej?

- Że nikt mnie tak nie kochał. Przecież gdyby było inaczej, to ja nie byłabym tutaj z tobą – zaśmiała się.

- Wiesz co... Cieszę się, że jednak jesteś – uśmiechnął się Wiktor. – To co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem? Zosia już pewnie w szkole.

- Sugerujesz coś? – spojrzała na niego podejrzliwie. – Bo ja też mam pewną propozycję.

- To ja najpierw chciałbym przedstawić moją – zaczął składać pocałunki na jej szyi, ramionach, dekolcie. Zsunął ramiączka koszuli i odkrywał jej ciało, cały czas całując. Anna zarzuciła mu ręce na szyję, kiedy ten nad nią zawisł. Połączyli swoje usta w czułym pocałunku, a kiedy miało dojść do czegoś więcej, kobieta nagle przystopowała.

- Wiktor, nie możemy – powiedziała stanowczo i w tym momencie mężczyzna położył się obok niej, najwyraźniej zniesmaczony. – Nie pamiętasz, co mówił lekarz? Najwcześniej za miesiąc...

- Wiem, Anka – odpowiedział i odwrócił się w jej stronę. – Brakuje mi tego.

- Rozumiem cię, ja też bym bardzo chciała, ale twoje zdrowie jest najważniejsze. Przepraszam, jeśli jakoś cię sprowokowałam.

- Nie przepraszaj – uśmiechnął się do niej. - Dziękuję, że tak o mnie dbasz. Bardzo cię kocham – musnął jej wargi.

- Ja ciebie też – oddała pocałunek.

- To co? Jakie miała pani doktor propozycje?

- Duże śniadanie i długi spacer – uśmiechnęła się. – Ale najpierw toaleta. Ten szkrab ostatnio daje mi popalić – zmarszczyła czoło i udała się do łazienki.

Kiedy pół godziny później wyszła stamtąd już ubrana i umalowana, śniadanie czekało na stole. Weszła do kuchni i szeroko się uśmiechnęła na widok góry kanapek i gorącej herbaty.

Ona i On - Anna i Wiktor z Na sygnaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz